niedziela, 29 grudnia 2013

Rozdział 9

Chyba nie znajdę słów, na to jak bardzo jest mi przykro, że tak długo mnie nie było i nie dodawałam nowej notki. W moim życiu się tyle dzieję, choć wiem, że moje wyjaśnienia będą banalne i pewnie wiele z was jest jeszcze ciężej, bądź z czymś się zmaga, ale mam nadzieję, że mnie zrozumiecie. Otóż matura tuż, tuż, no i pewnie jesteście zaskoczone, że zaraz kończę liceum, ale jakoś nie czuję się dorosła. Wszyscy mówią mi, że wyglądam na 15/16 lat i tak właśnie się czuję. O wiele lepiej dogaduję się z osobami młodszymi ode mnie, ale cóż to może dlatego, że dorosłość mnie przeraża. Teraz mam tyle nauki, nie mam chwili wytchnienia, powinnam się uczyć przedmiotów maturalnych, no ale brak czasu… nawet nie wiem co chcę dalej robić w życiu, to jest takie ciężkie i trudne. Nie potrafię zdecydować… Przepraszam, że mnie nie było, że nie czytałam waszych blogów i nowych notek na nich zamieszczanych, jest mi strasznie z tego powodu przykro i żałuję. Mam nadzieję, że nowy rok przyniesie mi zmiany na lepsze, że nie opuszczę tego bloga na tak długo. Nie wiem, ale straciłam wenę, poczucie czasu, a ta historia wydała mi się taka nudna i nijaka. Bo prawdą jest, że nie umiem pisać, wiele z was jest ode mnie młodsza i pisze lepiej ode mnie, za co naprawdę was podziwiam. Cóż ja chyba nigdy nie będę dobra z polskiego, lepiej mi idzie w przedmiotach ścisłych, ale kocham pisać i jak na razie zamierzam to robić dalej. Za mną moja 18 – nastka, święta, no i teraz Nowy Rok, a później studniówka… Dużo się dzieję, no i mnie nie było, ale mam nadzieję, że jest jeszcze ktoś kto będzie dalej czytał tego bloga. Pozdrawiam moje myszki ;**** i strasznie was kocham, już zawsze <3 Jutro powinna pojawić się miniaturka, albo we wtorek. I mam nadzieję, że jeszcze nie jedną przyjdzie mi napisać ;)) aaaa no i bym zapomniała, za co też strasznie przepraszam, szablon był wykonany już trzy miesiące temu, ale no skoro tu mnie nie było, to nie miałam kiedy go dopasować i w ogóle, ale szablon jest niesamowity, zakochałam się w nim i dziękuję ♥ Kocham <3 choć coś mi nie stykło w ustawieniach, a nie wiem jak to zmienić, by tło wpasywało się z liniami z szablonu, kurde nie wiem jak to wyjaśnić, nie chciałam mieć suwaka na dole, no i przekombinowałam... pomóżcie, będę niezmiernie wdzięczna ;*** No i w końcu do czytania ^^


***



- Miona… - usłyszałam cichy szept. Zaskoczyło mnie to, bo w tym głosie było tyle uczucia, emocji, wypowiedziane z taką pasją. Nie mogłam uwierzyć, ale kiedy ponownie spojrzałam w oczy swego wybawcy, wtedy zrozumiałam. Doznałam jeszcze większego szoku, bo wiem przede mną stał ślizgoński Casanova, zmora mojego wczorajszego dnia.
- Malfoy ? – zapytałam z lekkim niedowierzaniem. Widocznie teraz dotarło do chłopaka kim jestem.
- Granger ! Co ty do cholery wyrabiasz ? – zapytał, zmieniając swój ton.
- Co ja niby wyrabiam ? Ja tu tylko stoję.
- Phyy nie ma co inteligenta to ty na pewno nie jesteś.
- Haha i kto to mówi ? Odezwał się wielki Draco Malfoy, arystokrata od siedmiu boleści. – mówiłam, gestykulując przy tym rękoma.
- Oj Granger, Granger naucz się najpierw chodzić, a wtedy pogadamy. I z łaski swojej odsuń się ode mnie, bo brak mi powietrza. Takie… takie coś jak ty…
- Takie jak ja ? No powiedz kim dla ciebie jestem, powiedz, że nic dla ciebie nie znaczę. Szkoda tylko, że to ty z własnej woli dotykasz kogoś takiego jak ja. Czyżbyś jednak zmienił zdanie ? – zapytałam przybliżając się do niego. Nasze twarze dzieliło zaledwie kilka centymetrów, a ja… Ja nie wiedziałam co się ze mną dzieję, nagle zrobiło mi się tak gorąco. Jednak reakcja Malfoya na moje słowa była natychmiastowa. Zdając sobie sprawę, że nadal trzyma mnie w tali, zabrał swoje ręce, ale tak jakby z ociągnięciem, tak jakby chciał by one tam jeszcze trwały, tak jakby…. Ahhh Miona co się z tobą dzieję do licha ? Zwariowałam, ja zwariowałam, muszę się leczyć. Przecież to Malfoy, to jest przystojny Malfoy, mega przystojny…. A wczoraj ? Co to miało znaczyć wczoraj ? On dla mnie nie istnieje, nie istnieje, on… - jednak ten nie istniejący ktoś właśnie przerwał mi jakże cudowną wymianę zdań pomiędzy mną, a mną ?
- Ejj ziemia do Granger.
- Oj czego Malfoy ?
- Eee to nie ja mruczałem sam do siebie.
- Co ? Jak to mruczałam ? Co słyszałeś ? – zapytałam lekko spanikowana.
- Hahah Granger no wiesz, dużo ciekawych rzeczy się dowiedziałem, na przykład o sobie. – powiedział na co ja wybałuszyłam oczy na wierzch, przecież to nie możliwe by mnie słyszał, to nie… Jestem skończona.
- No co Granger ? Przyznaj, że na mnie lecisz. – powiedział, po czym zaczął się do mnie zbliżać.
-Phyy chyba śnisz Smoczku. Jeśli ktoś tu na kogoś leci to zdecydowanie jesteś to ty. Co nie pamiętasz naszego wczorajszego, jakże miłego spotkania ? – zapytałam, mając nadzieję, że ten padalec tylko ze mnie drwi i chcę się ze mnie po prostu ponabijać. Po korytarzu rozniósł się jego donośny śmiech ociekający drwiną.
- Ohh nie rozśmieszaj mnie Granger. Ja i ty to dwa różne światy, ja jestem tym lepszym, ty należysz do tych gorszych. Powinnaś znać swoje miejsce i dobrze ci radzę na przyszłość nie gadaj takich głupot, bo wtedy mnie popamiętasz.
- A co grozisz mi Malfoy ?
- Potraktuj to jak chcesz szlaaamo. – powiedział, cedząc te słowa jak największe przekleństwo.
- Ty, ty…
- Tylko się nie popluj.
- Wal się Malfoy. – krzyknęłam nieźle już wkurzona.
- Ohhh co za propozycja. Tutaj ? Przy tobie ? Nie, raczej dziękuję, ale w końcu się przyznałaś do swoich uczuć wobec mojej osoby. Naprawdę mi cię żal Granger.
- Jesteś skończonym kretynem.
- Oo ktoś coś mówił ? Bo chyba się przesłyszałem, a teraz żegnam, ale mam ważniejsze sprawy na głowie niż rozmowa z tobą, jeśli można to tak nazwać. – powiedział i odszedł, nie zaszczycając mnie ani jednym spojrzeniem.
- Ahhh nienawidzę cię Draconie Mafoyu. Nienawidzę… - powiedziałam i ruszyłam w stronę wieży Gryffindoru. Kiedy tam weszłam zastałam Ginny i Harrego siedzących na kanapie, naprzeciwko kominka.
- Hej gołąbeczki. – powiedziałam siadając obok nich.
- No hej Mionka. Jak tam pogadanka z Dumbledorem ?
- Chciał ze mną porozmawiać o rodzicach i siostrze.
- No to opowiadaj. Da się im jakoś odwrócić pamięć ?
- No właśnie nie. – powiedziałam nie co przygnębiona i spojrzałam na iskrzący się ogień w kominku.
- Ej Hermi. Wszystko będzie dobrze. – powiedziała Ruda przytulając się do mnie.
- Nie.
- Jak to nie ? Będzie i koniec kropka. Nie waż się myśleć inaczej, bo nie ręczę za siebie.
- Dzięki, ale czegoś tu nie rozumiem.
- Czego ? – zapytała, nie co zbita z tropu.
- Przecież, jeszcze przed paroma godzinami chodziłaś na mnie wkurzona jak osa, a teraz tak po prostu pocieszasz ?
- Ojj no przemyślałam trochę sprawę. – powiedziała ze skruchą, spuszczając głowę w dół.
- Hymm ? – dałam znak by kontynuowała.
- Wiesz, że nie trawie tego zwyrodnialca jakim jest Zabini, ale ty go lubisz, a ja nie chcę cię stracić. To twój wybór, no i nie mogę wybierać ci przyjaciół, ale uważaj na niego i pamiętaj, że na mnie też możesz liczyć.
- Oj ty Wiewióreczko. – powiedziałam czochrając ją po włosach.
- Ale… - zaczęła, a ja dałam jej znak, by kontynuowała. – Ale, jeśli ten… ten osobnik zacznie się ze mnie nabijać i przezywać, to nie będę mu dłużna. Zrozumiane ?
- Jasne, pogadam z nim.
- A jak cię nie posłucha, to ja już mu dam popalić. – powiedziała, przebiegle się przy tym uśmiechając.
- Haha Ginny kochanie. Jesteś najwspanialszą przyjaciółką jaką kiedykolwiek miałam.
- Ej, a ja to co ? – oburzył się Harry.
- Ohh no ty też Wybrańcu, ty też… - powiedziałam i się do nich przytuliłam. Czułam, że wszystko powoli wraca do normy, że ktoś spogląda na mnie z góry i kieruje co robić i, w którą stronę mam iść. Czułam to i wiedziałam, że tym kimś jest mój ukochany, mój Fred…


