sobota, 22 czerwca 2013

Rozdział 1

Hej wam moje miśki ;**
Jak zapewnie wiecie, albo i nie ;p rozdział miał być wczoraj i pisałam go ze 4 godziny na kompie, ale zapisała mi się połowa tekstu i ohh nawet sobie nie wyobrażacie, jak wściekła byłam
Mam jednak nadzieję, że wszystkim przypadnie do gustu 
i co ja będę wam paplała, miłego czytania ;))
I strasznie dziękuję za tak pozytywne komentarze pod prologiem ^^

***


Znów ten wkurzający dźwięk budzika. Podniosłam zaspane powieki i biorąc przedmiot w rękę, rzuciłam nim o ścianę. Słyszałam jak roztrzaskuję się na drobne kawałki i zniszczony ląduje na ziemi. Nastała cisza… Cisza, którą tak kocham i potrzebuję. Lubiłam w Hogwarcie przesiadywać pod moim ulubionym drzewem i najzwyczajniej w świecie myśleć. Zastanawiałam się nad tym co mnie czeka, kogo jeszcze przyjdzie m spotkać na swojej drodze, o moich planach i marzeniach, o mojej przyszłości. Kiedyś spędzałam wiele czasu z przyjaciółmi, czego świadectwem są nasze przygody przez te sześć lat nauki oraz wyprawa w poszukiwaniu Horkruksów. Było nam ciężko, ale mieliśmy siebie. Czułam się bezpiecznie w ich towarzystwie, oni zawsze mnie rozumieli i wspierali jak tylko mogli. Niestety czasy się zmieniły. Wszystko się zmieniło.
Przyjaciele… Tak strasznie się od nich oddaliłam. Wolałam samotność niż ich towarzystwo. Wiedziałam, że też cierpią, że jest im ciężko, ale oni mnie nie rozumieli. Nie rozumieli mojego bólu i smutku. Oni mieli siebie, mieli rodzinę, a Harry miał Ginny.
Myślałam, że kiedy Voldemort zginie będzie tylko lepiej, ale myliłam się. Ten potwór przyczynił się do śmierci osób, które tak kochałam. Najgorsze było to, że kiedy zostawałam sama przytłaczały mnie na okrągło te same myśli, a mianowicie co by było gdybym. Gdybym walczyła lepiej i sprawniej rzucała zaklęcia. Gdybym go nie zostawiła samego i przy nim była. Wtedy mogłabym mu pomoc, mogłabym go obronić czy też ostrzec. Teraz pewnie siedzielibyśmy wtuleni w siebie w Pokoju Wspólnym Gryffindoru przed kominkiem, śmialibyśmy się tak jak zawsze i wspominali dawne czasy. Kochałam jego radosny śmiech, jego żarty, uśmiech i te wieczne iskierki w oczach.
- Fred. – wypowiedziałam cicho imię bliźniaka i szloch wstrząsnął całym moim ciałem. Słone łzy skapywały mi z oczu i wsiąkały w poduszkę, na której spoczywała moja głowa. Płakałam z bezsilności, ukazując w ten sposób swój ból, żal, smutek. Nie chciałam tego, bo wiem wiedziałam, że Fred gdzieś tam jest i patrzy na mnie z góry. Że każe mi się podnieść, walczyć i nie poddawać się choćby nie wiem co. Doskonale o tym wiedziałam dlatego starałam się być silna, pokazać innym, że życie się na tym nie kończy. Wiedziałam, że innym jest ciężko, dlatego przed nimi udawałam. Udawałam, ale kiedy znajdowałam się sama w pokoju, wtedy wszystko zaczynało się od nowa. Samotność zawsze była przy mnie i kiedy już się uspokajałam dochodziłam do tego samego wniosku co zawsze. Rozwalanie i rzucanie budzikiem było głupie i bezsensowne, bo następnego ranka wszystko wyglądało tak samo. Westchnęłam zrezygnowana i biorąc w rękę różdżkę, skierowałam ją na pozostałości po budziku.
- Reparo. – powiedziałam, a przedmiot stał już naprawiony na szafce nocnej. Ziewnęłam przeciągając się na łóżku i przetarłam zapłakane oczy. Półprzytomna wstałam z pościeli nakładając na stopy miękkie kapcie. Z krzesła zgarnęłam szlafrok, który już po chwili spoczywał na moich gołych ramionach. Przeszłam do łazienki mijając po drodze leżące na ziemi pudła, worki i kartony, pokryte znaczną ilością kurzu. Nie miałam na to czasu. Nie miałam siły by od tak wziąć się w garść i zrobić z tym wszystkim porządek. Leżało to od momentu mojej przeprowadzki tutaj i raczej nie zamierzałam tego sprzątać w najbliższym czasie. Kiedy ruszyłam z Ronem i Harrym na poszukiwanie Horkruksów musiałam usunąć rodzicom mnie z ich wspomnień, z ich serca, z ich życia. To była tylko i wyłącznie moja decyzja, ale srogo przyszło mi za nią płacić. Po bitwie nie miałam swojego kąta, miejsca gdzie zamieszkam. Poszłam do pracy, a za zarobione pieniądze opłaciłam to mieszkanko. Państwo Wasley namawiali mnie do zamieszkania u nich, ale nie chciałam. Wolałam samotność, a oni starali się to zrozumieć.
