poniedziałek, 29 lipca 2013

Rozdział 5


tak ;) w końcu nowy rozdział, choć pewnie niektórzy się cieszą, że dodany dopiero teraz ;p

będzie mniej do nadrabiania xD

wena mi szwankuję, ale ty chyba przez te upały, jest za gorąco, ale cóż takie uroki lata ^^

nad kolejnym rozdziałem już pracuję , ale nie wiem kiedy go dodam, ponieważ znowu od kilku dni nie mam internetu  ;//

tak właśnie znowu...

nie wiem czy szybko to się zmieni, ale poczekamy zobaczymy ;)))

o i przepraszam za błędy i wszystko inne ;p
wasza ciekawość zostanie chyba zaspokojona, kim jest tajemniczy blondyn ^^

Ps: dziękuję za komentarze, wiele dla mnie znaczą no i przeprasam, że nie na wszystkie odpisuję, po prostu teraz nie mam internetu i robię wszystko by przeczytać wasze notki ;***



***




Teleportowałam się do Australii, w miejsce gdzie zawsze przesiadywaliśmy całą rodziną. Co roku na wakacje rodzice zabierali mnie, no i Rose w te okolice. Zawsze ten sam hotel, ci sami ludzie, te same ogrody i wycieczki. Ktoś pomyśli rutyna, nudy,  ale nie dla nas to był właśnie najlepszy czas. Odcięci od rzeczywistości, od telefonów, komputerów, byliśmy tylko my. Kochałam to miejsce. Było tu tak cicho i spokojnie, ale kiedy miało się ochotę rozerwać nocą zaczynały tętnić życiem kluby, puby i inne lokale serwujące drinki i zachęcające  do tańca. Ruszyłam ścieżką do hotelu, po drodze mijając grządki kwiatów, bukiety róż, bluszcz oplatający drabinki i wiele innych roślin, których nazw nie pamiętałam. Weszłam do drewnianego budynku i rozejrzałam się dookoła. Z radością stwierdziłam, że nic się nie zmieniło, odkąd ostatni raz tu byłam. Podeszłam do recepcji, a za ladą ujrzałam ciotkę Tess. No cóż to właśnie dlatego było nas stać na te wakacje. Zadzwoniłam dzwoneczkiem i czekałam na reakcje kobiety.

- Dzień dobry. W czym mogę służyć  ? - zapytała , odwracając się w moją stronę.

- Witaj ciociu. - powiedziałam, a ta spojrzała na mnie ze zdziwieniem.

- Hermiona ? To ty ? Ale wyrosłaś. Chodź no tu do mnie. - no i takim sposobem zostałam obściskiwana i obcałowywana za wszystkie czasy.  - To gdzie masz resztę ? - zapytała, a ja zamilkłam.

- A nie było ich tutaj ?

- Nie no, od waszych ostatnich odwiedzin już się z nimi nie widziałam. Mionka powiedz mi natychmiast o co tu chodzi ?

- Ja... No, bo... Byłam na taki szkoleniu, no i skończyłam je wcześniej. Chciałam zrobić wszystkim niespodziankę, ale nikogo nie zastałam w domu i od razu przyszło mi namyśl, że są u ciebie. - skłamałam na poczekaniu i miałam nadzieję, że ciotka nie wykryje fałszywej nuty w moim głosie.

- Ahh rozumiem kruszynko. Zostań tutaj, bo kto wie może jeszcze mnie odwiedzą. Przecież co roku do mnie przyjeżdżaliście.

- Ale to nie będzie problem ? Mam pieniądze, oczywiście zapłacę.

- Ohh nie. Nie ma nawet takiej opcji. Od rodziny pieniędzy nie biorę. - powiedziała kobieta i mocno mnie uściskała. Byłam jej naprawdę wdzięczna. Nie wiem jak bym sobie poradziła finansowo, jeśli miałabym opłacać hotel. Za nim się obejrzałam nastał wieczór, a ja niestety niczego nie miałam. Ciocia Tess ich tutaj nie widziała, więc chcąc nie chcąc musiałam zacząć poszukiwania. Czekały mnie trudne tygodnie, ale o tym miałam się przekonać  już następnego dnia.



***



Patrzyłem jak ona znika i długo jeszcze stałem w miejscu nie mogąc dojść do siebie. Kiedy tylko ją ujrzałem, jej uśmiech, jej oczy... Poczułem się tak jakby czas się zatrzymał, jak gdyby istniała tylko ona. Ta piękna, jedyna, najważniejsza... Nie wiedziałem kim ona była, ale wszystkie cząsteczki mego ciała chciały jej dotknąć, poczuć, usłyszeć. To było takie inne, takie dziwne. Nigdy przecież nie zwracałem uwagi na uśmiech, dla mnie najważniejsza była dobra figura. Ale teraz czułem sie inaczej.  Ta dziewczyna mnie zachwyciła, była taka naturalna w tym co robi. Chciałem ją poznać, znowu zobaczyć, porozmawiać. Chciałem wiedzieć, dlaczego mnie tak do niej ciągnie i czy kiedykolwiek przyjdzie mi ją jeszcze spotkać. Jej oczy wyrażające radość, rozbawienie, troskę. Cholera... Ahh jakoś nigdy nie miał to dla mnie najmniejszego znaczenia. Panienki na jedną noc, alkohol, imprezy, dobra zabawa. A teraz co ? Do cholery nie wiedziałem co się ze mną dzieję. Przecież ja taki nie jestem, nie byłem i co ? Tak nagle ma to się wszystko zmienić ? Tak długo się przed tym wzbraniałem, nie chciałem się zmieniać, nie chciałem porzucać tej maski obojętności. To dziwne, ale bałem się. Bałem się odrzucenia, bałem się porażki i nadal się boję, dlatego wolałem pozostać taki, jakiego przez lata wykreował mój ojciec. Pomyślicie podły, zimny, egoistyczny, lecz nie dla wszystkich. Matka wraz z babcią Mary, kiedy tylko mogły wpajały mi, że najważniejsza jest przyjaźń, miłość. Byłem sobą tylko przy nich, tak mnie wychowano. Dla Lucasa musiałem być silny, musiałem z nim być, ponieważ chciałem mu dać to czego nie mógł nasz ojciec. Tylko w domu byłem sobą, przy rodzinie, przy Diable, choć z tym ostatnim trochę się zapomniałem. Nigdy nie byłem taki w stosunku do Zabiniego, nigdy się nie kłóciliśmy, takiego mógł mnie widzieć tylko w Hogwarcie wśród innych uczniów. Wtedy udawałem i tak miało pozostać nadal. Tylko ta dziewczyna, ona... Nie wiem czemu, ale czułem, że ona coś zmieni, że zmieni coś w moim gównianym życiu. Znowu to głupie przeczucie. Otumaniony ruszyłem do księgarni "Magic Word". Wszedłem do środka i już od progu powitał mnie zapach starych ksiąg.