***


- Cholerna Granger, cholerna, pieprzona Granger – mówiłem pod nosem idąc w stronę lochów. Ta dziewczyna, ta Gryfona doprowadzała mnie do granic wytrzymałości, Jak ona w ogóle śmiała ? Jak śmiała mi się postawić ?A co najgorsza stwierdzić, że ona mi się podoba. Granger ? Czy ona naprawdę jest głupia ? Ahh szlak by to trafił, mam już jej dość, a to jej dopiero pierwszy dzień w Hogwarcie. No i powiedzcie mi jak mam to znieś ? Jeśli będę tak na nią wpadał codziennie, nie to, żebym miał coś przeciwko, to… Stop, wróć, co ja powiedziałam ? Jejku to niemożliwe, chyba zwariowałem…. Stanowczo mam coś przeciwko jej drobnemu ciałku w moich silnych dłoniach i czekoladowego spojrzenia… Aaaa zamknij się Malfoy, zamknij się, bo się pogrążasz. To nie miało tak być. Ja ją nienawidzę, nienawidzę. Nie mogę taki być, nie mogę mieć takich wątpliwości. Granger po prostu dla mnie nie istnieje, nie istnieje i jest zwykłą brudną, nic nie wartą… szlamą. – i choć mówiłem to w swoich myślach, choć nie wypowiadałem tych słów na głos to na końcu się zawahałem. Dlaczego ? Na to pytanie, nie znałem już odpowiedzi i nawet nie zorientowałem się kiedy doszedłem już do Pokoju Wspólnego Ślizgonów, później do swojego dorminatorium i zmęczony dzisiejszym dniem, padłem na łóżko, uprzednio ściągając z siebie ubrania, i pogrążając się w głębokim śnie.
Następnego dnia obudziłem się w miarę wypoczęty, ale co się dziwić, była sobota. Nie trzeba było wcześniej wstawać, by zdążyć na nudne wykłady. Westchnąłem z dezaprobatą, przypominając sobie wczorajsze wydarzenia. To wszystko nie miało tak wyglądać. Chciałem się zmienić, choć w jakimś stopniu. Wiem, że trudno w to uwierzyć, ale rozmowa z Blaisem wiele mi uświadomiła, On zawsze był przy mnie i wspierał, on jako jedyny mnie rozumiał i wiedział, dlaczego taki jestem. Jednak ja nie potrafiłem się zmienić tak z dnia na dzień i wiem, że Diabeł poświęcił na to wiele czasu, ale ja nie potrafię. Cholera nie potrafię być miły, nie potrafię… Mój ojciec był tyranem bez serca, nie chcę tu kogoś obwiniać, ale to on miał wpływ na moje zachowanie. Władza i potęga, tylko to się dla niego liczyło. Zabini nie miał ojca, miał to szczęście, że jego ojciec zginął w jednej z misji dla Voldemorta, kiedy ten był jeszcze niemowlakiem. Może powiecie, że to głupie, ale zazdrościłem mu. Tak cholernie mu zazdrościłem, bo może wtedy łatwiej by mi przyszło się zmienić, łatwiej by mi było zapomnieć o tym co się działo i jakim potworem kiedyś byłem. A ona ? Ona niczym nie zawiniła. Ona…
- Cholera Malfoy, nie myśl o tym. – wrzasnąłem na siebie i uderzyłem pięścią w stół.
- Oj, ktoś tu nie ma humorku. – usłyszałem głos Diabła.
- Nie twój interes Zabini. Czego chcesz ?
- Wyluzuj stary. Po prostu pomyślałem, że razem pójdziemy na śniadanie.
- No dobra. Daj mi pięć minut. – powiedziałem i biorąc po drodze ciuchy ruszyłem do łazienki. Zarzuciłem na siebie ciemne jeansy, szary podkoszulek, a na to koszule w kratę, podwijając w niej rękawy. Przemyłem twarz wodą i na szybko umyłem zęby. Spojrzałem w lustro…
- Cholerne włosy. – zawyłem, widząc swoją fryzurę w lustrze. Przejechałem po nich ręką, trochę żelu i gotowe. Taki trochę artystyczny nie ład, ale co tu dużo mówić – wyglądałem zabójczo. Jejku i pomyśleć, że kiedyś chodziłem ciągle w tych ulizanych włosach i garniaczku. To musiało wyglądać okropnie. Skrzywiłem się na samą myśl i żeby pozbyć się obrazu w głowie energicznie nią potrząsnąłem. Wyszedłem z łazienki, przybierając na twarzy swój ironiczny uśmieszek.
- Miało być pięć minut, a nie piętnaście. – narzekał Diabeł.
- Oj Blaise, po prostu nie mogłem się na siebie napatrzeć.
- Taa wmawiaj sobie. – powiedział i wyszliśmy z mojego pokoju.
- Ktoś tu chyba mi zazdrości.
- Nie doczekanie twoje Malfoy. – powiedział ździelając mnie po głowie. Wtedy dołączyła do nas Pansy i spojrzała na nas krytycznym wzrokiem.
- O co znowu chodzi chłopaki ? Czy wy choć raz nie możecie się zachowywać przyzwoicie ? Jaki wy przykład dajecie młodym ?
- Uuu zaleciało mi tu Granger. – powiedziałem na co zaczęliśmy się śmiać.
- Ohh dajcie spokój. Po prostu…
- No co ? – zapytałem, kiedy dziewczyna umilkła.
- Chcę ich przeprosić.
- Serio chcesz z nimi zawrzeć rozejm ? Ale, że z nimi ?
- Tak, serio. – powiedziała i przyspieszyła kroku, oddalając się od nas.
- Ludzie co was wszystkich ugryzło ? A po za tym kiedy chciałeś mi powiedzieć, że ty i taa… ta kujonica Granger się znacie ? A może jesteście blisko co ? Może jesteś z tą, pożal się…
- Radzę ci nie kończyć Draco i słuchaj tego co ci powiem, bo więcej razy się nie powtórzę. Jeśli jeszcze raz przy mnie nazwiesz Hermione szlamą, bądź obrazisz Wasley to obiecuję ci, że gorzko tego pożałujesz. Miona to świetna dziewczyna i sam byś się o tym przekonał, gdybyś tylko zechciał ją bliżej poznać. Wiele w życiu przeszła, tak jak my, ale choć miała gorsze dni, choć nie wszystko szło po jej myśli to nie poddała się. Przed wojną usunęła swoim rodzicom i siostrze pamięć. Zrobiła to, by ich chronić… Po śmierci Freda postanowiła ich odnaleźć i choć sama mówi, że to dzięki mnie na nowo znalazła w sobie siłę do życia, to ja wiem, że ona sama jest sobie wdzięczna. Potrzebowała tylko kogoś ktoś jej pomoże, kto da jej nadzieję, a w tym wypadku akurat trafiło na mnie. Kiedy odnalazła swoją rodzinę, choć to był tylko przypadek myślała, że już wszystko będzie dobrze, że wszystko się zmieni, a tu bahhh – okazało się, że oni jej nie pamiętają. Na nic zdały się zaklęcia. Ta dziewczynka, która została wczoraj przydzielona do Gryffindoru to właśnie jej siostra. Miona cierpi, bo ta jej nie poznaje, ale cieszy się, że ma ją przy sobie i może choć w jakimś stopniu być obecna w jej życiu. A teraz wyobraź sobie, że ciebie to spotyka. Już po wszystkim, po całej wojnie, ty nadal musisz walczyć, musisz odnaleźć rodzinę, musisz przywrócić im pamięć, ale to nie działa, i choć są blisko ciebie, to nic nie pamiętają. To tak jakby Lucas nie wiedział o twoim istnieniu i żył ze świadomością, że nigdy nie miał brata. Jak ty byś się wtedy czuł ? Co byś wtedy zrobił ? Hermiona, choć tego nie okazuje i gra twardą to cierpi. Cierpi, bo nie może przytulić siostry, i nie może powiedzieć jej jak bardzo za nią tęskniła. Ona to straciła i nie wiadomo, czy kiedykolwiek odzyska, a ty jeszcze się nad nią pastwisz i wyzywasz. Naprawdę zastanów się nad tym co robisz i co w życiu jest najważniejsze. – powiedział Blasie i tak po prostu odszedł, a ja tam stałem niezdolny do jakiegokolwiek ruchu. To co powiedział Diabeł… On miał rację. Hermiona Granger nie zasłużyła na takie traktowanie z mojej strony. Właśnie wtedy do końca to do mnie dotarło i właśnie wtedy obiecałem sobie, że już nigdy więcej nie nazwę jej szlamą. Nigdy więcej, nigdy…


***


Wszystko w tym zamku mnie zachwycało, no i to jedzenie… Nigdy w życiu nie miałam niczego pyszniejszego. Nie to, że moja mama nie umie gotować, ale to tutaj, ohhh to wszystko jest jak z innej bajki. Westchnęłam, przypominając sobie każdy zakątek tego miejsca, czym zwróciłam na siebie uwagę Hermiony.
- Co się dzieję Rose ? – usłyszałam jej ciepły głos.
- Nic Miona. Po prostu to miejsce tak na mnie działa, i ta magia wyczuwalna w każdym zakamarku.
- Mam rozumieć, że ci się podoba ?
- Podoba ? Jestem oczarowana. – powiedziałam, gestykulując przy tym rękoma.
- No to wcinaj. To ciasto jest pyszne. – powiedziała wskazując, na paterę przed nami. – I z przykrością muszę stwierdzić, że lepsze niż bananowo- czekoladowa rozkosz mamy. – dodała, a ja na nią spojrzałam ze zdziwieniem. Skąd wiedziała, że to moje ulubione ciasto ? I skąd wiedziała, że robi mi je mama ? No i skąd znała nazwę ?
- Ale skąd ty… - jednak nie dane mi było dokończyć, bo przerwała mi Hermiona.
- Twoja mama opowiadała, że to twoje ulubione, zresztą jadłam je u was. – powiedziała nie co zmieszana, ale ja nie wnikałam.
- Ahh całkiem możliwe. – powiedziałam uśmiechając się do niej i nakładając sobie kawałek czekoladowej babki. Już po pierwszym kęsie musiałam się z nią zgodzić, bo wiem ciasto było pyszne i rozpływało się w ustach. Popijałam właśnie sok dyniowy, kiedy zauważyłam, że kilka miejsc dalej, ktoś wstaje od naszego stołu. Mimowolnie spojrzałam w tamtą stronę, no i ujrzałam jego. Chłopaka, na którego wpadliśmy wczoraj na błoniach. Ten przeczuwając, że ktoś na niego patrzy odwrócił się w moją stronę, a ja natychmiast spojrzałam w swój talerz, udając, że wcale się na niego nie gapiłam.
- Co to miało być ? – zapytała Miona.
- Ale co ? – udawałam zdziwienie.
- Jak to co ? Ktoś tu chyba wpadł komuś w oko. – powiedziała promiennie się uśmiechając.
- Ojj przestań. Wcale, że nie.
- Rose ?
- Tak ? – spytałam, spoglądając na Ginny.
- Przed Mioną nic nie da się ukryć. Po za tym ten chłopak… gdybyś widziała jego uroczy uśmiech, kiedy na ciebie spoglądał.
- Co ? Jak to ? On się uśmiechał ?
- Oj tak, i chyba ktoś tu się wygadał.
- Ohhh Ginn. Ty podstępna małpo. – powiedziałam, obrażając się na nie, choć w głębi serca rozpierała mnie radość.
- Haha nie obrażaj mnie mała. Wiesz, że rude to też wredne. – powiedziała czochrając mnie po włosach.
- Ej ja jestem młodsza. Miona ta twoje przyjaciółka się nade mną pastwi.
- Wyluzujcie, wy moje głuptasy. – odpowiedziała dając mi i Rudej po buziaku, a ja cicho zachichotałam. Wtedy spojrzałam przed siebie i ujrzałam Harrego, uważnie się nam przyglądającego.
- A ty zawsze taki cichy ? Wczoraj byłeś dość gadatliwy. – zapytałam uważnie na niego patrząc. Na moje słowa wszyscy dookoła zaczęli się śmiać, a ja nie wiedziałam o co im chodzi.
- Oj młoda. Po prostu tak uroczo wszystkie wyglądałyście, że nie miałem serca wam przeszkadzać. Zresztą wiem, że jeśli kobiety gadają o facetach, to broń boże im przeszkadzać.
- Ale my, wcale nie…
- Wiem swoje Rose. – powiedział i mrugnął do mnie oczkiem, na co ja oczywiście musiałam się zarumienić. Ahh taka już moja natura. Ciekawe po kim to mam ?
- Gotowi na grę w Quidditcha ? – usłyszałam Ginn, a wszyscy twierdząco pokiwali głowami, tylko ja siedziałam i wpatrywałam się w nich, nie wiedząc o co chodzi.
- Wszystko ci wyjaśnimy, a później zagramy, bądź po prostu polatamy na miotłach. – dopowiedział Harry, spoglądając na moją nie rozumiejącą minę.
- To my latamy na miotłach ? – zapytałam, czym już drugi raz, rozbawiłam wszystkich znajdujących się przy stole. Zapowiadał się naprawdę fantastyczny dzień.