Weszłam do malutkiego pomieszczenia i odkręcając wodę oblałam nią twarz, by później przetrzeć ręcznikiem. Nałożyłam pasty na szczoteczkę do zębów i myjąc zęby ruszyłam do kuchni, by wstawić wodę na kawę. Z szafki wyciągnęłam zieloną miseczkę i postawiłam ją na blacie, by po chwili wsypać do niej płatków kukurydzianych i zalać mlekiem. Z powrotem znalazłam się w łazience i płucząc usta odłożyłam szczoteczkę na swoje miejsce. Szybko przeczesałam swoje włosy i związałam w niedbałego koka. Z walizki wyjęłam ciemne jeansy, do tego biały T-shirt z napisami i trampki pod kolor bluzki. Po chwili siedziałam już ubrana w kuchni przy blacie zajadając się płatkami. W pomieszczeniu nagle dało się słyszeć gwizd czajnika. Wyłączyłam palnik i zalałam kubek z kawą, rozkoszując się jej cudownym zapachem. Kochałam jej smak i od razu poczułam się lepiej. Kiedy pozmywałam naczynia, schowałam różdżkę do kieszenie spodni i upewniając się, że drzwi są zamknięte teleportowałam się przed bramy Hogwartu. Spojrzałam na zamek i teren go otaczający, i od razu musiałam przyznać, że efekty naszej pracy były widoczne na pierwszy rzut oka. Co prawda jeszcze trochę pracy nam zostało, ale z zewnątrz zamek wyglądał tak jak wcześniej, a nawet lepiej. Zostały nam tylko drobne rzeczy w środku oraz Hogwarckie błonia, którymi miałam nadzieję, że przyjdzie mi się zająć. Ruszyłam do szkoły, a przed wejściem spotkałam profesor McGonagall.
- Dzień dobry. – powiedziałam, kiedy kobieta mnie dostrzegła.
- Witaj Hermiono. Dobrze, że jesteś.
- Tak ?
- Przyda nam się twoja pomoc w Wielkiej Sali.
- Oczywiście. Już tam idę.
- Ohh nawet nie wiesz jak się cieszę, że nam pomagasz.
- Nie byłabym sobą gdybym tego nie robiła. – powiedziałam lekko się uśmiechając i skierowałam swe kroki w wyznaczone miejsce. Udawanie chyba weszło mi w nawyk i musiałam przyznać sama przed sobą, że wychodziło mi to co raz lepiej. Kiedy przekroczyłam próg Wielkiej Sali od razu dostrzegłam sylwetki Hagrida i moich przyjaciół. W tej samej chwili jak na zawołanie wszyscy odwrócili się w moją stronę i przyjaźnie się uśmiechnęli. Zanim się obejrzałam już spoczywałam w ramionach drobnej, rudej osóbki jaką jest Ginny.
- Puszczaj. Udusisz mnie. – zaczęłam, ale dziewczyna mi przerwała.
- Hej Miona. – usłyszałam.
- No hej. Co cię napadło ? – spytałam rozmasowując swój obolały kark.
- Ja ? Ale o czym mówisz ?
- No widzimy się codziennie przez kilka godzin, a ty się ze mną witasz jakbyśmy się z dobry rok nie widziały.
- Ja… Nie ważne. Chciałam być miła, ale jak zwykle ty masz pretensje.
- Oj Ruda to nie tak. Daj spokój. – powiedziałam łapiąc dziewczynę za rękę i odwracając w swoją stronę.
- Jasne. – powiedziała jakaś przygaszona.
- Ej o co chodzi ?
- Nie nic.
- Mała proszę cię.
- Tylko nie mała ty wredna ropucho. – powiedziała, na co obje szczerze się zaśmiałyśmy.
- Osz ty zołzo jedna. Natychmiast mów mi o co chodzi.
- Ehh za dużo by opowiadać.
- Hymm mam pomysł. Wpadnij po mnie do pracy tak o 21:00. Wyjdziemy gdzieś, usiądziemy i pogadamy jak dawniej.
- No jak chcesz.
- Chcę, a teraz głowa do góry.
- Ehh jasne. – powiedziała Ruda i ruszyła w stronę Hagrida. Ja poszłam w jej ślady. Pól olbrzym zlecił nam prace nad wejściem do Wielkiej Sali, gdzie zamiast drzwi była wyżłobiona wielka dziura. Pracowałyśmy w ciszy tak jak zawsze. Świetnie się rozumiałyśmy i potrzebowałyśmy tego. Z dala sali można było słyszeć liczne śmiechy i rozmowy, ale nie przejmowałyśmy się tym. Skończyłyśmy prace przed 14:00, ale byłyśmy na tyle zmęczone, że od razu teleportowałyśmy się do domów, uprzednio żegnając się z innymi.