- Witaj Draco. Dawno cię nie widziałam. - usłyszałem głos swojej babci i za nim się obejrzałem już spoczywałem w jej ramionach.

- Taa witaj babciu.

- Opowiadaj co u was słychać ? Jak Lucas i Narcyza ?

- Ehh wszystko dobrze, a co do młodego to wrócił do nas wczoraj wieczorem.

- No tak, ale może byście mnie odwiedzili co ?

- Wiesz babciu jak to jest.

- Wiem, wiem, ale przyjedziecie ?

- Przekażę mamie.

- Ohh co ty taki miły ? Zawsze jak przychodziłeś słychać było twoje narzekania w całym domu.

- Nie prawda.

- Ależ prawda.

- Babciu.

- Draco wiem co mówię. Więc ?

- Nie ważne.

- Oj mów mi tutaj natychmiast. Jesteś taki rozmarzony.

- Ehh... Ja, no ten...

- No co ?

- Nie, nie to naprawdę nic.

- Ohh mój wnusio się zakochał. Kim jest ta szczęściara ? - zapytała, a mnie kompletnie zatkało.

- Że co ? Nie, to nie tak. To jakieś nieporozumienie, bo ja się nie zakochuję.

- Tak tylko się mówi. Zobaczysz, że to szybko się zmieni.

- Mary ja naprawdę... - zacząłem, ale kobieta mi przerwała.

- Ohh ktoś tu się zdenerwował. - powiedziała i się uśmiechnęła. Miała racje, bo wiem po imieniu mówiłem do niej kiedy naprawdę coś mnie frustrowało i byłem zły.

- Jak ty mnie dobrze znasz. Mam sie zacząć bać ? -  zapytałem, robiąc wystraszoną minę.

- Hahah już nie przesadzajmy. Usiądziesz czy będziesz tak stał ? - zapytała przez śmiech.

- Ja w sumie tylko na chwile. Postoję.

- No dobrze. pewnie chcesz wiedzieć o co chodzi. Otóż dziewczyna, która u mnie pracowała musiała wyjechać. Potrzebuję kogoś kto ją zastąpi.

- Eeee no i co w związku z tym ?

- Że widzę cię jutro o 9:00 u siebie.

- Co ? Ale chyba nie myślisz, że na to się zgodzę ? Ja mam pracować tutaj ? - powiedziałem, wskazując ręką na miejsce.

- Tak, właśnie tego od ciebie oczekuję.

- Babciu chyba jesteś nie poważna.

- Draco nie masz nic do gadania. Wiesz do naszej księgarni przychodzi wiele młodych dziewczyn. - powiedziała, na co się zaśmiałem. Westchnąłem z dezaprobatą i stwierdziłem, że to nie jest zły pomysł. przecież właśnie przed księgarnią Mary widziałem tą dziewczynę. Kto wie, a może tu przychodzi ?

- No dobra, zgadzam się, ale niech babcia nie myśli sobie nie wiadomo co.

- Ohh Draco. Cieszę się, że nie zostawiasz mnie z tym wszystkim samą.

- Janse. Przepraszam , ale muszę już lecieć.

- To do jutra i przyprowadź z sobą Lucasa.

- Zobaczę co da się zrobić. Dowidzenia. - powiedziałem, uśmiechając  się do babci i teleportowałem się do domu. Musiałem porozmawiać z Blasiem. Ruszyłem do jego pokoju i zastałem go siedzącego przy biurku i zaciekle coś piszącego.

- Co tam tak skrobiesz ? - zapytałem, dając mu znak, że nie jest sam.

- Ehh takie tam bazgroły. - odpowiedział , ale nie umyło mojej uwadze, że Diabeł chowa zapisaną kartę do szafki.

- No tak. Słuchaj stary głupio wyszło.

- Ooo zrozumiałeś ?

- Tak jakby.

- Phyyy.

- Wiem przegiąłem , ale ohh znasz mnie. Naprawdę żałuję.

- To prawda znam cię i to dość długo. Dlatego ci nie wierzę. - powiedział, co totalnie mnie zaskoczyło. Musiałem wyglądać jak kompletny idiota z rozdziawioną buzią i oczami jak galeony.

- Jak to ? - zapytałem, bo tylko tyle zdołałem z siebie wydusić.

- Jesteś nie poprawnym i nie wychowanym młodzieńcem, którego czeka kara. Oj nie ładnie. - powiedział, a ja z każdym jego słowem śmiałem się co raz głośniej.

- No nie. Za grosz nie umiesz udawać McGonagall.

- Żartujesz to nie była ona. Trelawney.

- Ahhhh no tak. Ta stara wiedźma mówi inaczej.

- Co ? Przez twoje skandaliczne zachowanie Slytherin traci 20 punktów. Panie Malfoy proszę usiąść prosto. Co cię tak bawi ?

- Haha oj Diable. Brakowało mi tego twojego przedrzeźniania.

- No jeszcze tylko miesiąc.

- Ehh prawda. Nauka... - westchnąłem z rezygnacją.

- Lekcje.

-Obowiązki.

-Szlabanyyy. - powiedziałem na co oboje się zaśmialiśmy.

- Hymmm imprezy.

- Dziewczyny.

- Alkohol.

- Hahaha Zab, może nie będzie tak źle.

- Co ? Będzie zajebiście.

- To będzie rok. - dodałem tylko i przybiliśmy sobie piątkę. Na Blaise zawsze można było liczyć.


***



                Mijał dzień za dniem, a ja nawet o krok nie przybliżyłam się do znalezienia rodziców. Chodziłam po miastach ze zdjęciami, pytałam ludzi, ale nikt nic nie wiedział. Co raz częściej dopadały mnie myśli, co jeśli ich już nie ma, co jeśli oni nie żyją. Na szczęście miałam Ginny i Diabła. Pisali do mnie jak najczęściej, wspierali, mówili, że wszystko będzie dobrze. Potrzebowałam ich, a oni doskonale o tym wiedzieli. W nich miałam całe oparcie. Co dziwne napisał też do mnie Harry z Ronem. Nie spodziewałam się tego, ponieważ nasze relacje od wojny uległy drastycznej zmianie. Oczywiście rozmawialiśmy ze sobą, ale nie tak często jak wcześniej. Nie czułam się tak komfortowo w ich towarzystwie i nie wiedziałam czy to kiedykolwiek się zmieni.  Przechodząc do mnie i moich poszukiwań, minęły trzy tygodnie od mojej teleportacji do Australii,  a ja stałam w martwym punkcie. Wiedziałam, że tu już niczego nie znajdę. Postanowiłam wyjechać i zacząć poszukiwania gdzieś indziej. Pożegnałam się z ciotkę Tess, która obiecała do mnie dzwonić, jeśli tylko rodzice by się pojawili i aportowałam się do słonecznej Hiszpanii. Słońce, plaża, morze - uśmiech sam mi zawitał na twarzy. Miałam już ruszyć, bu znaleźć sobie jakiś nocleg, bo wiem nie miałam jeszcze pojęcia, gdzie mogę się zatrzymać, ale poczułam silne uderzenie i  upadłam na ziemie. Na mojej twarzy zawitał grymas bólu. Wstałam szybko i otrzepałam brudne spodenki.

