Moja pierwsza miniaturka, mam nadzieję,
że wam się spodoba, bo kto wie, może od tego będzie zależało
czy pojawi się ich więcej ;p
Nie no, na pewno coś jeszcze napisze,
więc spokojna głowa ;)
Mi się podoba, ale jestem ciekawa co
wy na to ?
miała się pojawić wcześniej, ale
kto by to czytał w Sylwestra ? Chyba nikt :p
Hymmm… Chciałabym wam życzyć w tym
nowym roczku dużo sukcesów, codziennie uśmiechu na twarzy,
żebyście walczyły o swoje marzenia i swoje cele, oraz nigdy się
nie poddawały. Byście z podniesioną głową kroczyły do przodu,
nie rozpamiętując złych chwil, a tylko te dobre ;*** Wszystkiego
dobrego w Nowym Roku ;)) <3
Ps: przepraszam za błędy ;**
Zmiany
Leżałam w swoim dorminatorium i już
od kilkunastu minut spoglądałam w sufit. Wspominałam wszystko co
się wydarzyło w ciągu ostatnich miesięcy. To już minęło,
niczego nie zmienię, ale ból i tęsknota nadal pozostała.
Przyjaciele… oni są blisko mnie, ale to nie to samo. Brakuje mi
rodziców, ich uśmiechów, czułych gestów. Choć wszyscy starają
się mnie zrozumieć to tak naprawdę tylko Harry jest to wstanie
pojąć przez co przechodzę. Przez ostatnie miesiące bardzo się do
siebie zbliżyliśmy. Jest wspaniałym przyjacielem i umie mnie
pocieszyć jak nikt inny, ale oni wszyscy są dla mnie za delikatni.
Ja potrzebuje kogoś kto wskaże mi drogę, kto da mi przęsłowego
kopa w tyłek, bym nie spoglądała w przeszłość, a nauczyła się
tworzyć lepszą przyszłość. Potrzebuje kogoś z silnym
charakterem, kto na mnie nawrzeszczy i da siłę do dalszej walki, do
dalszego życia… Moje rozmyślania przerwało nagłe pukanie do
drzwi.
- Tak ? – zapytałam słabym głosem.
- Miona wszystko w porządku ? –
usłyszałam zmartwiony głos Parvati.
- Tak, jasne. O co chodzi ?
- Od piętnastu minut trwa kolacja, a
ty się nie pojawiłaś, dlatego McGonagall kazała mi po ciebie
przyjść.
- Ohhh za pięć minut będę. Dzięki
kochana. – powiedziałam, w duchu przeklinając się za to, że nie
zwróciłam uwagi na godzinę. Przecież wiedziałam, że uczta
zaczyna się o 20:00. Nasza kochana pani profesor kazała się zjawić
wszystkim przebywającym w szkole i to bez spóźnień, ale ja –
jak zawsze muszę gdzieś odlecieć. Cholera, a tak mi się nie chcę
iść na ten bal. Sylwester, też mi okazja, po za tym w szkole było
może z pięćdziesiąt osób, bo reszta wyjechała na święta do
domu. No, ale cóż przyjść musiałam. Westchnąwszy, wstałam z
łóżka i wychodząc z pokoju jeszcze raz spojrzałam na siebie w
lustrze. Było dobrze i z tą myślą udałam się na ucztę do
Wielkiej Sali. Nie musiałam jak zawsze przybierać tego sztucznego
uśmiechu, bo wiem sala wyglądała przepięknie. Kiedy weszłam do
środka, uśmiech sam zawitał mi na twarzy. Rozejrzałam się i
dostrzegłam tylko jedno wolne miejsce przy stole, dlatego od razu
skierowałam swoje kroki, właśnie tam. Choć może wyda się to wam
dziwne, ale uwielbiałam kiedy wszyscy siedzieliśmy przy jednym
stole, nie ważne kto z jakiego domu był i czy to był nauczyciel.
Atmosfera była świetna i przecież o to właśnie chodziło. Nie
zrobiłam może dwóch kroków, jak usłyszałam głos Dumbledora.
- Panienko Granger, cieszymy się, że
w końcu pani do nas dołączyła. – powiedział, na co ja tylko
niewinnie się uśmiechnęłam i ruszyłam na swoje miejsce. -
Proszę usiądź, a ja korzystając z okazji chciałbym życzyć wam
miłej zabawy i… - ale dalej go nie słuchałam, bo wiem jakoś nie
wierzyłam w to, że nagle ten nowy rok okaże się lepszy od
poprzedniego. Znudzona jego przemową spojrzałam przed siebie. Mój
wzrok spotkał się z stalowo niebieskimi oczami Dracona Malfoya. Nie
wiedziałam co się ze mną dzieje, ale moje serce tak nagle zaczęło
bić mocniej, a ja nie mogłam oderwać od niego swych oczu.