***


Wstałem wcześnie rano i przeciągając się spojrzałem na zegarek spoczywający na szafce nocnej. Wskazywał 6:30.
- Cholera. – zakląłem cicho i wstałem z łóżka zmierzając do łazienki. Mogłem jeszcze pospać, ale nie przecież coś musi mnie wybudzać ze snu pół godziny wcześniej niż zawsze. Wiedziałem, że już nie zasnę, zresztą nie było najmniejszego sensu kłaść się z powrotem. Podszedłem do umywalki i odkręcając wodę ochlapałem nią twarz. Miałem nadzieję, że to trochę mnie rozbudzi, ale jak widać nadzieja matką głupich. Spojrzałem w lustro i przybrałem na twarz ten swój ironiczny uśmieszek. Kobiety mnie kochały i doskonale o tym wiedziałem. Dlatego też lubiłem to wykorzystywać. Przeszedłem do pokoju zarzucając na siebie szare spodnie dresowe i jakiś starszy T-shirt. Wyszedłem z pokoju i nie robiąc może nawet pięciu kroków byłem już w sypialni Diabła. Rzuciłem się na jego łóżko przy okazji zgniatając mu nogi.
- Ałłł, co jest kurwa ? – usłyszałem jego wrzask.
- Wstawaj Zab. Czas pobiegać.
- Wal się Smoku i bierz ten swój tłusty zad z moich arystokratycznych nóżek.
- Oj Diable… Nie gadaj tylko chodź.
- Nie jeszcze minuta. Po za tym jest… Co ? przecież jest dopiero 6:35. Chyba cię pogrzało. Idź się leczyć.
- Ehh jak sobie chcesz. – powiedziałem i wstałem z łóżka. Ten tylko zamknął oczy i rozłożył się jeszcze bardziej. Uśmiechnąłem się ironicznie na myśl o swoim genialnym planie. Wyjąłem różdżkę i jednym jej machnięciem sprawiłem, że w Diabła poleciał strumień lodowatej wody. Po chwili można było słyszeć tylko jego przeraźliwy krzyk oraz wrzask i obelgi skierowane w moją stronę.
- Trzeba było wstać.
- Popamiętasz mnie. – warknął w moją stronę w tym samym czasie wycierając swoje włosy w ręcznik. Kiedy skończył naciągnął na siebie czarne spodnie i jakiś biały T-shirt oraz trampki pod jego kolor. Przechodząc obok mnie, uderzył z całej siły w plecy tak, że się zgiąłem z bólu.
- Ty idioto. Zabiję cię. – krzyknąłem, ale jego już nie było. Cicho stąpając na nogach ruszyłem korytarzem do wyjścia na ogród. Nasze matki jeszcze spały, a ja wolałem się im nie narażać, mając w pamięci ostatnią naszą wpadkę. Właśnie od tamtego momentu nauczyliśmy się zawsze rzucać zaklęcie wyciszające na nasze pokoje.
- Co tak długo stary ? – spytał Blasie kiedy wyszedłem na zewnątrz.
- Oj zamknij się. – odpowiedziałem i biegiem ruszyłem w stronę pobliskiego lasu. Od razu dołączył do mnie mój przyjaciel.
- Las ? – spytał nie co zdziwiony.
- Dawno tam nie biegaliśmy.
- Bo może nie lubimy ?
- To ty nie lubisz.
- Co za różnica ?
- Ty, a ja… Hymm… wielka.
- Phyy jak zawsze skromny. – powiedział na co szczerze się zaśmiałem. To był koniec naszej rozmowy i nie odezwaliśmy się do siebie słowem do końca ćwiczeń. Trochę mnie to zaskoczyło, ale uznałem, że to tylko moje głupie urojenia i wymysły. Diabeł pewnie nadal był na mnie wściekły o tą całą pobudkę. Za nim się obejrzałem znaleźliśmy się na terenie naszej posesji. Dom zaczynał tętnić życiem.
- Witam paniczów. – usłyszałem głos skrzata, na co pokiwałem tylko głową. Ruszyłem do swojego pokoju, by wziąć prysznic. Z szafy wyciągnąłem tylko czarne bokserki i zniknąłem w łazience. Zdjąłem z siebie te spocone ciuchy i weszłam pod prysznic, odkręcając korki z ciepłą wodą. Przechyliłem głowę do tyłu i rozkoszowałem się kroplami wody, spływającymi po moim nagim ciele. Straciłem poczucie czasu. Nagle usłyszałem jakiś huk i trzask. Otworzyłem oczy i ujrzałem przed drzwiami wściekłego Blaise w samym ręczniku. Uśmiechnąłem się kpiąco widząc jego włosy w pianie.
- Jak byś nie wiedział, to w tym domu są też inni ludzie, więc z łask swojej wyjdź spod tego prysznica. – zaczął spokojnie Diabeł, a każde jego słowo rosło na sile tak, że ostatnie frazy wręcz wykrzyczał. Był wściekły i dobrze o tym wiedziałem, ale jakoś specjalnie to mnie nie ruszyło. Wręcz przeciwnie cholernie bawiło.