- Ohh czemu ja ? - warknęłam wściekła.

- Umiesz angielski ? - usłyszałam i odwróciłam się w stronę, z której dochodził głos.

- Tak.  A bo co ? - zapytałam i dopiero teraz spojrzałam na chłopaka. Przede mną stał dobrze zbudowany brunet, o czarnych jak noc oczach. 

- Czyli tutaj nie mieszkasz ? - zapytał, uważnie na mnie spoglądając. Chyba nie zraził go mój surowy ton.

- Nie. Mieszkam w Londynie. - odpowiedziałam i nagle zdałam sobie sprawę, że przecież nie znam tego chłopaka. - Zresztą co cię to obchodzi ?  Zajmij się sobą  i daj  mi spokój. - dodałam i odwróciłam się z zamiarem odejścia. Jednak chłopak nie odpuszczał i już po kilku krokach zrównał się ze mną i szedł tuż obok.

- Ohh czy do ciebie nic nie dociera ? - zapytałam wściekła.

- Rozumiem, ale nie zdążyłem cię jeszcze przeprosić. - odpowiedział ze skruchą i się do mnie uśmiechnął. Zatrzymałam się i spojrzałam na niego.

- Cholerni mugole... - mruknęłam pod nosem i dałam znak, żeby kontynuował. Chłopak spojrzał na mnie zdziwiony, ale nie skomentował moich słów.

- No tak, więc przepraszam. Naprawdę nie chciałem na ciebie wpaść i może w zamian za to zechciałabyś się ze mną wybrać do kawiarenki albo na jakiegoś drinka ?

- Co za tupet. Przepraszam, ale nie mam ochoty na żadnego drinka w twoim towarzystwie. - odpowiedziałam, ale wszystko co wypłynęło z moich ust było kłamstwem.  Musiałam to przyznać, ten chłopak był mega przystojny i najdziwniejsze w tym wszystkim było to, że miałam jakieś głupie przeczucie, że już go kiedyś widziałam.

- No nie daj się prosić. Jeden drink, a w zamian pomogę ci znaleźć jakieś lokum. - powiedział szczerzę się uśmiechając. Nie mogłam tego nie odwzajemnić , ale moja odpowiedź zaskoczyła zarówno jego jak i mnie.

- Przepraszam, ale nie mogę . Jesteśmy z dwóch różnych światów. To nie wyjdzie. Przepraszam. - powiedziałam i ruszyłam przed siebie w poszukiwaniu miejsca na nocleg. Przez całą drogę w duchu przeklinałam siebie za swoją głupotę. Ten chłopak był taki tajemniczy, taki ohhh... Chciałabym go poznać, ale kiedy znalazłam się w małym pokoiku stwierdziłam, że jednak dobrze postąpiłam i tak właśnie będzie najlepiej. Jeśli coś bym do niego poczuła, jeśli między nami zaczęło by się coś dziać, czułabym się głupio z myślą, że muszę go okłamywać.  Miałam nadziej, że już go tutaj nie spotkam, bo wiem nie chciałam się przed nim znowu tłumaczyć.



***




Minęły już trzy tygodnie odkąd pracowałem u Mary.

Trzy tygodnie temu ujrzałem dziewczynę, o której w za nic w świecie nie mogłem zapomnieć.

Trzy tygodnie - tyle czasu jest z nami Lucas.

Trzy tygodnie i jak do tej pory nie trafiłem do łóżka z żadną pustą panienką.

Trzy tygodnie odkąd coś się zmieniło.

Trzy tygodnie - tyle czasu jeszcze pracowałem na odbudową Hogwartu.

Nie było czasu na rozmyślania, nie było czasu na leniuchowanie i obijanie się z kąta w kąt. Mój cały dzień był już zaplanowany. Wstawałem, by pobiegać z Diabłem, potem śniadanie, praca w księgarni, obiad, odbudowa Hogartu, Lucas, kolacja, no i do spania. Mniej więcej tak to wszystko wyglądało. Czasem zabierałem młodego do babci, a nieraz razem z Diabłem braliśmy go do szkoły, bo ten tak bardzo chciał ją zobaczyć wcześniej. No cóż był nie cierpliwy tak jak ja, ale jak do tej pory mi zawsze wychodziło to na dobre. Teraz miałem dla siebie więcej czasu wolnego, bo wiem w szkole wszystko zostało już zrobione i mogliśmy spokojnie wrócić do starych zajęć . Pewnie się zastanawiacie po co w ogóle to robiłem ? Po co pomagałem ? Otóż chciałem się jakoś odwdzięczyć Dumbledorowi za to co dla mnie zrobił i, że wierzył we mnie do samego końca. To dzięki niemu zobaczyłem, że mam inne wyjście niż bycie Śmierciożercą. To on jako pierwszy mi zaufał, dlatego gdzieś wewnątrz czułem, że muszę pomóc w odbudowie Hogwartu. Chciałem tu stworzyć coś swojego, chciałem zrealizować pomysł na to miejsce. Błonia to one znalazły się w moich planach. Podczas bitwy zostały doszczętnie zniszczone, a ja chciałem sprawić, by na nowo to miejsce zachwycało ludzi swoim urokiem i pięknem. Zadbałem o każdy najmniejszy szczegół, każdą drobnostkę, ścieżki, drzewa, kwiaty, jezioro, pomost, fontanny, ławki... To wszystko znajdowało się właśnie na błoniach.

Trzy tygodnie ciężkiej pracy zdecydowanie się opłaciło, bo wiem powstało coś naprawdę cudownego i jedynego w swoim rodzaju. Taki magiczny ogród...




***


Miałam wszystkiego dość.

Dość tego miejsca,

tych ludzi...

Nikt mnie nie rozumiał. Nie wiedzieli co tutaj robię i o co mi chodzi.

Nie obchodziło ich to kim jestem, kogo szukam i, że potrzebuję pomocy.

Każdy tylko spoglądał na mnie ze zdziwieniem,

kazali się wyluzować,

zapomnieć,

pójść się zabawić.

Nie rozumieli i nie chcieli rozumieć.

Poddałam się...

Poddałam, choć obiecałam sobie, że będę walczyć , że na pewno odnajdę rodziców.