środa, 4 września 2013

Rozdział 8

Trochę później, ale jest ;p
Mam nadzieję, że się na mnie nie gniewacie
wiem, że rozdział krótki i pewnie dużo błędów, dlatego was przepraszam ;****
pozdrawiam mychy moje kochane <3
taaa niestety zaczęła się szkoła...


***


Wstawałam właśnie od stołu, kiedy podleciała do mnie szara sówka. Zrzuciła list i za nim zdążyłam po niego sięgnąć, już je nie było. Zaciekawiona czym prędzej otworzyłam kopertę.
Wiadomość w nim wcale mnie nie zdziwiła, ale obawiałam się tego co mnie czeka. Mina mi zrzedła po przeczytaniu krótkiego liściku. Bałam się konsekwencji swego czynu, w końcu nie powinnam opuszczać szkoły i znikać sobie od tak, bo mi się podoba. Szukałam rodziny to prawda, ale jednak powinnam powiadomić o tym Dumbledora, albo chociaż o mojej chwilowej nieobecności. Jednak nie widziałam w tym sensu, ponieważ nie byłam pewna swojego powrotu tutaj, a po za tym nie miałam do tego głowy. Jednak chcąc nie chcąc musiałam się zjawić w gabinecie dyrektora o godzinie 20:00. Schowałam kartkę do szaty i wraz z przyjaciółmi, i siostrą ruszyłam do wieży Gryffindoru. Opowiadałam młodej o każdej napotkanej rzeczy, obrazie czy też mijanych duchach. Nie powiem na początku Rose była tym wszystkim przerażona, ale z minuty na minutę była co raz bardziej rozmowniejsza. Cieszył mnie widoczny zachwyt w jej oczach i uśmiech na twarzy. O to przecież mi chodziło. Spojrzałam przed siebie i przed portretem Grubej Damy dostrzegłam jakiegoś chłopaka. Im bliżej wejścia byłam tym bardziej widziałam jego zarys twarzy oraz ten radosny uśmiech. Wiedziałam kto tam stoi… Nie zastanawiając się nad tym co robię podbiegłam do chłopaka i rzuciłam mu się w ramiona. Ten przytulił mnie z całej siły i podniósł do góry.
- Oj Diable…
- Ohh co się dzieję mała ?
- Nic, ja po prostu cieszę się, że cię widzę.
- Aż tak się stęskniłaś ?
- Ohh nie żartuj, a ty nie ? – spytałam i uważnie na niego spojrzałam.
- Hymn… sam nie wiem. Może troszkę…
- Zaaab.
- No dobra, dobra mała. Tęskniłem i to bardzo. – powiedział i znowu mnie uściskał.
- No ja myślę. – odpowiedziałam i dopiero teraz usłyszałam chrząknięcie. Odwróciłam się w stronę Harrego, który był nie co zaskoczony, Rudej, która wyrażała wściekłość i Rose, która przyglądała mi się z nie małym zainteresowaniem.
- Hej Wybrańcu.
- O hej Blaise. Wy się znacie ? – zapytał wskazując na mnie i na chłopaka.
- Noo taka jakby. Poznaliśmy się przed moim wyjazdem.
- O serio ? Czemu nie pochwaliłaś się w liście ? – zapytał, a ja sama nie wiedziałam co odpowiedzieć.
- Wiesz jak jest. Zapomniałam.
- Ohh z pewnością. – usłyszałam głos Ginny.
- Eeem o co chodzi ? – zapytałam, spoglądając na dziewczynę.
- O co mi chodzi ? O tego pieprzonego Ślizgona.
- Ginn proszę cię. Nie teraz. – powiedziałam dobitnie na nią spoglądając. Chyba zrozumiała, bo nie odezwała się już słowem i posyłając jeszcze jedno wrogie spojrzenie w stronę Diabła zniknęła za portretem Grubej Damy. Poczułam jak ktoś ciągnie mnie za skrawek szaty. To była moja siostra.
- Ahh tak po za tym poznaj Rose.
- Hej jestem Blaise. Dla przyjaciół Diabeł. – odparł i podał dziewczynce rękę. O nic nie pytał, nie wnikał w nic za co byłam mu wdzięczna. Jedno spojrzenie na mnie mu wystarczyło, by wiedzieć, że to nie jest odpowiedni moment i na pewno dowie się wszystkiego w swoim czasie.
- Dobra ja lecę. Zobaczymy się później ? – zapytał z nadzieją.
- Ahh nawet nie wiesz jak bardzo bym chciała, ale nie mogę. Muszę pomóc się wypakować Rose, a o 20:00 muszę się stawić u Dumbledora.
- Ooo Hermino przeskrobałaś już coś ? Przecież jesteś tu dopiero kilka godzin. – powiedział Harry na co wszyscy się zaśmialiśmy.
- Oj grabisz sobie, grabisz.
- Ehh czyli się nie zobaczymy ?
- No nie bardzo. Miałam pokazać Rose zamek i klasy, ale chyba będę muszę to przełożyć na jutro.
- No coś ty ! Przecież ja z Pottim ją oprowadzimy co nie mała ?
- Dla mnie bomba. – odpowiedziała uradowana i spojrzała na mnie błagalnie. Jaka mogłam jej odmówić ?
- Niech wam będzie, ale… Ale Harry, Blaise macie jej pilnować zrozumiano ?
- Tak jest szefie. – odpowiedzieli salutując, na co się zaśmiałam.
- Kochane głupole. – powiedziałam, przytulając ich do siebie. Pożegnałam się z Diabłem i kiedy ten odszedł, wszyscy ruszyliśmy do Pokoju Wspólnego Gryfonów.


***


Nadal nie mogłam uwierzyć w to wszystko co działo się wokół mnie. Nawet łapię się nad tym, że myślę, że to tylko i wyłącznie sen, z którego niebawem przyjdzie mi się obudzić. Jednak tak nie jest z czego strasznie się cieszę. Ohh i pomyśleć, że to były tak nudne wakacje i nie chciałam wracać do szkoły, a tu taka niespodzianka. Magia to coś wspaniałego, coś o czym zawsze marzyłam i czego zawsze chciałam doświadczyć, ale cóż się dziwić po dwunastolatce. Jednak nigdy, przenigdy nie przypuszczałam, że jeden dzień, jedna osoba może tyle zmienić moim życiu. Pojawienie się Hermiony, ohhh tyle jej zawdzięczam. Ona opowiedziała mi o tym świecie i to właśnie jej zawdzięczam to, że tu jestem. Wiem, że to co mnie spotka w Hogwarcie będzie niezwykłe i jedyne w swoim rodzaju. Wiem, że to zmieni moje życie oraz nastawienie do niektórych spraw. Choć jeszcze nie poznałam zamku, czarów czy też ludzi to cieszę się, że tu jestem.
- Rose ja już idę. Jak coś zejdź do Pokoju Wspólnego. Harry za niedługo powinien się tam pojawić. – usłyszałam głos Miony i po chwili już jej nie było. Schowałam ostatnie ubrania do szafy i ruszyłam do wcześniej wspomnianego miejsca. Wiedziałam, że chłopaki nie przedostaną się do naszych dorminatorium chyba, że użyją czarów, ale nie chciałam nikomu robić problemów. Ehh nie mogłam przywyknąć to tych dziwnych nazw, ale jeszcze trochę i pewnie wszystkiego się nauczę. Kiedy przekroczyłam próg salonu wszystkie zebrane tam osoby, odwróciły twarz w moją stronę. No tak ja to miałam dopiero wejście, wszyscy mnie znali, a raczej widzieli, a ja niestety nikogo. Podążyłam do czerwonej kanapy, na której siedziała mała blondyneczka. Na pewno była w moim wieku. Usiadłam na sofie i rozejrzałam się po pomieszczeniu. Widok pomieszczenia zachwycał i zaniemówiłam tak, jak za pierwszym razem, kiedy to Hermina z Harrym o wszystkim mi opowiadali i wszystko pokazywali. Byłam wniebowzięta tymi barwami, przedmiotami oraz postaciami poruszającymi się na obrazach. To wszystko było takie magiczne.
- Ładnie tu prawda ? – usłyszałam pytanie i odwróciłam się w stronę dziewczynki. Zawstydzona moim wzrokiem opuściła głowę w dół.
- Tak to miejsce jest niesamowite.
- Jak cały zamek.
- Tego jeszcze nie wiem. Jestem tu dopiero od kilku godzin.
- Ahh to ty. – odparła i uważniej na mnie spojrzała.
- No tak wyszło, a tak po za tym jestem Rose.
- A ja Lena. – powiedziała dziewczynka i podała m dłoń na powitanie, którą oczywiście ja przyjęłam.
- Ehh i jak na razie ci się podoba ?
- Żartujesz ? Jest rewelacyjnie. Wiesz, ja wcześniej nie wiedziałam, że jestem czarodziejką. Dowiedziałam się dwa tygodnie temu.
- Naprawdę ? A ja dwa dni temu. I też była u ciebie Miona ?
- Eee kto taki ?
- No Hermiona. Ta dziewczyna, z którą weszłam do Wielkiej Sali.
- Ahh nie. U mnie był dyrektor, ale nie ma co tobie też troszkę zazdroszczę.
- Ale czego ?
- No to sama Hermiona Granger. Ta Hermiona Granger, ta która pomogła pokonać Toma Riddle. Po za tym jest bardzo inteligenta, jak nie najmądrzejsza w tej szkole i do tego jaka piękna. Chciałabym w przyszłości wyglądać jak ona.
- No do tego muszę się zgodzić. Jest bardzo ładna.
- No te jej oczy i włosy. Nie wiem czy wiesz, ale ją trochę przypominasz.
- E tam… Wydaje ci się, ale lepiej mi opowiedz o tym całym Tomie.
- Ahh no tak, sama nic nie wiedziałam, ale opowiedzieli mi w pociągu. Więc… - jednak nie dane było jej dokończyć, bo wiem przerwał nam Harry.
- Gotowa ? – zapytał i spojrzał na mnie oraz na Lene.
- Ahh tak. Przepraszam cię, muszę już lecieć. Opowiesz mi innym razem. – powiedziałam do dziewczyny i ruszyłam za kruczoczarnym chłopakiem w stronę wyjścia. Przed portretem czekał na nas Blaise. Wszyscy zgodnie ruszyliśmy przed siebie, a raczej ja za chłopakami, bo nie bardzo orientowałam się jeszcze co gdzie jest. Muszę przyznać, że było naprawdę fajnie. Śmialiśmy się, wygłupialiśmy, opowiadałam im o sobie i o moich zainteresowaniach, a oni pokazywali mi wszystkie klasy, sale, łazienki, sowiarnie no i oczywiście bibliotekę. Musiałam przyznać byłam nią zachwycona, ale nie zaraz, wróć… To wszystko było wprost nie realne, wspaniałe, zaskakujące i ciekawe. Sama gubiłam się już w swoich odczuciach. Ale chłopaki najlepsze zostawili na sam koniec. Wieża astronomiczna, bo tak chyba się nazywała, a raczej widoki z niej były po prostu bajeczne. Mogłabym tam siedzieć i siedzieć, ale nie było czasu, bo wiem zostały nam jeszcze błonia. Jednak moja ekscytacja wcale nie malała, a właśnie co raz bardziej się zwiększała. Okazało się, że na zewnątrz wszystko było cudowne, tak jak cały zamek. Wiedziałam już gdzie będę spędzała wieczory.
- Bajka. – powiedziałam i niedowierzając pokiwałam głową.
- Tak to wszystko jest niesamowite. – odparł Harry, stojący obok mnie.
- Wracamy ? Robi się już ciemno. – zapytał Diabeł na co pokiwałam tylko głową. Ruszyliśmy do zamku i kiedy już miałam zamiar wejść do środka, ni stąd ni zowąd drzwi nagle się otworzyły i ktoś na mnie wpadł. Podniosłam głowę do góry i ujrzałam niebiesko szare oczy. Niesamowite…Patrzyły na mnie z takim zainteresowaniem.
- Yyyhy – usłyszałam chrząknięcie i zrobiłam dwa kroki do tyłu, gratulując sobie swojej głupoty. Spojrzałam na chłopaka. Dopiero teraz mogłam ujrzeć, że jest blondynem o radosnym uśmiechu i szczupłej sylwetce.
- Hej Lucas. Co tu robisz ? Już jest ciemno.
- Ahh hej Diable. Nie zauważyłem cię. Zapomniałem bluzy, dlatego po nią wracam.
- Ohh no tak byłeś zbyt zajęty patrzeniem na kogoś innego. – odparł, na co ja lekko się zarumieniłam.
- Ymm ja już pójdę po tą bluzę. – powiedział chłopak i spoglądając na mnie ostatni raz ruszył w stronę jeziora, a my udaliśmy się do zamku. Jednak nie mogłam przestać o nim myśleć, nie potrafiłam wybić sobie z głowy tych jego oczu i cudownego uśmiechu. Nie potrafiłam, a może nie chciałam ?