- Nie musisz się na mnie wyżywać. Dziewczyna cię rzuciła czy po prostu nie potrafiłeś jej zaspokoić ? - spytałem, ironicznie się uśmiechając. To był mój błąd. Zab tylko na mnie spojrzał i odszedł zostawiając samego.
- Cholera. – zakląłem, uderzając pięścią w ścianę. Ja to mam wyczucie czasu. – Pieprzone szczęście. – dodałem i szybko osuszyłem swoje ciało ręcznikiem, i narzuciłem na siebie czarne bokserki. Przeszedłem do pokoju, a już po chwili miałem na sobie jeansy i czarną bluzkę na trzy czwarte rękawy. Poczochrałem swoje mokre włosy i zbiegłem do kuchni. Kiedy tam dotarłem, ujrzałem skrzatkę, która rozmawiała z moją matką.
- Witaj mamo. – powiedziałem, całując kobietę w policzek.
- Cześć Draco. Na co masz ochotę ?
- Ehh, a co znowu zabawiasz się w kucharkę ?
- Nie bądź złośliwy. – powiedziała na co tylko westchnąłem z rezygnacją.
- Dobra pasuje i zdaję się na ciebie.
- Na nas. – usłyszałem głos Ameli Zabini.
- Hymm no tak. Wie pani gdzie jest Blasie ?
- Ohh ile razy mam ci mówić Draco, że nie pani tylko ciociu ?
- Wiele. – odpowiedziałem, na co obie kobiety się zaśmiały.
- Co do mojego syna, to minęłam się z nim na korytarzu. Powiedział, że wróci na obiad. Był jakiś przybity. Nie wiesz może o co chodzi ?
- Nie, ja nie mam pojęcia. – skłamałem i ruszyłem do salonu. Rzuciłem się na kanapę i zamknąłem oczy, ale nie na długo, bo wiem już po chwili zajadałem się pysznymi naleśnikami naszych rodzicielek. Po posiłku wyszedłem na ogród by ochłonąć i w spokoju pomyśleć, nad zaistniałą sytuacją. Było mi głupio, choć nigdy bym się do tego nie przyznał. Gdybym pomyślał wcześniej to zauważyłbym, ze od wczoraj Diabeł był jakiś przybity, a dziś był mniej rozmowny niż zawsze i nie skory do żartów. Ehh mogłem tą ironię zachować dla siebie, ale nie przecież wiem najlepiej. Cały ja… Przepraszać nie miałem zamiaru i nigdy nie zniżyłbym się do takiego czynu. Byłem Malfoyem i to mi należał się szacunek. Kurde zresztą o czym ja myślę ? Zab mógł mi o tym wszystkim powiedzieć, ale nie on woli wszystko zachować tylko dla siebie. A skoro nie umie zaspokoić dziewczyny to już nie mój problem. To w zupełności jego wina i tego zamierzałem się trzymać.
- Paniczu obiad gotowy. – usłyszałem głos Kropki. Zdziwiłem się nie co, że to już ta godzina, ale ruszyłem za skrzatką, by już po chwili siedzieć w jadalni i zajadać się pieczonym kurczakiem. Usiadłem na przeciwko Blaise, ale nie odezwałem się do niego ani słowem.
- Nic się nie stało tak ? – spytała moja matka spoglądając na mnie uważnie. – Właśnie widać. – dodała tylko i nie odezwała się do mnie do końca posiłku, po cichu rozmawiając z Amelią. Kiedy skończyłem postanowiłem od razu teleportować się do Hogwartu i tak też zrobiłem. Pojawiając się w Wielkiej Sali dostrzegłem dwie sylwetki, które po chwili zniknęły mi z oczu.
- Malfoy. – usłyszałem tak znajomy głos.
- Czego Potter ? – spytałem odwracając się w jego stronę.
- Chyba ci się godziny pomyliły.
- Phyy to już nie mój problem. Coś ci się nie podoba to wyjdź.
- Ehh ty się nigdy nie zmienisz.
- Co za komplement z ust naszego Wybawcy. Nie dziękuję. – odpowiedziałem sztucznie się do niego uśmiechając.
- Malfoy…
- Hymm ?
- Chyba musisz sobie znaleźć nową panienkę, bo ta jak widać nie umie cię zaspokoić. – powiedział na co szczerze się zaśmiałem.
- Phyy i kto to mówi. – odparłem i ruszyłem na swoje stanowisko pracy. Nie minęła minuta, kiedy w Wielkiej Sali pojawił się Diabeł. Widziałem jak wita się z Potterem i Wesleyem. Widziałem jak rozmawiają. Odwróciłem się i zająłem swoją pracą, ale nie na długo. Słyszałem ich śmiechy. Nie wytrzymałem… Ruszyłem w ich stronę wściekły.
- Do cholery jasnej tu są też inni, więc się zamknijcie.
- Ooo Malfoy się wkurzył.
- Siedź cicho Rudzielcu.
- Smoku opanuj się. – usłyszałem głos Zabiniego.
- Widzimy się o 21:00 tam gdzie zawsze. Chyba mamy do pogadania. – warknąłem w jego stronę i teleportowałem się do domu.