Nic z tego, byłam już tym wszystkim wyczerpana.

Nie dość tego dwa dni temu zaczęła się szkoła, a ja nadal siedziałam tutaj. Tylko przyjaciele wiedzieli gdzie jestem i już pierwszego dnia dostałam od nich listy. Pytali o poszukiwania, o to kiedy wrócę i dlaczego mnie jeszcze z nimi nie ma. Opowiadali o szkole, o uczniach i nauczycielach, o wspaniałych błoniach, i odbudowanym budynku. Twierdzili, że wszyscy się o mnie pytają, że każdy martwi się moją nieobecnością, ale jakoś nie chciało mi się w to wszystko wierzyć. Nie odpisałam im, zresztą nie wiedziałam co miałabym napisać. Że co ? Że nie wracam do Hogartu ? Że bardzo żałuję ? Że muszę szukać rodziców ? Czy to, że się poddałam ? Że boję się reakcji innych na wieść, że mi się nie udało ? Że nie chcę słów pocieszenia tylko z powrotem moją małą Rose i rodziców ?

Nie chciałam tego.

Nie mogłam wrócić.

piątek, 19 lipca 2013

Rozdział 4

Hej miśki, jest rozdział 4
dziś troszkę krótko i no nie wiem jakoś nie podoba mi się ta notka, nie miałam weny ;/
Przepraszam was strasznie ;(
Wiem, że zawaliłam, ale cóż mam nadzieję, że następnym razem wena mi dopiszę ;p
No i oczywiście wiem, że mało Dramione, ale powoli i to zacznie się rozkręcać ^^
Na nominacje odpowiedziałam i bardzo za nie dziękuję. Kocham was ;****


***



Przeciągnęłam się leniwie i otworzyłam zaspane oczy. Poczułam lekki ból w skroniach, ale do zniesienia. Nie miałam dość pieniędzy, by za każdym razem zażywać eliksiru na kaca. Był drogi, a mnie zwyczajnie w świecie nie było na niego stać. Wstałam z łóżka, potykając się o wszystko co leżało na mojej drodze, ale jakoś w końcu dotarłam do łazienki. Ściągnęłam z siebie wczorajsze ubrania i wskoczyłam pod ciepły i orzeźwiający prysznic. Przyniósł mi ulgę i ukojenie, a ja mogłam całkowicie się odprężyć, zapominając o bożym świecie. Nie wiem ile czasu minęło, kiedy z powrotem stałam na zimnych kafelkach, ale na pewno więcej niżeli zamierzałam. Owinęłam się ręcznikiem, a włosy zostawiłam mokre i rozpuszczone. Same wyschną, a ja nie lubiłam tego sprzętu zwanego suszarką. Kompletna strata czasu, męczenie się, no i jeszcze niszczą włosy. Zresztą czy tak czy siak na mojej głowie powstawała kupa siana, którą dało się poskromić tylko dzięki magii, no chyba, że mówimy o lakierze, ale to zupełnie inna sprawa. Moje włosy muszą oddychać, tak jak ja, a nie gnić pod tą warstwą czegoś sztucznego, twardego i klejącego. Ehh wiadomo dlaczego włosy Malfoya są takie białe.
-Hahaha ohh Mionka, Mionka chyba wariujesz. – powiedziałam do siebie na głos i ruszyłam do kuchni. Przechodziłam przez salon i co ujrzałam ? Diabeł w najlepsze spał na mojej kanapie i do tego słodko pochrapywał. Był powyginany na wszystkie strony, ale nie ma co się dziwić był dość wysoki, a kanapa o wiele mniejsza. Zaśmiałam się w duchu, dostrzegając pustą butelkę po Ognistej Whisky, do której przytulał się chłopak. Musiałam przyznać, że wyglądał uroczo. Spojrzałam na jego słodki uśmiech i już wiedziałam co zrobić. Szybko ruszyłam do swojej walizki i zaczęłam przerzucać jej zawartość.
- Jest. – krzyknęłam, kiedy w mojej ręce znalazł się aparat fotograficzny. Wróciłam do salonu, niosąc przedmiot w dłoni. Podniosłam do góry i nacisnęłam guzik. Dało się słyszeć charakterystyczne kliknięcie i wtedy Blasie zaczął się przeciągać. Buum. Upadł na ziemie z łoskotem. Zachichotałam na ten widok, na co chłopak spojrzał na mnie z wyrzutem. Nic mu nie wyjaśniając odłożyłam aparat na stolik i skierowałam się do kuchni.
- Jak chcesz to za tamtymi białymi drzwiami jest łazienka. Odśwież się. – powiedziałam widząc jak chłopak trze zaspane oczy.
- Nie, wiesz co, ja chyba spadam do siebie. Nie mam tu nawet żadnych ubrań.
- Ooo i nie pożegnasz się ze mną ?
- Oczywiście, jak bym śmiał. Wrócę tu. – powiedział i na mnie spojrzał.
- No ja myślę. Lubisz jajecznice ? – zapytałam wyciągając z szafki patelkę.
- Twoją skosztuje z wielką chęcią.
- Hehe co za zaszczyt.
- Miona ?
- Tak ? – zapytałam się, odwracając w stronę Blasie. To był błąd, bowiem chłopak trzymał w ręku aparat. Zamachnęłam się patelką, by zasłonić, ale za późno. Zdjęcie było już zrobione.
- Ehh zabiję cię. Obiecuję. – pogroziłam mu palcem i zajęłam się robieniem jajecznicy.
- No co ? Musiałem uwiecznić ten moment.
- Co ? Jaki ?
- To, że pewna seksowna kocica chodzi przede mną w samym ręczniczku i mokrych włosach. Mymmm jest na co popatrzeć.
- Blaise do cholery jasnej. Nie patrz na mnie i ohh zajmij się sobą.
- Hymm jeśli ty tak chodzisz codziennie to się do ciebie wprowadzam.
- Haha no jasne.
- Nie żartuje. Kusisz…
- Ej, a co z twoją miłością ?
- Ohh wątpisz we mnie. Moje serce bije nadal tylko dla niej, - powiedział Blasie, teatralnie przykładając ręce w miejsce gdzie znajduję się narząd.
- Nie gadaj tylko siadaj i jedz. – powiedziałam nakładając chłopakowi dość sporą porcję. Wzięłam z szafki deskę i położyłam na niej patelkę, w której zostało jedzenie dla mnie. Diabeł spojrzał na mnie jak na idiotkę.
- Mniej naczyń do zmywania, a ja nie cierpię zmywać. – powiedziałam, na co chłopak się zaśmiał. Popijaliśmy ciepłą herbatę i zajadaliśmy się, rozmawiając na temat mojej podróży. Chciałam aportować się do Australii, bo wiem tam chciałam zacząć swoje poszukiwania. Rodzice kochali to miejsce i nie raz już tam byliśmy. Mogło mieć to jakieś znaczenie, jeśli jednak tam mi się nie uda wtedy jest jeszcze Hiszpania, do której zawsze chcieli się wybrać. Kto wie, może tam przyjdzie mi ich spotkać. Mam przynajmniej taką nadzieję.
- Hermiona.
- Hymm ? – dałam znak, że słucham.
- Pytałem się, o której mam tu być.
- O 15:00 jest w porządku. Tylko się nie spóźnij jasne ?
- Pewnie, pewnie. Do zobaczyska. – powiedział chłopak i już go nie było. Zostałam sama. Tyle rzeczy było do zrobienia, a ja nie wiedziałam od czego zacząć. Wzięłam pieniądze i ruszyłam do właściciela mieszkania, które wynajmowałam. Miałam trochę oszczędności i już teraz wolałam zapłacić za czynsz na następny miesiąc, choć był dopiero 3 sierpnia. Właściciel był nie co zdziwiony moją decyzją i kilka razy dopytywał mnie czy to pieniądze za wrzesień, ale jak powiedziałam mu o moim wyjeździe to tylko kiwnął zrozumiale głową i życzył miłego wyjazdu. Wyszłam z domu i skierowałam się do księgarni, w której pracowałam. Musiałam porozmawiać z Mary, w końcu nie powinnam zostawiać jej tak na pastwę losu, w ogóle nie uprzedzając o moim wyjeździe. Miałam nadzieję, że zrozumie i wcale się nie pomyliłam.
- Witaj Hermiono. Ty tu o tak wczesnej porze ?
- Ehh ja muszę z tobą porozmawiać Mary.
- Hymm tak też myślałam. To kiedy wyjeżdżasz ?
- Co ? Ale skąd wiedziałaś ?
- To długa historia, ale zapewne nie wiesz, że byłam kiedyś nauczycielką wróżbiarstwa w Hogwarcie ?
- Naprawdę ? Nie miałam pojęcia.
- Hymm widzisz skutki. – powiedziała staruszka, na co się zaśmiałam.
- Oj jesteś cudowna babciu. – powiedziałam, pamiętając jak kobieta przy pierwszym spotkaniu, kazała mi tak się od niej zwracać. – Czyli to nie będzie problem jak dziś wyjadę ? Chodzi o to, że nie chcę cię zostawiać z tym wszystkim samą, chyba rozumiesz ?
- Oj nie potrzebnie się martwisz, już wiem kto z chęcią mi pomoże.
- Tak ? Szybka jesteś.
- Haha mam wnuczka w twoim wieku.
- Ale na pewno…
- Nie martw się i idź się pakować. O której chcesz się teleportować ?
- O 15:00, muszę się pożegnać z kolegą.
- Oj nie moja droga, w takim razie wstąpisz jeszcze do mnie, a ja naszykuję ci coś do jedzenia.
- Ależ nie trzeba.
- Trzeba, trzeba, a czemu nie pożegnasz się z tą swoją przyjaciółką ?
- No tak trochę się pokłóciliśmy i ja nie wiem co miałabym jej powiedzieć.
- Ohh najlepiej prawdę skarbie. Zasługuję na pożegnanie. Masz tu pergamin, sówka siedzi w klatce, napisz do niej i to natychmiast.
- No już dobrze. – powiedziałam i tak jak kazała mi Mary, wzięłam się za pisanie. Kiedy list był gotowy, podałam go małej sówce, a ta ruszyła w stronę Hogwartu. Posłałam kobiecie szczery uśmiech i przytuliłam z wdzięczności. Była wspaniałą osobą i za to ją kochałam. Mary wygoniła mnie z księgarni i chcąc nie chcąc musiałam ruszyć w drogę powrotną do domu. Po drodze wstąpiłam do banku Gringotta i jeszcze wielu innych małych sklepików, by kupić potrzebne rzeczy na podróż. Przechadzałam się ulicami Hogsmeade, a wiatr rozwiewał moje włosy na wszystkie strony. Zatrzymałam się w miejscu, zamknęłam oczy i zaczęłam wdychać cudowny zapach kwiatów. Promienie słońca okalały moją twarz, dając mi chwilowe ciepło. Otworzyłam oczy i skierowałam się do mojego małego mieszkanka na Raist Street. Musiałam się spakować, a czasu zostało mi nie wiele.