W tym samym czasie.



- Truskawkowy sorbet. – wypowiedziałam hasło, a posąg przedstawiający chimere rozsunął się i tym samym umożliwił mi wejście do gabinetu dyrektora. Zapukałam do drzwi i czekałam na jakąś reakcje.
- Proszę. – usłyszałam i weszłam do środka. Musiałam przyznać, że odkąd ostatni raz tu byłam nic, a nic się nie zmieniło. Te same kolory ścian, te same meble i ta sama osoba na właściwym miejscu.
- Witam dyrektorze. Wzywał mnie profesor do siebie.
- Ahh oczywiście. Proszę sobie usiąść moja droga. – powiedział i też tak zrobiłam
- Dyrektorze ja… - zaczęłam, ale przerwała mi przed chwilą wspomniana osoba.
- Może ja zacznę. Jeśli pozwolisz ?
- Dobrze.
-Wiesz Hermino, życie już takie jest, że płata nam figle. Jeden dzień, jedna godzina, minuta czy sekunda może zmienić nasze życie oraz to co z nim związane. Jedna decyzja, jedno zdanie, jedna myśl potrafi też uratować wiele istnień. Tylko pytanie co wybrać ? Pomoc innym czy własnej rodzinie ? Ratować wiele innych istnień czy swoich bliskich ? Ty postąpiłaś szlachetnie i uwierz mi, ja sam nie był bym wstanie zrobić czegoś takiego jak ty. Nie odważył bym się usunąć pamięć swojej jedynej rodzinie, tym samym skazując siebie na samotność i cierpienie. Nie jestem taki. A ty to zrobiłaś, zrobiłaś za co cię podziwiam.
- Profesorze Dumbledore, ale ja wcale tak się nie czuję .Zrobiłam coś co podpowiadało mi serce. Wiedziałam, że muszę tak zrobić, inaczej bym ich straciła.
- Hermino straciłaś ich, ale odnalazłaś. Widocznie ktoś tam z góry na ciebie patrzy i życzy ci szczęścia, bo dokonałaś czegoś niemożliwego. Wiesz przecież, że twoi rodzice mogli być wszędzie, a ty byś ich szukała i szukała. Ale ty nie zaprzestałaś, za cel wzięłaś sobie odnalezienie bliskich. Podziwiam twój upór i determinacje. – powiedział Albus, a mi się zrobiło wstyd. Wstyd, że prawda jest inna, że zwątpiłam, że się poddałam.
- Ehh to nie tak. Ja zaprzestałam poszukiwań, byłam bezsilna. Czułam, że nie dam dłużej rady… Ja, ja nie jestem silna. Nie jestem silna. – powtórzyłam i zamilkłam.
- Ależ jesteś. Gdyby nie, to nie było by tu twojej siostry. Nie wiedziała by o tym kim jest i, że istnieje ten inny świat. To ty wskazałaś jej drogę, właśnie ty, a to nie lada wyzwanie.
- Dziękuję profesorze, ale mam pewne pytanie.
- Tak ?
- Chodzi o to, że moje zaklęcie nie działa, nie potrafiłam przywrócić im pamięci. Dlaczego tak się stało ? Dlaczego to nie pomogło ?
- Panieno Granger naprawdę chciałbym odpowiedzieć na te pytania, ale sam nie znam odpowiedzi. Widocznie to zaklęcie musiało być bardzo mocno rzucone. Nic się na to nie poradzi, chyba, że z czasem oni zaczną coś sobie przypominać. Przepraszam…
- Nie to ja… Dziękuję i czy mogłabym pójść do siebie ?
- Oczywiście Hermino. Dobrej nocy i nie trać nadziei, bo ona jest tu najważniejsza. – usłyszałam jeszcze i posyłając wdzięczny uśmiech Dumbledorowi wyszłam z pomieszczenia. Nie interesowało mnie to co się dzieję wokół mnie, ani to co mijam. Byłam zbyt zajęta natłokiem myśli w swojej głowie. Nie mogłam uwierzyć, że nie ma żadnego ratunku, że nic nie da się zrobić. Jedna samotna łza spłynęła po moim bladym policzku. Jedna łza, jeden zakręt… Wpadłam na kogoś i kiedy już myślałam, że nabije sobie niezłego siniaka, ktoś złapał mnie w tali, chroniąc mnie przed upadkiem. Podniosłam głowę do góry, chcąc podziękować swojemu wybawcy i zaniemówiłam. Te oczy…







poniedziałek, 26 sierpnia 2013

Rozdział 7

Witam moje małe kochane myszeczki ;** ohhh cóż mam wam powiedzieć ? nie będę tu prowadziła wywodów na temat tego jaka jestem zła i okropna, ja to doskonale wiem, no i co mam ukrywać po raz setny , tak znowu was przepraszam <3
Nie wiecie jak mi głupio, że tak długo każe wam czekać na rozdział kolejny, ale ten tydzień miałam straszy, zresztą poprzedni nie lepszy i mało czasu wolnego, dlatego też was nie odwiedziłam i nie przeczytałam waszych notek ;p
Ohhh postaram się to wam jakoś wynagrodzić i może szybciej dodam notkę kolejną ?
Na pewno szybciej niż za tydzień…
Ahhh przechodząc do kolejnych spraw to wiem, że ta cała sytuacja z rodzicami Miony i jej siostrą dość szybko się wyjaśniła, a raczej, że tak szybko jej uwierzyli, ale no uległam wam, bo chciałyście już Dramione, dlatego tak szybko…
To tyle, ale bardzo chciałabym wam podziękować. Jesteście wspaniali i cieszę się, że osób, które czytają moje nieszczęsne wypociny przybywa ;***
Dziękuję, że jesteście ze mną i strasznie was kocham <3