sobota, 15 czerwca 2013

Prolog

Hej wszystkim ;**
Wiem, że trochę czekałyście, ale cóż uprzedzałam ;p
Pojawia się prolog i szczerze mam nadzieję, że przypadnie wam do gustu,
Choć nigdy nic nie wiadomo ;)
Krytykę oczywiście też przyjmuje,
więc śmiało pisać co tak naprawdę sądzicie ^^
Co do szablonu to przepraszam was strasznie, ale jak na razie jeszcze go nie mam ;((
Wyszło jak wyszło i ohh nie wściekać się tu na mnie ;p
Może sama coś pokombinuję xD
Choć nie wiem czy to dobry pomysł.
No cóż zapraszam do czytania i komentowania ;**
Jak chcecie się ze mną skontaktować to mój email everoseee@gmail.com



Prolog


To koniec.

Było po wszystkim.
Stałam tak i wpatrywałam się w ciemne niebo,
w którym można było ujrzeć blade przebłyski słońca.
Wokół unosił się czarny dym,
a wszystko pokryte było pyłem z leżących nieopodal gruzów.
Powolnym krokiem zmierzyłam w stronę zamku.
Mijałam brudne, zmasakrowane ciała.

Krew…

Wszędzie była krew.

Ludzkie twarze zastygłe w przerażeniu, cierpieniu, smutku, bólu.
Nie spodziewające się ataku.
Ten gorzki, nieprzyjemny zapach, który doprowadzał do mdłości.
Nie chciałam tego czuć.
Nie chciałam tu być.
Odwróciłam się.