***


Teleportowałem się do domu i od razu zorientowałem się, ze coś jest nie tak. Te radosne głosy dochodzące z ogrodu. Czyżby to był śmiech ? Nie, przecież to nie możliwe, choć… Ruszyłem w stronę wymienionego wcześniej miejsca i doznałem nie małego szoku. Moja mama, jak i ciocia Narcyza leżały na leżakach i naśmiewały się z czegoś. Spojrzałem tam gdzie zatrzymał się ich wzrok i parsknąłem śmiechem. Ujrzałem Smoka, który wymachiwał na wszystkie strony rękoma, by pozbyć się tego kochanego szkraba z własnych pleców i wrzucić go do wody. Kiedy się zaśmiałem, obiekt naszych zainteresowań odwrócił się w moją stronę.
- Diable. – usłyszałem, a chłopak już biegł w moją stronę. Rozłożyłem ramiona i porwałem Lucasa do góry. Zacząłem się z nim kręcić wokół własnej osi, na co mały krzyczał bym go puścił.
- Młody co tu robisz ?
- Oj przestań, wystarczy, że odpowiedziałem Draconowi.
- Haha no proszę. Zaczynasz pyskować. Tak trzymać. – powiedziałem przybijając chłopakowi piątkę, na co nasze matki popatrzyły z rezygnacją.
- Blasie no proszę cię on ma dopiero jedenaście lat. Uważaj.
- Tak jest ciociu. – powiedziałem salutując, na co kobiety się zaśmiały.
- Zabierzesz mnie do Hogwartu ? – zapytał mnie malec, a ja nie wiedziałem jak wybrnąć z tej ciężkiej sytuacji.
- To Draco jest twoim bratem. Pytaj jego.
- Ale on nie może.
- Czemu to ?
- Bo babcia do niego napisała. Ma się z nią dzisiaj spotkać. Blaise no proszę.
- Przepraszam Lucas, ale nie tym razem. Umówiłem się z kimś i nie mogę tego przełożyć.
- No trudno. Szkoda.
- Innym razem co ? A teraz idź jeszcze trochę popływać.
- No dobra. – powiedział chłopak i już go nie było. Skierowałem się do swojego pokoju.
- Kim jest twoja wybranka ? – usłyszałem głos swojego przyjaciela. Zatrzymałem się, by mógł się ze mną zrównać i ponownie ruszyłem.
- Jaka znowu wybranka ?
- Blasie nie było cię całą noc, śmierdzisz alkoholem i chyba nie muszę zgadywać co z nią robiłeś.
- To nie tak.
- Haha dobre. A tak na serio to jaka jest w łóżku ? Może mnie z nią zapoznasz ? - zapytał, a ja miałem ochotę mu przyłożyć. Ale to tak, by raz na zawsze zrozumiał to co do niego mówię. Wkurzył mnie i to cholernie. No i jak tu nie wybuchnąć ?
- Kurwa mać Smoku. Czy tu nie rozumiesz co do ciebie mówię, nie uprawiałem z nią seksu i nawet nie mam zamiaru, choć jest wspaniała dziewczyną zarówno z wyglądu jak i charakteru. Traktuję ją jak koleżankę, znajomą, przyjaciółkę… - powiedziałem i dopiero zdałem sobie sprawę, że tak jest. Hermiona Granger po jednej rozmowie była moją przyjaciółką. Zależało mi na niej, na jej szczęściu i na tym, by odnalazła rodziców.
- Eee czy ja dobrze rozumiem ? Kobieta i przyjaciółka ? Chyba ci coś się we łbie pomieszało.
- Ahh daruj sobie. Ty tego nigdy nie zrozumiesz. – powiedziałem i wszedłem do swojej sypialni, trzaskając drzwiami.