***


Nie mogłem uwierzyć w swoje szczęście. Ona tu była, widziałem ją… nic się nie zmieniła odkąd pierwszy raz ją ujrzałem, wtedy pod księgarnią babci. Piękna, zjawiskowa i już z daleka można było dostrzec te iskierki szczęścia w jej ciepłych oczach. Chcąc nie chcąc musiałem przyznać, że zachwycała mnie całym swoim wyglądem. Nie znałem jej to prawda, ale co z tego ? Przecież to się szybko mogło zmienić. Nie wiem co się ze mną działo, przecież nigdy taki nie byłem, nigdy tak się nie zachowywałem. A teraz, aż trudno uwierzyć, ale śledziłem ją, by tylko się czegoś o niej dowiedzieć. To było chore i sam doskonale o tym wiedziałem, ale nie mogłem się oprzeć pokusie. Wszystko w niej był tak naturalne, że aż nie realne. Musiałem dowiedzieć się jaka jest, skąd pochodzi, gdzie mieszka. Intrygowało mnie to co robi w wolnym czasie, z kim się umawia i czy ma kogoś. Pragnąłem tego jak nigdy niczego innego. I może dużej przyszło by mi podziwiać jej delikatne ruchy i wolny chód, ale byłem tak skoncentrowany na dziewczynie, że nie zauważyłem wystającego pnia. Runąłem jak długi na ziemie, w myślach przeklinając pozostałości drzewa, jak i samego siebie za brak uwagi. Ahh co ze mnie za kretyn… Nagle usłyszałem jej głos.
- Przepraszam, może panu pomóc ? – zapytała, a ja podniosłem głowę do góry. Szybko wstałem na nogi i otrzepałem spodnie. Odruch bezwarunkowy…
- Nie trzeba, ale dziękuję. – odpowiedziałem i na nią spojrzałem. Na moją twarz padło światło z stojącej w pobliżu latarni.
- Ahh to ty. – usłyszałem, a na jej twarzy dostrzegalny był grymas zawodu i niechęci. Coś mi on przypominał, a raczej kogoś… Nie wiem czemu, ale znów naszło mnie to dziwne przeczucie, że my już się znamy, że nie raz widziałem ten zadarty nosek i czekoladowe oczy.
- Wiesz no, może ja… no i ty… - cholera jasna co się dzieje ? Co to ma znaczyć ? Nigdy tak nie było i zawsze potrafiłem się wysłowić. To całe jąkanie, kuźwa czym ja tak się przejmuje ? To nie normalne. Czyżby mi zależało ? To nie w moim stylu. To nie jestem ja. Ja jestem Mafoyiem, arystokratą o najczystszej krwi, jaką kiedykolwiek ktoś miał, a Malfoyowie tacy nie są. Chciałem w to wierzyć, przekonać się, że tak jest, ale nic z tego. Nie potrafiłem…
- Hymn przepraszam za mój nie takt. Jestem Draco. Draco Malfoy. – powiedziałem i podałem jej dłoń na powitanie, którą ta ujęła w swoją i lekko potrząsnęła. Jednak nie dane mi było długo napajać się jej dotykiem, bo ta szybko ją zabrała.
- Eee ja… Mów mi Miona. – powiedziała lekko zmieszana, ale nie przejąłem się tym.
- Może masz ochotę na jakiś spacer ?
- Przepraszam, ale nie mogę. Muszę już iść.
- Jak to ? To może cię odprowadzę ?
- Ohh no i wtedy to już w ogóle nie będę miała prywatności. Wiesz będziesz mnie nachodził, wydzwaniał… Nie znam cię, a co jeśli jesteś jakimś psychopatą ? – zapytała, uważnie na mnie spoglądając. Widziałem iskierki rozbawienie w jej oczach, zresztą sam nie mogłem się powstrzymać od parsknięcia donośnym śmiechem.
- Naprawdę ? Wyglądam ci na jakiegoś wariata ?
- Hymn jak by tak to przeanalizować… - mówiąc przekręcała głowę na boki, uważnie mi się przyglądając. – No wiesz ostatnio czytałam w gazecie o ucieczce kilku osobników z domu wariatów. Może jesteś jednym z nich.
- Ohh nie teraz to już na pewno odprowadzę cię do domu. Uznajmy to za rekompensatę.
- Ale kogo ? Bo ja jakoś nie czuję się nagrodzona.
- Jak to kogo ? Oczywiście moja. Obraziłaś mnie.
- Haha no tak moje zachowanie było karygodne.
- Ehh a jakby co to cię obronie. No wiesz jakby któryś z tych wariatów cię zaatakował.
- Ależ nie trzeba. Mieszkam w tamtym budynku. – powiedziała, a palcem wskazała błękitną kamienice, znajdującą się kilka metrów dalej. Miałem pecha, bo wiem ze spaceru nici.
- Ahh czyli na pewno na nic cię nie namówię ?
- Przepraszam, ale nie mogę. Zresztą nie wiesz co mówisz. Tak będzie lepiej. – powiedziała tylko i już kierowała się do swojego domu. Nie biegłem za nią, zresztą po co ? Wiedziałem, że nie mam szans. Widocznie była zajęta. Jednak prawda wyglądała całkowicie inaczej i już jutro sam miałem się o tym przekonać.


***


Co ja do cholery zrobiłam ? Czemu tak się zachowałam ? Czemu byłam dla niego miła ? Ohhh w ogóle po co z nim rozmawiałam ? Mogłam go zostawić na pastwę losu i pójść sobie do domu. Jaka ja głupia, totalna kretynka, bez mózg… Gdybym wiedziała kto tam upadł to nigdy w życiu bym do niego nie podeszła. Ahh czemu to mnie spotyka ? Nie dość tego on ze mną flirtował, a ja przyjmowałam to z uśmiechem, ba podobało mi się to i uśmiechałam się do niego jak głupia. Ohh no i wskazałam mu swoje mieszkanie, przecież on może tu przyjść, może…Nie, nie i jeszcze raz nie. On tu nie przyjdzie. Ciekawe tylko co on sobie o mnie pomyśli, co powie jak mnie jutro zobaczy w szkole ? Jak się zachowa kiedy dowie się kim jestem ? Przecież on mnie zabije, wyśmieje i wymiesza z błotem… Ale nie ja mu na to nie pozwolę, nie będę już przez niego płakała. Obiecałam to sobie i mam zamiar dotrzymać obietnicy, choćby nie wiem co. Jestem Hermioną Granger, jestem Gryfonką i nikt nie ma prawa tak się zachowywać w stosunku do mnie, jak i mojej siostry. Jeśli przez tego bydlaka, choć jeden włos spadnie z jej głowy to przysięgam, że mu tego nie daruję. Pożałuję i już nie będzie przyjemnie jak dzisiaj.
- Cholera… - zaklęłam swoje głupie myśli. Jakie przyjemnie ? Co przyjemnie ? Oj nie, nie… Jak w ogóle mogło mi to przejść przez myśl ? Jak tak coś absurdalnego mogło mi wpaść do głowy ? To… Dziwne, ale niestety prawdziwe. Choć długo jeszcze spierałam się ze swoimi myślami i głosem rozsądku to musiałam przyznać, że nawet w porządku rozmawiało mi się z Draconem Malfoyiem. A najdziwniejsze było to, że chciałam to powtórzyć. Wiedziałam jednak, że to nie możliwe i z tą właśnie myślą zasnęłam w swoim ciepłym łóżeczku. Jednak już po kilku godzinach snu, musiałam wstawać, bo zaczynał się nowy dzień, dzień pełen wrażeń i powrotu do Hogwartu. Cieszyłam się jak małe dziecko na wieść że już za kilka godzin będę siedziała w Pokoju Wspólnym Gryffindoru, albo będę oprowadzała siostrę po zakamarkach budynku, opowiadając jej o wszystkim co napotkamy. Wzięłam ciepły prysznic i szybko przebrałam się w naszykowane już wcześniej ubrania. Usmażyłam sobie jajecznice i już po chwili pałaszowałam ją z wielkim smakiem, popijając ciepłą herbatą. Kiedy skończyłam pozmywałam brudne naczynia i zabrałam się za dopakowywanie kufra. Czyste ubrania, kosmetyki, buty, szaty, podręczniki, książki, pióra… Trochę tego było, ale nie stresowałam się, że czegoś zapomnę. Jakby coś zawsze mogłam wyskoczyć do Hogsmeade zabrać stąd potrzebne rzeczy. Zajrzałam do podręcznej torby, wrzucając tam paczkę chusteczek, klucze i jakieś inne mniej ważne drobiazgi. Na dnie torby dostrzegłam futerał, a w nim oczywiście aparat. Jak mogłam o nim zapomnieć ? Przecież muszę sobie zrobić zdjęcie z rodzicami i Rose. Sprawdziłam czy drzwi do mieszkania są zamknięte i łapiąc walizkę za rączkę, teleportowałam się na cmentarz. W pobliskim sklepie kupiłam mały bukiecik kwiatów i skierowałam się w tak dawno nie odwiedzane przeze mnie miejsce. Wyjechałam, nie było mnie, nie było czasu… Kiedyś, znaczy po śmierci Freda byłam u niego codziennie, potrafiłam przesiedzieć tu kilkanaście godzin. Teraz jednak wiedziałam, że to nic nie zmieni, że nie przywróci mu to życia. Oczywiście kochałam go i nadal go kocham, oraz kochać będę, ale on by tego nie chciał. Wiem o tym doskonale i zastanawia mnie tylko fakt, czemu wcześniej nie przyjmowałam tego do swojej myśli ? Czemu, choć wiedziałam co powinnam zrobić nie robiłam tego ? Czemu zwlekałam ? Teraz jednak wiem, że jedynym pragnieniem Freda po jego śmierci byłoby moje szczęście i to bym żyła dalej, nie wygrzebując na nowo tych samych ran. Chciałby bym zapomniała o bólu, o cierpieniu, a jedyne co pozostało w mojej pamięci to wspomnienia. Wspomnienia związane z jego osobą, a nie smutek po jego odejściu. Teraz o tym wiedziałam i zamierzałam się tego trzymać.
-- Do zobaczenia Fred. – powiedziałam i znowu się teleportowałam, tym razem jednak w mugolską okolice Londynu, przed dom moich rodziców. Zapukałam i już po chwili drzwi otwierała mi uśmiechnięta buźka, która rzuciła mi się prosto w ramiona.
- Tęskniłam. – usłyszałam tylko, bo mała pociągnęła mnie do środka.
- Rose, ale przecież widziałyśmy się wczoraj.
- No tak, ale i tak tęskniłam. Nie mogę się już doczekać. – powiedziała i zaczęła dookoła mnie skakać.
- Tak jest już od rana, a raczej od naszego wczorajszego powrotu. – usłyszałam głos Ann.
- Dzień dobry. – odpowiedziałam, odwracając się w stronę kobiety, obok której stał John.
- Witaj, Może czegoś się napijesz ?
- Nie dziękuję. Zresztą dochodzi 14:00. Zaraz powinien pojawić się Dumbledore.
- Ohh to tak szybko ? Nie myślałam, moja mała księżniczka.
- Rose kochanie…
- Wiem to dość dziwna sytuacja.
- Mało powiedziane. – powiedział Robert i mrugnął do mnie okiem. Dziwiłam się, że przyjęli to wszystko z takim spokojem, ale jeśli tak spojrzeć w wcześniejsze lata, kiedy to ja wyjeżdżałam do Hogwartu wcale to nie zaskoczył ich list ze szkoły. Oczywiście nie chcieli w to wierzyć, zresztą tak jak ja, ale jak Dumbledor nas odwiedził i pokazał trochę magii wątpliwości wyparowały. Nie przejmowałam się niczym i nikim, a rodzice, oni rozmawiali z dyrektorem. Opowiadał im o szkole, zapewniał bezpieczeństwo. Jak mogliśmy nie uwierzyć takiemu człowiekowi jakim jest Albus ? Szczerość, prawda to jego drugie imię.
- Hermino proszę cię opiekuj się naszą pociechą. Mamy tylko ją. Nie chcemy by czuła się tam nie komfortowo i obco. – powiedziała Ann, a jej słowa mnie zabolały. Byłam sama, a oni nie znali prawdy. Nie wiedzieli, nie pamiętali…
- Oczywiście. Nie pozwolę jej nikomu skrzywdzić. – powiedziałam, ukrywając za uśmiechem, grymas smutku.
- Rose chodź pożegnaj się z mamą. – usłyszałam i już po chwili dziewczynka spoczywała w ramionach swojej rodzicielki. Po chwili dołączył do nich John i wszyscy trwali w żelaznym uścisku. Szybko wyjęłam aparat, bo wiem musiałam uwiecznić tak uroczą chwile.
- Uśmiech. – krzyknęłam, a kiedy wszyscy się odwrócili nacisnęłam przycisk. Klik i zdjęcie było gotowe.
- No to teraz wszyscy razem. Hermino chodź do nas. – usłyszałam głos Anny, a ja wcale nie protestowałam. Chciałam mieć ich blisko siebie. Chciałam móc spoglądać na ich twarze kiedy będzie mi źle i móc widzieć ich uśmiechy. Chciałam mieć jakąś pamiątkę. Oczywiście na jednym zdjęciu się nie skończyło, i co drugie było śmieszniejsze od poprzedniego. Nim się obejrzeliśmy pojawił się Dumbledore. Przywitał się z nami jak należy, na dłużej zatrzymując się na mojej osobie. Wiedziałam, że czeka mnie rozmowa. Albus opowiedział im po króćce o szkole, choć większość już wiedzieli ode mnie, ale nie przerywałam, a moi rodzice słuchali z wielką uwagą, raz po raz zadając jakieś pytania. Dumbledor był cierpliwy i z uśmiechem na ustach o wszystkim opowiadał. Kiedy już po raz któryś zapewniliśmy ich o tym, że ich córka jest w dobrych rękach i, że nie mają się o co martwić przyszło nam się żegnać, co nie było też lada sztuką.
- Uważaj na siebie.
- Oj tato.
- Kochamy cię .Pamiętaj. – usłyszałam jeszcze głos Anny, bo wiem już teleportowaliśmy do szkoły. Znajdowaliśmy się przed drzwiami do Wielkiej Sali. Ahh no tak, właśnie trwała pora obiadu.
- Gotowa ? – usłyszałam głos profesora, który był zwrócony w stronę Rose.
- Nie wiem… ja…
- Nie masz się czego bać. Przecież ci obiecałam. – powiedziałam spoglądając na dziewczynkę, której po chwili uśmiech na nowo zawitał na twarzy.
- Tak jestem gotowa. – powiedziała, unosząc głowę do góry.
- Ciekawe po kim to ma. – usłyszałam komentarz dyrektora, ale nie dane i było na niego odpowiedzieć, bo wiem drzwi do Wielkiej Sali się otworzyły, a my ruszyliśmy na przód. Wszystkie twarze zwróciły się w naszą stronę, a ja kroczyłam przy mojej siostrze. Złapałam ją za rękę, dając w ten sposób znak, że przy niej jestem i wszystko będzie dobrze. Minęłam Ginny i Harrego krocząc dalej. Chciałam być blisko Rose. Ona tego potrzebowała. Kiedy znaleźliśmy się przy mównicy dyrektor się zatrzymał i dał nam znak byśmy też tak uczyniły. Na Sali zapanowała cisza.
- Witam wszystkich uczniów. Przepraszam, że przerywam posiłek, ale jest tu pewna uczennica, którą czeka na przydzielenie do domu. Lepiej załatwić to teraz. – powiedział dyrektor, a już po chwili przed nami stał stołeczek, a na nim tiara.
- Zapraszam Rose. – usłyszałam, a mała już siedziała na krzesełku. Tiara spoczęła na jej głowie i wykrzyczała…
- Gryffindor. – zabrzmiały oklaski i wiwaty, a Rose rzuciła się w moje objęcia. Przygarnęłam jej drobne ciałko do siebie i z całej siły przytuliłam.
- Gratuluję. Udało się. – powiedziałam ściskając ją za rękę.
- Dzięki tobie Miona. – odpowiedziała promiennie się do mnie uśmiechając.
- Witamy Rose Strainer oraz nie co spóźnioną na rok szkolny panne Hermione Granger. A teraz wcinajcie. – usłyszałam, a ja z Rose już kierowałam się do naszego stołu. Podniosłam głowę do góry, wszyscy na nas patrzyli, a raczej na mnie. Na ich twarzach widoczne był zdziwienie, radość… Spojrzałam w prawo i ujrzałam go. Draco Malfoy nie spuszczał ze mnie oka. Śledził każdy mój ruch, każdy mój krok i gest. Otwarta buzia, wyłupiaste oczy. Był zszokowany. Kiedy dostrzegł mój wzrok, szybko odwrócił się w drugą stronę. Dla nie poznaki, czy po prostu z obrzydzenia ? Nie wiedziałam, ale mało mnie to w tej chwili obchodziło.
- Hej Mionka. Tęskniłam za tobą. – usłyszałam głos Rudej i już spoczywałam w jej ramionach.
- Ohh ja za tobą też, ale widzę, że jakoś się trzymasz.
- Żartujesz ? Lepiej mów jak u ciebie? Ona… Czy to oznacza, że się udało ? – spytała wskazując na dziewczynkę u mego boku. Pokręciłam przecząco głową i bezgłośnie powiedziałam, że porozmawiamy później.
- Poznajcie się to jest Rose, a to Ginny, no i jeszcze Harry. – dodałam, kiedy ten do nas podszedł.
- Siadaj i kosztuj. – powiedziałam, kiedy wszyscy się już przywitaliśmy. – Później cię oprowadzę po szkole, chyba, że już się z kimś zapoznasz to czemu nie.
- To się jeszcze zobaczy. – powiedziała młoda opychając się skrzydełkami kurczaka. Spojrzałam na nią i uśmiech sam zawitał mi na twarzy. Moja mała Rose…