Zbyt szybko.

Upadłam…

Moja ręka wylądowała w czymś ciepłym i zawiłym.
Spojrzałam w miejsce gdzie spoczywała.
To był mój błąd.
Po okolicy rozniósł się krzyk.

Mój krzyk.

Byłam przerażona.
Szybko wyciągnęłam rękę,
ale one nie chciały się odczepić.
Ludzkie flaki zaplątały mi się w dłoń,
a ja nią tylko machałam by jak najszybciej się tego pozbyć.
Nie wiedziałam dlaczego zaczęłam płakać.
Słone łzy skapywały mi z oczu.

Byłam bezsilna.

Prosiłam w duchu o pomoc.
Chyba poskutkowało.
Na ręce pozostał tylko czerwony ślad.
Chciałam zetrzeć łzy.
Podniosłam rękę ku twarzy.

Kolejny błąd…

Ten metaliczny zapach.

Poczułam skurcz w żołądku i nagłe mdłości.
Pochyliłam się w bok, zwracając resztki posiłku.
Czułam się fatalnie.
Siedziałam tak, nie mogąc dojść do siebie.
To wszystko tak mnie przytłaczało.
Nie pamiętam jak, ale wstałam i ruszyłam dalej, chwiejąc się na nogach.
Kręciło mi się w głowie, a oczy same się zamykały.
Wzięłam głębszy oddech,
By ochłonąć i wziąć się w garść.
Przecież było już po wszystkim.

Prawie…

Musiałam go znaleźć.
Musiałam go dotknąć.
Zobaczyć jego uśmiech i móc go przytulić.
Wiedziałam, że moi przyjaciele przeżyli.
Widziałam ich całych i zdrowych,
ale nigdzie jego.
Rozglądałam się na wszystkie strony.
Widziałam twarze wykrzywione w bólu, cierpieniu.
I nagle przed oczami mignęła mi tak znajoma barwa włosów.
Spojrzałam tam jeszcze raz.
Nie zważając na ból w nodze, szybko pobiegłam w stronę chłopaka.
Odwróciłam jego twarz.

To był on…
Mój ukochany.
Choć go wołałam,
choć krzyczałam jego imię
i błagałam by otworzył oczy
to na nic.
On mnie nie słyszał,
nie widział mnie.
Jego już tu nie było.
Umarł, a ja razem z nim…




sobota, 1 czerwca 2013

Eve rosee

Hej wszystkim ;))


Zapewne niektóre z was już mnie znają i miały styczność z moim opowiadaniu na http://hid.bloog.pl/ gdzie pisałam własną historie Dramione.
 Jeśli nie to wiedzcie, że możecie tam zawsze wpaść i ją przeczytać,
 ale myśle, że znajdzie się na nią tutaj miejsce ;p 
Hymm szczerze mówiąć to ta historia będzie pisana na spontanie,
 choć jakiś tam zarys sytuacji  i wydarzeń mam,
 ale i tak zapewne będę to zmieniała z kilkanaście razy.
Nie zdradzam niczego więcej i trzymam was w napięciu ;p
A może wy macie jakieś pomysły i wasze koncepcje,
 z którymi chcecie się podzielić ?
Kto wie może właśnie coś przypadnie mi do gustu i to wykorzystam
 ^^  nie wstydźcie się i piszcie :)
Co do szablonu to pewna miła osóbka zaoferowała mi swoją pomoc,
 za co jestem jej niezmiernie wdzięczna
 i myślę, że za jakiś czas będziecie mogły zobaczyć jej efekty pracy ;p
Notka pierwsza pojawi się jak szablon będzie gotowy,
 a nawet trochę później - myślę, że za 2 tygodnie ;p
przepraszam, że tak długo, ale cóż jest koniec roku, a nauczyciele pogłupieli, więc muszę jeszcze wytrwać do wystawiania ocen, a później to luzy ^^
hymm chyba to wszystko co mam dla was do przekazania,
 jak narazie ;p
jak mi się coś przypomni to będę pisała  :))
pozdrawiam ciepło i przesyłam moc buziaków ;***   
Dragonfly bądź Eve rosee jak kto woli :))



PS: nie żartowałam z tymi waszymi pomysłami, więc pisać mi tu :)