- Mionka ! Halo, ziemia do Miony. –
usłyszałam czyjś głos i odwróciłam się w tamtą stronę, choć
przyznam, że zrobiłam to nie chętnie.
- Co się dzieje Max ? – spytałam
chłopaka z mojego domu, promiennie się przy tym uśmiechając.
- Ślicznie wyglądasz. Zresztą jak
zawsze. – powiedział, mrugając do mnie oczkiem.
- Bez przesady, a jak tam twoja
kontuzja ?
- Już jest lepiej. Pomfry mówi, że
za tydzień będę mógł z powrotem grać.
- Ooo to faktycznie jest powód do
szczęścia. – powiedziałam i zaczęłam zajadać się puddingiem
owocowym. Nim się zorientowałam po sali rozniosły się dźwięki
muzyki i wszyscy skierowali się na parkiet. Ja byłam w tej
mniejszości, bo wiem nie skora byłam do tańczenia, po za tym
zupełnie mi się nie chciało. Jednak nie było mi dane siedzieć
dłużej przy stole.
- Można prosić do tańca ? -
usłyszałam głos Maxa za swoimi plecami. Westchnęłam z
dezaprobatą, a na mojej twarzy pojawił się grymas, i wtedy właśnie
usłyszałam czyjś chichot. Ten dźwięk, chyba nigdy go nie
słyszałam, był taki naturalny… Wstałam od stołu, podając mu
dłoń, a on mnie złapał w tali i pociągnął na parkiet. Gdy się
odwróciłam, zdążyłam zauważyć śmiejącego się Malfoya… Tak
Malfoya, dziwne prawda ? I robił to tak szczerze, bez ironi i kpiny.
Niestety nie mogłam w spokoju o tym pomyśleć, bo Maxowi buzia się
nie zamykała i najchętniej w ogóle nie wypuszczał by mnie z
ramion. Szkoda tylko, że nie rozumiał, że między nami nic nie
będzie. On był miły, to prawda, był w jakiś sposób przystojny i
czarujący, ale nie dla mnie. Jakoś nie wyobrażałam sobie bycia z
nim, i choć dawałam mu znaki to on nie zwracał na to uwagi i dalej
ciągnął tom swoją grę. Na szczęście Parvati poprosiła go do
tańca, a ja odetchnęłam z ulgą. Nie zważając na innych
skierowałam swe kroki do wyjścia z Wielkiej Sali, a później na
Wieże Astronomiczną.
Od kiedy ją ujrzałem wchodzącą do
Wielkiej Sali nie mogłem oderwać od niej oczu. Musiałem przyznać,
że wyglądała olśniewająco, a ten uśmiech dodawał jej tylko
uroku, i takiej niewinności. Pierwszy raz od jakiegoś czasu
widziałem ją szczerze uśmiechniętą, bo wiem nie raz widziałem
uśmiech, a w oczach smutek. To było udawane, na pokaz… I
pomyśleć, że ja - Dracon Malfoy martwiłem się o tą dziewczynę,
o Gryfonke, o Hermione Granger. Doprawdy śmieszne… Ale kiedy nasze
oczy się spotkały, jejku Merlinie nie wiedziałem co się ze mną
dzieję, moje serce – ono zaczęło bić mocniej, jakby znajdowało
się tam stado motyli, które chcą wydostać się na zewnątrz. Ahhh
ale ten Max, czy jak mu tam musiał nam przerwać. Byłem wściekły
i to cholernie, ale czyżbym był zazdrosny ? No i jeszcze ten mój
śmiech kiedy widziałem grymas na twarzy Gryfonki, kiedy tamten
poprosił ją do tańca. Nie mogłem się powstrzymać, to było
takie urocze i w sumie widząc jej gest, odetchnąłem z ulgą. Ale
czego się bałem ? Jednak nie miałem zamiaru się nad tym dłużej
zastanawiać i tak jak dziewczyna ruszyłem do wyjścia z Wielkiej
Sali. Wiedziałem gdzie będzie i tam właśnie się udałem.
Wszedłem i zobaczyłem ją siedzącą na ziemi, opartą o kolumnę i
spoglądającą przed siebie, na niebo i gwiazdy. Wtem zawiał lekki
wiatr… Kilka pasemek wysunęło się z koka i opadło jej na twarz,
dzięki czemu wyglądała jeszcze piękniej. Do tego jeszcze ta
czerwona sukienka, wiązana na szyi, która odsłaniała jej plecy, i
która świetnie na niej leżała. Widziałem jak zadrżała z zimna,
dlatego nie zastanawiając się dłużej podszedłem do niej i
zarzuciłem na ramiona swoją marynarkę.