***


Siedziałem na obiedzie zupełnie bez życia. Nic mi się nie chciało, ani jeść czy też pić, nie chciałem tu być, ale przecież mój najlepszy przyjaciel, a mianowicie Blasie Zabini zupełnie tego nie rozumie. Ciekawe czy jakbym miał 40 stopni gorączki czy też by mnie ciągał po całym Hogwarcie, bo on nie chcę iść sam i chcę ze mną porozmawiać. Cholera co za ściema ? Moglibyśmy porozmawiać w dorminatorium, ale nie on wie najlepiej. Niech go szlag trzaśnie. Nie dość jeszcze, że mnie tu ciągnął to teraz tylko wlepia te swoje gały w pannę nic świadomą Wasley. Nie dość tego najchętniej bym się położył spać. Całą noc nie spałem. Nie mogłem o niej zapomnieć i mojej porażce. No niech to czort… Mi się nie odmawia, jestem Malfoyiem. Cholera wszystkie laski chciały by się ze mną umówić, tylko nie ona. Akurat ta… Ehhh to się nazywa kurwa zajebisty dzień. Kiedy to przeklinałem cały świat drzwi do Wielkiej Sali się otworzyły, a przez nie wszedł dyrektor z jakąś małą dziewczynką i… Nie, ja chyba śnie. Przetarłem swoje oczy, raz i kolejny, ale nic się nie zmieniało. Tą osobą była Miona, dziewczyna, o której nie mogłem przestać myśleć. Ale co ona tu robi ? Dlaczego pojawia się w naszej szkole ? Czyżby miała zamiar tu chodzić ? Widziałem jak mała zakłada tiare, widziałem jej strach, a później radość oraz uśmiech na twarzy Miony. Jednak ona nie została przydzielona do domu. Zaskoczyło mnie to, ale to było nic w porównaniem z tym co usłyszałem od Dumbledora. To chyba sen, głupi żart… Że to niby jest Granger ? One wcale nie są do siebie podobne. Jak to możliwe ? Nie, nie i jeszcze raz nie. Ona nie może, przecież ja… Śledziłem każdy jej ruch, gest, wygląd i im bardziej się przyglądałem tym bardziej widziałem w dziewczynie te Gryfonke, przyjaciółkę Wasleya i Pottera. Nagle nasze oczy się spotkały, nie mogłem, nie potrafiłem. Nie chciałem o niej myśleć i na nią patrzeć, dlatego odwróciłem wzrok. Ona jest szlamą. Brudną, nic nie wartą… Nie, nie, ja nie mogłem. Nie mogłem czuć do niej nic prócz obrzydzenia. To nie możliwe.


poniedziałek, 5 sierpnia 2013

Rozdział 6

Notka 6...
nie wiem, ale mi się podoba, ciekawe jak wam podejdzie do gustów ^^
ohh Shadii jakaś ty przewidywalna ;p
czytaj to przekonasz się jak to wyszło, mogę tylko powiedzieć, że za bardzo to się nie pomyliłaś ;)
dziękuje wam kochane za komentarze, choć co raz ich mniej, ale liczę, że to się jeszcze zmieni ;p
no to idę nadrabiać wasze opowiadania ^^


***


Zaczął się rok szkolny, a ja już miałem dość. Te wszystkie napalone na mnie laski, ohhh nie wiem, ale zaczęło mnie to strasznie drażnić. Wcześniej jakoś mnie to nie obchodziło, zresztą na wszystko miałem wyjebane, a teraz co ? Cholera jasna nie dawały mi chwili spokoju, tylko Draco to, Draco tamto. Idzie się wściec. Potrzebowałem ciszy, chwili wytchnienia i wtedy dziękowałem sobie za tak genialny plan, jak zrobienie tajemniczego miejsca na błoniach. Miejsca o którym wiedziałem tylko ja. Szczerze wątpiłem, że ktoś kiedyś je odkryję, świetnie się maskowało, a ja nie potrzebowałem tam żadnych napalonych na mnie lasek. Tam mogłem w spokoju posiedzieć i pomyśleć. A trzeba przyznać, że było o czym. Z moich myśli nie mogła wyjść pewna piękna szatynka, którą tylko raz przyszło mi spotkać. Jednak czułem, że moja przygoda z nią dopiero się zaczęła. Nie miałem pojęcia czemu mi tak bardzo na tym zależy, ale jeśli chcę coś osiągnąć to zazwyczaj mi się to udawało. Teraz też tak musiało być. Ruszyłem w stronę szkoły, a z nad przeciwka szedł Potter z tą swoją Wiewiórką. Wiedziałem, że Wieprzlej nie wrócił do szkoły, że rozpoczął prace w ministerstwie. Aż dziw, że go przyjęli. Zastanawiał mnie tylko fakt gdzie ta cholerna kujonica Granger ? Szlama nad szlamami jak się patrzy. Nadal uważałem, że takie osoby nie mają prawa bytu w tej szkole, choć ostatnio nie zwracałem na to najmniejszej uwagi. W końcu z Wybrańcem od czasu do czasu pogadaliśmy, jeśli można tak nazwać, a Ruda… Ehhh to tylko ze względu na Diabła.
- Ej Potter. – krzyknąłem w stronę oddalającej się pary.
- Co jest Malfoy ? – zapytał, odwracając się w moją stronę.
- Gdzie posiałeś swoją przyjaciółeczkę ? Czyżby Granger nie wracała do szkoły ?
- Ohh a co już się za nią stęskniłeś ?
- Phyy chyba śnisz. – powiedziałem z kpiną, zastanawiając się jak coś tak głupiego mogło mu przyjść na myśl.
- Jeszcze zobaczymy, a co do Hermiony to sam niczego nie wiem. – odpowiedział, a mnie zdziwił fakt, że mnie nie zbył.
- Jasne. – odparłem tylko i spojrzałem na Wiewiórkę.
- Zapytaj się Zabiniego. – powiedziała ni stąd ni zowąd.
- Co ? A co niby Blasie ma z tym wspólnego ?
- Niech sam ci powie. – dodała i biorąc Pottera za rękę skierowali się w stronę jeziora. Byłem trochę zdezorientowany, bo czyżby ona mówiła o tej samej osobie. Skąd niby Diabeł miał o tym wiedzieć ? Przecież nie rozmawia z Granger ? Chyba coś się jej popieprzyło i lepiej dla niej by już dzisiaj nie wychodziła na słońce. Nieźle jej przygrzało, czego widoczne są skutki teraz. Ehh co Zab w niej widzi ? – pytałem sam siebie, ale nic konkretnego nie przychodziło mi do głowy.
- Hej Dracze. – usłyszałem czyjś głos, kiedy przekroczyłem próg Pokoju Wspólnego Slytherinu. Spojrzałem w tamtą stronę i ujrzałem swojego kupla.
- No hej Nott. – przywitałem się z chłopakiem i przybiliśmy sobie piątkę. – Co tak późno ? Rok szkolny się zaczął.
- Wiem stary, ale byłem na wakacjach w Hiszpani. Wczoraj wróciłem.
- Ooo takiemu to dobrze. Plaża, morze, dziewczyny w samym bikini, drinki z palemką. Fajna sprawa.
- Trudno zaprzeczyć, a dziewczyny pierwsza klasa, mhymm jedna…
- Nie kończ, mogę się domyślić.
- Haha oj Smoku. A ty jak tam znalazłeś sobie jakąś ?
- Żartujesz ? Związek to nie dla mnie. – odpowiedziałem nawet słowem nie wspominając o dziewczynie, Zresztą po co ?
- Ahhh no tak zawsze wolny i nie zależny. – powiedział na co się zaśmiałem. Omiotłem wzrokiem nasz salon, w poszukiwaniu Lucasa. Jednak nigdzie go nie widziałem. Cholera… Zapomniałem. Ale ze mnie kretyn. Znowu to samo. Ehhh nadal nie mogłem uwierzyć, że mój młodszy braciszek trafił do Gryffindoru. Byłem pewny, że będę mógł mieć na niego oko, jeśli Ślizgoni nie traktowali by go tak jak należy, a u Gryfiaków wszystko było możliwe. Ciekawy byłem jak sobie radzi. Niby rozmawialiśmy i tak dalej, ale nie miałem względu na wszystko co robi i z kim się zadaję. Miałem tylko nadzieję, że nie pałają do niego taką nienawiścią jak do mnie.