***


Zegarek wskazywał godzinę 15:10. Zaczęłam się niecierpliwić, nie było czasu, a Diabeł się spóźniał. Ehh najwyżej do niego napisze. Złapałam walizkę za rączkę, a torbę zarzuciłam na ramię i skierowałam się do wyjścia. Chciałam złapać za klamkę, kiedy to drzwi otworzyły się, a chłopak wpadł na mnie, przewracając na ziemie.
- Ałłł jeszcze raz Zabini, a nie żyjesz jasne ?
- Ohh no Mionka, nie złość się tak.
- Blasie przez ciebie będę miała siniak na tyłu.
- Chcesz to pomasuję ?
- Co ? Chyba w twoich snach. – powiedziałam, na co chłopak się tylko zaśmiał. Wziął ode mnie moją walizkę i zszedł na dół. Ostatni raz spojrzałam na moje mieszkanko i zamknęłam je na klucz. Dołączyłam do Blasie i razem skierowaliśmy się do księgarni „Magic Word”. Mary powitała chłopaka uśmiechem i jak to stwierdziła niezłe z niego ciasteczko. Oczywiście kazała się odwiedzać i mówić babciu, na co chłopak przystał z wielką radością. Wiedziałam, że polubi kobietę, bo wiem Mary nie dało się nie kochać. Pożegnała mnie z wielką wylewnością i dała chyba cały koszyk swoich wypieków, ciast, babeczek, soków. Hymm przynajmniej nie umrę z głodu. Kiedy staruszka weszła do środka, w polu mojego widzenia ukazała się drobna istotka, jaką była moja ruda przyjaciółka Ginny. Jednak przyszła.
- Co ona tu robi ? – usłyszałam, zaskoczony głos Diabła.
- Przyszła się ze mną pożegnać.
- Ale jak to ? – zapytał, a ja usłyszałem w jego głosie panikę.
- No jest moją przyjaciółką.
- Yhymm. – usłyszałam tylko, bo wiem Ginny już stała przed nami. Jej mina wyrażała zdziwienie, szok, zaskoczenie. No tak reakcja na Blasie.
- Nie przywitasz się ? – zapytałam, chcą wyrwać ją z tego co zobaczyła.
- Ohh przepraszam cię Mionka. Chodź tu do mnie. – powiedziała tylko i już spoczywałyśmy w swoich ramionach. Tuliłyśmy się do siebie i przepraszałyśmy za wczorajszy wieczór, za słowa jakie padły, za to co się działo i jak to wszystko się potoczyło. Byłyśmy najlepszymi przyjaciółkami, potrzebowałam jej.
- Zobaczysz znajdziesz ich.
- Ohh dziękuję ci.
- Nie ma sprawy Hermiono. – powiedziała i oderwała się ode mnie. Spojrzała na chłopaka, który stał obok i popatrzyła na niego z pogardą. – Co on tu robi ? – zapytała wściekła.
- Przyszedł się ze mną pożegnać. Proszę oszczędź sobie komentarzy.
- Ale jak to ? To coś… - nie dane było jej dokończyć, bo przerwał jej chłopak.
- Jakbyś chciała zauważyć to tu jestem, dlatego nie obrażaj mnie mówiąc o mnie to coś. Jestem człowiekiem, z krwi i kości tak jak ty.
- Hahaha no chyba zdradziecką szują.
- Wiewiórko nie pozwalaj sobie.
- Bo co ? Postraszysz mnie swoim panem ? Wiesz jego już tu nie ma i nikt ci nie pomoże. Phyy jak w ogóle śmiesz się tu pokazywać ?
- Prosiła mnie o to Hermiona.
- Ohh no jasne, bo przecież jesteście najlepszymi psiapsami.
- Dość !! Macie się natychmiast zamknąć. Wyjeżdżam, a wy kłócicie się w najlepsze. Wiedz Ginny, że Diabeł mówi prawdę i czy to ci się podoba czy nie to jest tu, bo tego chciałam, tak jak twojej obecności. Nie marudźcie mi tu tylko mnie przytulcie i pożegnajcie, bo nie wiadomo kiedy przyjdzie nam się spotkać.
- Oj przepraszam Miona, tylko, że on…
- Ruda !!
- No dobra. Chodź tu do mnie. – powiedziała i przytuliła do swego drobnego ciałka.
- Teraz ja. – powiedział Diabeł, kiedy oderwałam się od Ginny. Złapał mnie w żelaznym uścisku i zaczął się kręcić dookoła.
- Puszczaj Blasie. No proszę. Puszczaj. – krzyczałam i śmiałam się w niebo głosy.
- Jasne księżniczko. Ale pamiętasz co mi obiecałaś?
- Yhymm pisać jak najczęściej.
- Tego się trzymamy dobra ?
- No jasne Zabini. – powiedziałam i się od niego oderwałam. Zrobiłam kilka kroków do przodu i odwróciłam się w ich stronę. No nie już zaczęli się kłócić. Co ja z nimi będę miała. Ehh – westchnęłam i wyciągnęłam z torby aparat.
- Ej gołąbki. – krzyknęłam na co odwrócili się w moją stronę. Diabeł widząc co się święci, objął Rudą ramieniem, na co ona spojrzała na niego z skwaszoną miną. Klik i zdjęcie było gotowe. Pomachałam im na pożegnanie i teleportowałam się do ciepłej Australii. Nie wiedziałam tylko, że od jakiegoś czasu to całe zdarzenie obserwował pewien blond chłopak.