- Malfoy co ty robisz ? – zapytała
ze zdziwieniem, a nasze oczy na nowo się spotkały. Jednak
wiedziałem, że lepiej nie kusić losu, więc szybko odwróciłem
wzrok, przenosząc go przed siebie.
- Było ci zimno, a ja jestem
gentelmanem i…
- Ty i gentelman ? Phyyy, dobre sobie.
– powiedziała ze śmiechem, ale nie ociekającym kpiną. Zaśmiałem
się razem z nią, a ona znów spojrzała na mnie, nie co zaskoczona.
Widziałem jak mi się przygląda, a ja zamknąłem oczy i
delektowałem się jej bliskością.
- Zmieniłeś się. – stwierdziła.
- Nie, to ty po prostu mnie nigdy nie
poznałaś z tej właściwej strony.
- Że co ? To wtedy kiedy nazywałeś
mnie szlamą, kiedy się nad mną pastwiłeś i wyzywałeś, to wtedy
był jakiś inny Malfoy ? Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że tak po
prostu się uśmiechałeś i normalnie rozmawiałeś z przyjaciółmi
? Udawałeś i nic po za tym. – stwierdziła, nie zaszczycając
mnie nawet spojrzeniem.
- To jaki byłem kiedyś, to była
maska – nic po za tym. Teraz jest inaczej i teraz to nie ja udaje,
tylko ty.
- Co ? O czym ty mówisz ? – zapytała
lekko oburzona.
- Jak to co ? Non stop udajesz, już
nie ma tego szczerego uśmiechu co zawsze, ciągły smutek w oczach i
niechęć do wszystkiego i wszystkich. Dlaczego to robisz ? Czemu nie
możesz żyć dalej ? Czemu to rozpamiętujesz ? Czemu już nie widzę
tych iskierkach szczęścia w oczach i radości bijącej od ciebie na
każdym kroku ?
- Czemu ? Chcesz wiedzieć ? Otóż
straciłam rodziców, coś co ceniłam ponad życie. Ich do cholery
już nie ma, nie wrócą i mnie nie przytulą, mówiąc jak bardzo
mnie kochają. Nie ma ich i już ich nie będzie. Ale przecież jak
ktoś taki jak ty może to zrozumieć co ? Nie masz pojęcia o moim
bólu, mojej stracie, nic nie wiesz, a dajesz wskazówki jakbyś nie
wiadomo ile rozumów postradał. Ale zapomniałeś o jednym, a
mianowicie o tym, że tak naprawdę nigdy nie poczujesz się tak jak
ja. Nie będziesz wiedział, nie masz pojęcia… - i o ile pierwszą
część wypowiedzi zaczęła krzyczeć, to drugą wypowiedziała z
istnym spokojem znów siadając, na miejscu, z którego w akcie
wściekłości wstała.
- Nie jesteś sama na świecie Granger
i tak się składa, że coś o tym wiem. Ja nigdy nie miałem
rodziców, bo jak można nazwać kogoś rodzicem, gdy ten za jeden
uśmiech, za jeden czuły gest traktuje cię zaklęciem Crucio. Jak
można nazwać rodzicami, kogoś kto cię poniża, krytykuje i biję
? Jak można kogoś tak nazwać, kto nigdy nie przytulił swojego
dziecka, kto nie spędza z nim świąt, kto nigdy nic mu nie
podarował, kto w kółko powtarza, że liczy się władza i potęga,
kto opowiada dziesięcioletniemu chłopcu bajki na dobranoc, o tym
jak zabił kilku mugolaków, kto nigdy nie spędził z tobą twoich
urodzin i kto nigdy nie powiedział ci jak bardzo cię kocha i, że
jesteś dla niego najcenniejszym skarbem na ziemi. Teraz przewracają
się w grobach, ale co z tego ? Jak mogłem stracić rodziców, skoro
tak naprawdę nigdy ich nie miałem. No jak ? – zapytałem, uważnie
na nią spoglądając. Nie zauważyłem nawet kiedy wstałem z
miejsca to wszystko opowiadając. – Wiesz co Granger, ja naprawdę
bym się cieszył. Bo ty masz chociaż wspomnienia. Wspomnienia, w
których jesteś szczęśliwa, w których oni cię przytulali i
chwalili na każdym kroku. Bo ty wesz, że byłaś kochana, a ja ? Ja
nie mam już nic, i nie mam już nikogo. – powiedziałem i
skierowałem się do wyjścia. Jednak wtedy poczułem jej dotyk na
swojej dłoni. Pozwoliłem się odwrócić w jej stronę, spoglądając
w jej piękne oczy, które teraz wyrażały wielką skruchę i
zrozumienie.