***


Musiałam wrócić do domu, do miejsca, gdzie mieszkałam przed wojną razem z Rose i rodzicami. Nie wiem dlaczego, ale coś mnie tam ciągnęło. To coś nazywałam przeczuciem. Kazało mi się szybko spakować i teleportować w stare okolice. Nie zwlekałam z tym i już po kilku minutach stałam na podwórku za moim dawnym domem. Tylko to przyszło mi na myśl, wiedziałam, że w domu nikt nie mieszka, dlatego były małe szanse, by ktoś mógł mnie ujrzeć. Ruszyłam w stronę wejścia i jednym zaklęciem sprawiłam, że drzwi się otworzyły. Wzięłam głęboki wdech i weszłam do środka, otwierając oczy, które uprzednio przymknęłam. Te same ściany i tapety, te same kafelki i kształt pokoi. Nic się nie zmieniło, a jednak wszystko. Przechodziłam przez każdy kolejny pokój, przypominając sobie jego wystrój i chwile z życia, które tu spędziłam. Nie wiadomo kiedy z moich oczu zaczęły spływać łzy bezradności, smutku, żalu. Byłam na siebie wściekła, ponieważ nie potrafiłam znaleźć sił na dalsze poszukiwania. Z natury byłam silną osobą, ale to mnie przytłaczało i sama nie mogłam sobie z tym poradzić, a najgorsza była świadomość, że jeśli się poddam skaże siebie na wieczną samotność. To wszystko było takie trudne, ale cóż życie takie jest. Kiedy jesteśmy szczęśliwy wszystko się nagle wali tak jak domek z kart, albo kostki domino. Powinniśmy do tego przywyknąć, ale jak ? Jak mamy to zrobić ? Mamy przywyknąć do bólu i cierpienia? Dlaczego ? Dlaczego do cholery nie możemy być szczęśliwi ? Dlaczego nasze szczęście nie może trwać wiecznie ? No tak bo życie jest niesprawiedliwe, bo ktoś lubi patrzeć na nasz ból i łzy. Cholerni egoiści i ich świat, cholerny Voldemort...
- Pieprzyć ich. - krzyknęłam, co przyniosło mi chwilową ulgę. Jednak nie trwało to długo i już po chwili znowu słone łzy skapywały mi z oczy, wsiąkając w mokrą już koszulkę.
- Spoko Hermiono. Uspokój się. Wdech i wydech. - powtarzałam w kółko i o dziwo poskutkowało. Mój oddech się wyrównał, a ja siedziałam na podłodze w moim dawnym pokoju i spoglądałam na wzorzystą ścianę, pokrytą kurzem i pajęczynami. Kiedy na dobre się uspokoiłam wstałam z podłogi i ruszyłam do drzwi wyjściowych. Jeszcze raz spojrzałam do środka i wyszłam na podjazd. Zrobiłam może dwa kroki i nagle usłyszałam czyjś śmiech. Taki radosny i dźwięczny. Coś mi przypominał. On… To nie możliwe. Na pewno mi się przesłyszało. Przeszłam kilka kroków w przód i zatrzymałam się znowu słysząc ten sam głos. Jednak teraz głośniej i wyraźniej. Spojrzałam w górę. Rozejrzałam się na boki i zamarłam. Nie, nie to przecież… To jakiś głupi żart. Przecież to nie możliwe, to… Zamknęłam oczy i na nowo je otworzyłam, ale nic się nie zmieniło. Obraz przede mną był taki sam. Do oczu znowu napłynęły mi łzy, ale tym razem ze szczęścia. Co za ironia losu, że znalazłam ją tutaj, przed naszym dawnym domem. Szybko podbiegłam do dziewczynki, która jeszcze przed chwilą bawiła się na podwórku z jakimś chłopcem. Im byłam bliżej tym bardziej rzucało mi się w oczy, jak Rose urosła przez rok czasu. Jednak na głowie nadal miała tą szopę włosów, jak ja w jej wieku. Podeszłam do dziewczynki, a ta uniosła głowę do góry słysząc, że ktoś się zbliża.
- Hej Rose. – powiedziałam, zapominając, że mnie nie pamięta.
- Znamy się ? – zapytała, uważnie na mnie spoglądając.
- Tak, choć pewnie teraz mnie nie pamiętasz. – powiedziałam i się do niej uśmiechnęłam. Pomyślałam, że muszę działać, że czym szybciej tym lepiej. Wyciągnęłam różdżkę z tylnej kieszeni spodni i skierowałam nią na Rose.
- Co ty robisz ? Co to jest ? – zapytała dziewczynka. Podniosła głowę do góry, spoglądając na mnie z ciekawością, jednak wiedziałam, że się mnie wystraszyła.
- Ja już pójdę. – powiedziała i odwróciła się z zamiarem odejścia.
- Czekaj. – krzyknęłam i wypowiedziałam formułkę zaklęcia, które w nią trafiło. Dziewczynka upadła na ziemie, a ja stałam i nie wiedziałam co robić. Po chwili jednak się opamiętałam i podbiegłam do niej.
- Wszystko w porządku ? – zapytałam, ale ta tylko spojrzała na mnie wrogo.
- Nie odtykaj mnie. Co ty mi zrobiłaś ? – zapytała, odtrącając moje ręce.
- Rose, siostrzyczko nie pamiętasz mnie ? – zapytałam z nadzieją, ale już wiedziałam, że nie odzyskała pamięci.
- Co ? O czym ty mówisz ? Zostaw mnie. – krzyczała, odpychając mnie.
- Co tu się dzieję ? Kim pani jest ? – usłyszałam tak znany mi głos i spojrzałam w stronę otwartych drzwi. Stał w nich mężczyzna w średnim wieku. Poznałam go od razu. Uśmiech zawitał mi na twarzy na wspomnienie o ojcu.
- Ja… - zaczęłam, ale przerwała mi moja siostra.
- Tato ta pani jest jakaś nie normalna. Zaatakowała mnie.
- Co ? Co pani zrobiła ? Rose natychmiast do domu. – odpowiedział wzburzony John i spojrzał na mnie surowo.
- Ale to nie tak. Naprawdę.
- Śmiesz twierdzić, że moja córka kłamię ?
- Nie to ohh dość skomplikowane. Proszę poczekać. – krzyknęłam , widząc jak mój ojciec zamyka drzwi. Zdążyłam do nich podbiec i podłożyć swoją nogę. Rozwarłam drzwi szerzej i weszłam do mieszkania, ku oburzeniu Johna.
- Co pani robi ? Proszę stąd wyjść, bo wezwę policję. – powiedział i wskazał mi drzwi. Jednak ja nie zamierzałam się poddać, nie teraz kiedy byłam już tak blisko nich. Musiałam z nimi porozmawiać i im wszystko wyjaśnić, nawet jeśli by mi nie uwierzyli.
- Nie, nie mogę. Proszę mi nie przerywać i mnie wysłuchać. To bardzo ważne. Proszę. – powiedziałam, robiąc błagalną minę.
- Kochanie kto to przyszedł ? – usłyszałam, a w korytarzu ujrzałam piękną kobietę, o promiennym uśmiechu i ciepłych oczach, które posiadały zawsze iskierki radości.
- Mama… - wyszeptałam i musiałam przyznać, że ledwo co, a bym się rzuciła na kobietę, by ją wyściskać.
- Słucham ? – zapytała, miło się uśmiechając.
- Nie nic. Ja strasznie przepraszam za moje zachowanie i wtargnięcie, ale muszę z państwem porozmawiać.
- Ohh oczywiście. Zapraszamy, niech pani przejdzie do salonu. – powiedziała kobieta i wskazała mi ręką pokój po mojej lewej stronie.
- Lauro co ty wyprawiasz ? - zapytał się jej mężczyzna stojący obok mnie. A więc, teraz tak miała na imię.
- Robercie proszę cię. Idź lepiej wstaw wodę na jakąś kawę.
- Kochanie wiesz, że to…
- Tak wiem, ale zaufaj mi. Czego się pani napiję ? – zapytała.
- Po proszę kawę rozpuszczalną jeśli można ?
- Ależ oczywiście. Kochanie dla mnie też. – powiedziała uśmiechając się do męża. Weszła do wskazanego wcześniej pokoju, a ja podążyłam za nią. Trzeba było przyznać, że salon był urządzony gustownie, ale bez zbytniego przepychu. Bordowa sofa i fotele dodawały temu miejscy trochę koloru, barwy co było bardzo ważne, bo bez tego pokój był by nijaki. Wszystko inne było kremowe bądź czarne, ale razem wyglądało to naprawdę luksusowo. Usiadłam na wskazanym miejscu i nastała cisza. Ja byłam zbyt zajęta podziwianiem pokoju, a kobieta nie odrywała ode mnie wzroku, mając chyba nadzieję, że mój wygląd bądź sposób bycia zdradzi jej po co tutaj przyszłam.
- Proszę. – usłyszałam, a przede mną pojawiła się filiżanka z kawą. – Co pani do nas sprowadza ? – zapytał, już milej mój ojciec. Spojrzałam na nich i uśmiechnęłam się przyjaźnie. Nie wiedziałam od czego zacząć, improwizowałam.
- To wszystko jest dość dziwne i ohh nie wiem czy państwo mi uwierzą, czy uznają za kompletną wariatkę, ale musicie znać prawdę. Świat nie jest taki jak się wam wydaję. Wszędzie dookoła dzieją się rzeczy nie wyjaśnione, nadprzyrodzone. Duchy, czarodzieje, wilkołaki, czary… Za pewne państwo się z tym spotykali, ale tylko w bajkach. Jednak to wszystko dzieję się naprawdę. Wiem, że to brzmi śmiesznie, ale nie oszukacie magii. Czy chcecie czy nie wasza córka jest czarodziejką. – powiedziałam na jednym wdechu i zamilkłam. Po salonie rozniósł się dźwięczny śmiech mojej matki i tubalny ojca.
- Oj dziecinko czy ty naprawdę dobrze się czujesz ?
- Tak, ja… Państwo musi mi uwierzyć. To wszystko jest prawdą.