środa, 10 lipca 2013

Rozdział 3

Wiecie, że jesteście kochani ?
A ja straszna, bo coraz później dodaje rozdziały xD
ale nie wiem jak to jest, że teraz mam mniej czasu wolnego niż w czasie szkoły
jednak dobra wiadomość jest taka, że mam już internet, dlatego powli zaczynam nadrabiać wszystkie wasze blogi, nowe notki i rozdziały co jest nie co trudne, bo muszę się nieźle nagimnastykwać, by internet chodził w zadowalającym tępie ^^
ale jakoś idzie i obiecuję, że na nowe blogi też wpadne, ale po przeczytaniu tamtych ;p
jesteście cudowne, a wasze komentarze wiele dla mnie znaczą, a przede wszystkim dodają sił, no i chcę się pisać dalej ;)
a więc czytajcie i komentujcie xD ;****


***



Byłem wściekły na Dracona. Nie wiedział, nie miał pojęcia co czuję i dlaczego to wszystko robię. Ja nie mogłem przestać o niej myśleć, nie było chwili bym nie zastanawiał się co teraz robi, z kim jest, co mówi. Chciałem z nią choć porozmawiać, zobaczyć jej uśmiech, móc ją przytulić, pocałować, po prostu z nią być. Jednak nie było na to szans. Wiedziałem, że ona mnie nienawidzi i nie chcę na mnie patrzeć. Byłem podłym dupkiem i wtedy jeszcze nie wiedziałem co robię. Jednak teraz żałuję, cholernie żałuję tego co robiłem i tego jak się zachowywałem.
- Ehh co za tupet. – warknąłem wściekły, przypominając sobie słowa Malfoya. Był moim przyjacielem, kochałem go jak brata, ale wkurwiał mnie i to jak. Znamy się od dzieciństwa, zawsze kroczyliśmy razem, nie bacząc na kłody jakie rzucał nam przed nogi przewrotny los. Nie chcieliśmy być Śmirciożercami, nie chcieliśmy uczestniczyć w tym całym bagnie i kiedy ten zginął myślałem, że wszystko wróci do normy, że będziemy żyli tak jak zawsze chcieliśmy. Jednak Draco nadal jest tą samą osobą co był i powoli tracę nadzieję na jego zmianę.
Myśląc tak nad tym wszystkim spoglądałem w dół, nie zaszczycając spojrzeniem nikogo z ludzi przez siebie mijanych. Byłem tak zafrasowany swoimi problemami, że nie zauważyłem dziewczyny kroczącej prosto na mnie. Wpadliśmy na siebie i upadliśmy na ziemie z łoskotem. Usłyszałem jej jęk dlatego podniosłem głowę do góry i wtedy właśnie napotkałem wzrok czekoladowych oczu.
- Zabini ?
- Granger ? – spytałem w tym samym czasie co dziewczyna. Wstałem na nogi i podałem je swoją dłoń. Spojrzała na mnie zdziwiona, ale przyjęła moją pomoc i już po chwili stała naprzeciwko mnie. Spojrzałem na nią uważniej i dopiero teraz dostrzegłem zaczerwienia pod oczami i ślady łez na policzkach. Nie był bym sobą gdybym tak po prostu ją zostawił.
- Co się stało ? – spytałem z troską.
- Nie twoja sprawa. – odpowiedziała hardo i odwróciła się z zamiarem odejścia, jednak ja złapałem ją za ramię i teraz stała do mnie przodem.
- Czego chcesz Zabini ? Czy choć raz nie możesz mi dać świętego spokoju ? Co ja ci takiego zrobiłam ? Czym zawiniłam ? – spytała, a kilka łez wydostało się z oka mocząc jej koszulkę.
- Ja nie chciałem. Przepraszam, ja tylko…
- Tylko co ?
- Chciałem ci pomóc.
- Hahaha no pewnie, że chciałeś… Zaraz co ?
- To co słyszałaś.
- Co ? Ale jak to ? – spytała zaskoczona tym co powiedziałem.
- Ehh możesz wierzyć, albo i nie, ale zmieniłem się, i cholernie żałuje tego co było. Nie mogę zmienić przeszłości, ale jestem w stanie pomóc ci teraz.
- Blasie ja…
- Jeśli nie chcesz to nie mów.
- Nie ja po prostu jestem w szoku. Jeśli możesz…
- Oczywiście. – odpowiedziałem i już miałem ruszać przed siebie, ale Granger mi przerwała.
- Chodźmy do mnie.
- Co ? – spytałem trochę zbity z tropu.
- Chciałeś mi pomóc.
- No tak, ale…
- To chodźmy. – powiedziała i pociągnęła mnie za rękę, nie czekając na moją reakcje czy słowa sprzeciwu. Powoli zaczynałem ją lubić.