- Przepraszam. – powiedziała cicho,
spuszczając głowę w dół.
- Nie ma za co. – odparłem tylko i
ruszyłem do wyjścia z Wieży Astronomicznej.
- Do cholery ja naprawdę cię
przepraszam. Nie chciałam, żeby tak wyszło. Malfoy do cholery,
zatrzymaj się. Proszę zostań ! – krzyczała, a ja odwróciłem
się i pokonując te kilka kroków znalazłem się przy niej. Jednak
znajdowałem się za blisko, bo wiem nasze twarze dzieliło za ledwie
kilka centymetrów.
- Powiedz mi, czemu miał bym tu zostać
? Podaj mi jeden, sensowny powód, a zostanę. Tylko… - jednak nie
dane mi było dokończyć, bo wiem ktoś wpił się w moje usta,
namiętnie całując. Nim się zorientowałem co się dzieje,
dziewczyna już się ode mnie oderwała, ale nie pozwoliłem jej na
to. Tym razem to ja zainicjowałem pocałunek, a Hermiona nie była
mi dłużna. Jedną ręką obejmowałem ją w pasie, przyciągając
ją do siebie co raz bliżej, natomiast druga spoczywała na jej
delikatnej twarzy. Ta wplotła ręce w moje włosy, na co z mojego
gardła wydobył się cichy pomruk. Czułem jak się uśmiecha…
Całowaliśmy się z taką pasją i pożądaniem. Nasze języki
wirujące w namiętnym tańcu… byliśmy tylko my i nasz ciała
spragnione dotyku drugiej osoby. Nie wiadomo jak i kiedy znaleźliśmy
się w moim dorminatorium, po drodze nie szczędząc sobie czułości
i pocałunków. Wylądowaliśmy na łóżku, Hermiona zaczęła
rozpinać moją koszule, a ja… ja zamarłem. Wiedziałem do czego
tutaj dojdzie, ale nie chciałem jej robić krzywdy. Naprawdę nie
chciałem by później tego żałowała… Oderwałem się od niej
szybko i wstałem z łóżka. Ta spojrzała na mnie zdezorientowana,
ale nie trwało to długo, bo wiem już po chwili była przy drzwiach
od dorminatoium.
- Gdzie ty idziesz ? – zapytałem,
nie świadomy kłębiących się w niej uczuć.
- Jak to gdzie ? Do siebie. Bo jak
widać już ci się znudziłam. – odparła, nawet na mnie nie
spoglądając.
- Nie. Jak mogłaś tak pomyśleć ? Ja
po prostu…ja, nie chcę cię skrzywdzić. – powiedziałem, na co
ona spojrzała na mnie ze zdziwieniem. – Ohh, wiem, że to głupio
zabrzmi i w ogóle. Ale ja… cholera Granger nie każ mi tego mówić.
– zawyłem, mając nadzieję, że to poskutkuje.
- Ale czego ? – zapytała, niewinnie
się przy tym uśmiechając i zbliżając się do mnie.
- Ehh ja… Granger, bo chodzi o to,
że…
- Ohh czyżby zabrakło słów ?
- Aaa Granger, jak ja cię…
- Kocham ? – zapytała, będąc
bardzo blisko mnie. Jej ciało tak blisko mojego, jej oddech na moim
karku…
- Może to zabrzmi śmiesznie, ale ja…
Niech cię piekło pochłonie Granger. Tak do cholery - zależy mi na
tobie, tak – cholernie mi się podobasz i tak – jak cię widzę
to moje serce zaczyna bić mocniej, i tak – jesteś cholernie
piękną i najbardziej niesamowitą kobietą, jaską przyszło mi
spotkać. – powiedziałem na jednym wdechu, a ona spojrzała na
mnie czule i pocałowała. Moje wyznanie, ono jej wystarczało i choć
nic nie powiedziała, to wiedziałem, że ona czuje do mnie to samo.
Właśnie wtedy zaczęliśmy nowe życie, właśnie wtedy
przestaliśmy udawać i rozpamiętywać to co było kiedyś. Właśnie
wtedy sobie przebaczyliśmy i właśnie wtedy zaczęła się nasza
niesamowita miłość. Właśnie wtedy, wraz z przyjściem Nowego
Roku.