- I co może jeszcze w tym świecie żyją smoki i gobliny ? – zapytał się John z ironią.
- No w sumie to tak. – powiedziałam nieśmiało się uśmiechając. – A czy kiedykolwiek nie działy się jakieś dziwne rzeczy ? Nie wyjaśnione i tak nagłe ? Nic się nie działo ? – zapytałam, a miny im zrzedły. Wiedziałam, że trafiłam.
- Musicie mi uwierzyć. Pańska córka jest czarodziejką.
- Co ? Kim jestem ? Ohh naprawdę ? – usłyszałam głos mojej siostry, która nagle pojawiła się w salonie. Spojrzałam dwuznacznie na jej rodziców – podsłuchiwała. Oni też dobrze o tym wiedzieli.
- Tak. Jesteś czarodziejką.
- Ale jak to ? A pani to kim jest ? – zapytała mała, siadając na oparciu mojego fotela.
- Tak się składa, że też umiem czarować.
- Co ? Ohh, a pokażę mi coś pani ? – zapytała, robiąc do mnie maślane oczka.
- Pod warunkiem, że będziesz do mnie mówiła Miona.
- Miona to twoje imię ?
- Ahh nie nazywam się Hermina, a to jest zdrobnienie.
- Piękne imię. – usłyszałam Laure i posłałam jej wdzięczny uśmiech. Wyjęłam różdżkę i skierowałam nią na rodziców. Teraz mogłam odwrócić im skutki zaklęć. Machnęłam raz wypowiadając formułkę zaklęcia, i drugi, trzeci… Nic się nie działo. John i Ann nadal spoglądali na mnie ze zdziwieniem, co raz bardziej wątpiąc w moje słowa.
- Eeee chyba coś ci nie wyszło. – skomentowała wszystko Rose.
- Ahh no… ten… to przez to, że nie można czarować po za Hogwartem. – wymyśliłam na poczekaniu, ale wcale nie minęłam się z prawdą.
- A co to jest Hogwart ?
- Ahh to szkoła, do której chodzimy i, w której się uczymy. Ohh myślę, że jedno zaklęcie nie zaszkodzi. – powiedziałam i machnęłam różdżką. – Vingardium Leviosa. – a książki, które leżały na półce uniosły się w górze i przeleciały przez pokój zatrzymując się przed nosem Johna. Wszyscy byli w nie małym szoku.
- Ale jak to ? Co ty zrobiłaś ? – zapytał z podziwem.
- Magia. Ona jest wszędzie. – odpowiedziałam przyjaźnie się do nich uśmiechając. Nie wiem ile czasu tam spędziłam i na jak wiele pytań przyszło mi odpowiadać, ale ich nie było końca. Wszyscy słuchali mnie z uwagą i pytali o najmniejsze drobnostki. No tak w końcu u mnie też tak to wyglądało, tylko szkoda, że oni już tego nie pamiętają. Jednak nie przejmowałam się tym, cieszyłam się chwilą. Może i uważali mnie za kompletnie obcą osobę, ale choć mogłam być blisko nich. To zdecydowanie było dla mnie najważniejsze. Napisałam list do dyrektora, mając nadzieję, że uwzględni moje spóźnienie i przybędzie po nas jutro by wszystko wyjaśnić i zabrać nas na Pokątną, a później do Hogwartu. John i Ann po jakże ciężkim dniu, zaproponowali mi nocleg, bo jak to stwierdzili nie będę się tułała nie wiadomo gdzie. Zgodziłam się, chciałam być blisko nich, zresztą Rose miała do mnie jeszcze wiele pytań. Ja opowiadałam o magii, a oni o swoich podróżach, pracy… Dowiedziałam się, że moja kochana siostrzyczka ma nadal tak samo na imię, z czego bardzo się ucieszyłam. Choć to nie uległo zmianie…
Wstałam dość wcześniej, bo obudziło mnie pukanie do szyby. Za oknem zobaczyłam szaro – białą sówkę. Kiedy je otworzyłam, ta wleciała do środka i usiadła na biurku.
- Ohh to jest sowa ? Ale co ona tu robi ? – zapytała Rose, która pewnie przed chwilą się obudziła.
- U nas przez sowy wysyła się listy. Coś jak Poczta Polska. – powiedziałam, na co dziewczynka się zaśmiała. – Wczoraj napisałam do dyrektora szkoły. – dodałam i odpieczętowałam list. Przeczytałam wszystko na jednym wdechu. Nie było tego zbyt dużo, w końcu to Dumbledore.
- I co ?
- Hymm jak by tu powiedzieć. Idziemy na pokątną do Hogsmeade po przybory, szaty i inne takie sprawy.
- Ahh to jest to magiczne miasto ?
- Tak. Zobaczysz, jest cudowne. – powiedziałam cała w skowronkach, na co dziewczyna tylko się do mnie przytuliła. Wspaniale było móc znów jej dotknąć. Brakowało mi tego.
Gdy tylko zjedliśmy śniadanie wszyscy ruszyliśmy w wcześniej wspomniane miejsce. Kiedy przekroczyliśmy próg świata magicznego znowu wszyscy zaniemówili. Nie dziwiłam się im, bo choć byłam tu wiele razy, choć tu mieszkałam to miejsce zachwycało mnie zawsze tak samo. Rodzice Rose nie mogli wyjść z szoku, a mała biegała od sklepu do sklepu wraz ze mną oglądając wszystko to co ją zaciekawiło. Jak mieli wątpliwości, to teraz na pewno one przeminęły i zostały daleko w tyle. Wzięłam w rękę listę, którą przysłał mi Dumbledor i ruszyliśmy w poszukiwaniu potrzebnych rzeczy. Na szczęście profesor pomyślał też o mnie, więc mogłam zrobić swoje zakupy do szkoły razem z siostrą. Po kilku męczących godzinach usiedzieliśmy wszyscy w lodziarni „Sweet dreams” i rozmawialiśmy o świecie magicznym. Opowiadałam im o szkole, o zajęciach jak są tam prowadzone, o Quidditchu, mugolach, smokach i o wszystkim innym co przyszło mi na myśl. Kiedy zaczęło się ściemniać wszyscy ruszyliśmy w drogę powrotną. Przeszłam z nimi do świata mugoli i tam się rozstaliśmy. Musiałam jeszcze wpaść do Mary i się spakować, bo wiem jutro o 14:00 miał po nas przyjść Dumbledor. Już po chwili stałam przed księgarnią, za chwile miała być zamykana, ale ja się tym nie przejęłam, musiałam podzielić się wiadomościami ze staruszką. Weszłam tam raźnym krokiem, jak zawsze zatrzymując się by w moje nozdrza dotarł zapach książek i pergaminów. Ruszyłam na zaplecze, gdzie zawsze przesiadywała Mary.
- Ej halo. Zaraz zamykamy. – usłyszałam tylko, ale wcale się tym nie przejęłam. Dotarłam do zaplecza i ujrzałam, staruszkę , która zawzięcie coś czytała
- Proszę stąd natychmiast wyjść. Nie słyszała pani ? – usłyszałam za sobą ten sam głos, ale nie odwróciłam się, za to Mary tak. Kiedy mnie ujrzała zerwała się z fotela i do mnie podbiegła.
- Ohh moja kruszynko. Jak dobrze cię widzieć. – powiedziała i się do mnie przytuliła.
- Mary nawet nie wiesz jak się za tobą stęskniłam. – odpowiedziałam mocniej ściskając kobietę.
- Eee nie przeszkadzam ? – usłyszałam znowu i razem z Mary odwróciłyśmy się w stronę chłopaka. Kiedy tylko na niego spojrzałam zaniemówiłam. Spoglądałam w te jego stalowo niebieskie oczy i świata po za nimi nie widziałam. Jego oczy były takie piękne, a ja mogłam tak stać i się w nie wpatrywać, i wpatrywać… Usłyszałam chrząknięcie i swój wzrok przeniosłam na staruszkę, która spoglądała na nas z nie małym zainteresowaniem.
- Draco możesz już iść. – usłyszałam tylko i spojrzałam na mężczyznę stojącego przede mną. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę kim jest chłopak. Malfoy, Draco Malfoy… Jak mogłam go nie poznać ? To prawda zmienił się, wyprzystojniał, ale… Ohh no tak głupia ja zapatrzyłam się w jego oczy. Szkoda tylko, że wcześniej nie zorientowałam się kim jest osoba stojąca przede mną, w końcu tak długo na siebie spoglądaliśmy. A co jeśli chłopak mnie wyśmieje ? Co jeśli znowu ze mnie za drwi ? A co gorsza co jeśli pomyśli, że mi się podoba ? Ahh jaka ja głupia. – warknęłam na siebie w myślach i spojrzałam w dół na swoje buty.
- Babciu ale ja…
- Nie ma żadnego ale. Wracaj do szkoły, ja tu muszę porozmawiać.
- Mary ja…
- Nie Draco. Do jutra. – powiedziała kobieta i ręką wskazała mu drzwi. Uniosłam głowę do góry i znowu napotkałam jego wzrok na sobie. Jego kąciki ust uniosły się do góry w skromnym uśmiechu i po raz ostatni na mnie spojrzał, by po chwili wyjść z księgarni. Byłam w szoku. Ta fretka się do mnie uśmiechnęła. On… Chyba zwariował. Co za… Kurczę, a co jeśli on mnie nie poznał ? Przecież to całkiem możliwe. Chciałabym zobaczyć jego minę, jak dowie się kim jestem.
- Hermino ?
- Ohh słucham cię Mary.
- To jak tam poszukiwania ? - spytała kobieta, a ja jej pokrótce wszystko opowiedziałam. Nie miałam za dużo czasu, dlatego po dwudziestu minutach już kierowałam swe kroki do mego mieszkanka. Staruszka rozumiała to, że muszę się spakować i wypocząć, ale obiecałam się u niej wstawić jak najszybciej będę mogła. Spacerkiem ruszyłam do domu nie świadoma tego, że ktoś za mną idzie. I tym kimś był Draco Malfoy.