***


Nie minęło dziesięć minut, a byliśmy już na miejscu. W czasie drogi nie odzywaliśmy się do siebie słowem. Nie wiedziałam co powiedzieć i czułam się strasznie głupio. To była chwila. Poniosły mnie emocje. Nie potrzebnie na niego nawrzeszczałam, a później chciałam to naprawić, no i zaprosiłam Blaise do siebie. Westchnęłam, ubolewając nad swoją głupotą otworzyłam drzwi, gestem ręki zapraszając chłopaka do środka. Zdjęłam buty, zmieniając je na puszyste kapcie i przeszłam do kuchni, zapalając światło w pomieszczeniu.
- Czego się napijesz Zabini ?
- Eee na razie podziękuję, ale mów mi Blaise albo Diabeł.
- Hermiona. Dla znajomych Miona. – powiedziałam i podałam mu swoją dłoń. – Czemu Diabeł ? – spytałam nie co zdziwiona.
- Ślizgoni wymyśli to przezwisko, bo zawsze wszystko uchodziło mi płazem.
- Ohh taki z ciebie spryciarz ?
- Haha nie raczej jestem grzecznym chłopcem. – powiedział, na co oboje się zaśmialiśmy.
- Już ci wierzę. Z tego co słyszałam to…
- Z tego co słyszałaś ? – przerwał mi zaintrygowany.
- Hymm powiedzmy, że dużo się o was mówi i jak mi wiadomo ty i cała reszta słyniecie z alkoholowych libacji.
- Bez przesady, ale jest w tym jakaś prawda.
- No proszę. Częstuj się. – powiedziałam i jednym machnięciem różdżki sprawiłam, że na stole stał sok dyniowy, kanapki, ciastka, budyń i jeszcze wiele innych smakołyków.
- Hymm lepiej zostańmy tutaj. – powiedziałam spoglądając do salonu obładowanego pudłami i paczkami. Blasie podążył za moim wzrokiem.
- Przeprowadzka ?
- Tak miesiąc temu.
- Widzę, że nie zbiera ci się na sprzątanie. – powiedział chłopak, sięgając po kanapkę.
- Ehh szkoda mówić.
- Czyż nie po to tu jestem ?
- Ohh Blasie ja… To głupio wyszło. Nie znamy się, nie powinnam cię zadręczać swoimi sprawami, zwłaszcza kiedy widzę, że u ciebie też się coś dzieję. Przepraszam, ale nie mogę.
- Rozumiem Miona, ale uwierz mi poczujesz się lepiej, a jeśli chcesz to sam mogę ci opowiedzieć co mnie dręczy, choć wątpię byś chciała tego słuchać.
- Mów. – powiedziałam bardziej pochylając się w jego stronę.
- Ale…
- No Diaaaable. – powiedziałam przeciągają litery w jego imieniu.
- Ohh cholera nawet nie wiesz jak to działa na facetów.
- Ale co ? – spytałam niewinnie się uśmiechając.
- Hermiona proszę cię.
- Tak ?
- Przestań.
- Nie wiem o co ci chodzi.
- Przestań się tak uśmiechać i przestań tak mówić.
- Ale jak mówić ? – spytałam mrużąc przy tym oczy.
- Ohh nie, przestań, twój głos jest taki seksowny. Miona przestań.
- Haha jak chcesz Zabini. No to mów o co chodzi. – powiedziałam szczerze się do niego uśmiechając.
- Hymm to teraz ja ci troszkę uprzykrzę życie.
- Jak sobie chcesz i tak ze mną nie wygrasz. – powiedziałam wytykając mu język.
- Hymm no tak, więc ja się zakochałem. – powiedział nie owijając w bawełnę. Nie powiem, bo zaskoczył mnie tym wyznaniem.
- Eee, no tak, to ja… Znaczy to chyba dobrze prawda ?
- Tak tylko jest mały problem.
- Hymm ?
- Ona mnie nienawidzi.
- No wiesz Diable to przecież zawsze jakieś silne uczucie. – powiedziałam niewinnie się uśmiechając.
- Ahh nie pomagasz mi Granger. Jeszcze słowo, a pożałujesz.
- Dobra, dobra, ale wiesz chociaż jest między wami chemia.
- Miona !
- Ohh no nie mogłam się powstrzymać, ale już milknę… Będę cicho… Naprawdę.
- Taaa jasne.
- Ej mówię serio. Ehh… Dobra może i nie jest za dobrze, ale spójrz na to trochę inaczej. Przecież my też się nie tolerowaliśmy, a teraz rozmawiamy normalnie i nie padło jeszcze żadne obraźliwe słowo.
- Jeszcze. – powiedział na co się zaśmiałam.
- Diable no proszę cię.
- No co ?
- Ty taki nie jesteś, nie byłeś taki jak Malfoy.
- No właśnie Malfoy.
- Ehh co on ci takiego zrobił ? Co za gnida, nienawidzę, nie znoszę tego typa. Myśli, że jest panem świata i wszystko mu można. Ehh zabić, udusić ,zadźgać, powiesić na haku… Wspominałam, że go nienawidzę ?
- Kurde zaczynam się ciebie bać.
- E tam ty nie masz czego. Jak na razie… No mów co z nim ?
- To co zawsze czyli za duże mniemanie o sobie, laski na jedną noc, podział krwi, alkohol, wygłupy.
- Nic nowego.
- Ehh, a jednak ostatnio wkurza mnie co raz bardziej. Nie posądzaj go. On nie jest do końca taki, ale powoli tracę nadzieję na jego zmianę. Jest dla mnie jak brat, którego nigdy nie miałem, dlatego jest mi ciężko znieść fakt, ze stara mi się ją wybić z głowy. Tylko, że ja naprawdę się zakochałem.
- Nie przejmuj się nim i nie patrz tak na mnie. Wiem, jesteście przyjaciółmi, ale jeśli naprawdę mu na tobie zależy to zrozumie i ją zaakceptuję. Na pewno będzie ciężko, ale nie rezygnuj z miłości z powodu Malfoya.
- Masz racje. Będę o nią walczył.
- Ja zawsze mam rację Diabełku.
- Haha no patrzcie jaka skromna. Dorównujesz w tym Draconowi.
- Co ? Gdzież bym śmiała równać się z nim ?
- Ironia, pewność siebie. Cały on.
- Nie, nie co do mnie to trochę się pomyliłeś kochanie.
- Hehe pasowalibyście do siebie. – powiedział, a mnie zatkało. Co on wygaduję ?
- Eee żartujesz prawda ?
- Jestem poważny jak nigdy, oboje macie mocne charakterki.
- To o niczym nie świadczy.
- Po za tym zmieniłaś się. Wojna cię zmieniła, a raczej śmierć kogoś ci bliskiego.
- Blasie proszę ja…
- Wiem nie chcesz o tym mówić. Przecież się nie znamy, jestem dla ciebie nikim. – usłyszałam co mnie zabolało. Po prostu nie byłam gotowa, nigdy nie byłam gotowa na tą rozmowę, a on chcę mi pomóc. Westchnęłam z rezygnacją na jego słowa i ruszyłam do szafki po coś mocniejszego. Wzięłam dwie szklanki i butelkę Ognistej Whisky. Wróciłam na miejsce i rozlałam bursztynowego płynu do szklanych naczyń. Pociągnęłam dość spory łyk, rozkoszując się smakiem alkoholu w mych ustach.
To prawda nie znamy się, nigdy ze sobą nie rozmawialiśmy, ale ku własnemu zdziwieniu nie mogłam się z nim zgodzić. Choć dopiero minęła godzina od naszego spotkania, to ja od razu polubiłam Diabła. Nawet nie przeszło mi przez myśl, że to może być tylko ich kolejnym głupim żartem. Uwierzyłam mu i nadal chcę wierzyć.
- Od wojny, od tamtego dnia… Od śmierci Freda z nikim nie rozmawiało mi się tak lekko i swobodnie jak z tobą dzisiaj. Miałam dość ciągłych pytań o moje samopoczucie, dość troski Harrego i Rona. Nie umiałam z nimi rozmawiać, nie chciałam. Ginny… Kocham ją nad życie, ale jej też było ciężko, dlatego udawałam. Udawałam, ze nic mi nie jest, że daje sobie radę. Udawałam przed nimi, ale nawet przed samą sobą. Udawałam, aż do dziś… Nie wiem dlaczego, nie wiem co miało na to wpływ, ale rozmawiając dziś z Rudą nie potrafiłam robić tego co przez ostatni miesiąc. Nie potrafiłam już udawać… Przy tobie czuje się tak jak dawniej. Czuję się bezpieczna, beztroska, jestem szczęśliwa, a nic takiego nie robisz. Po prostu jesteś.
- Ja… Nie wiedziałem Miona. Przepraszam.
- Nie Blasie to ja powinnam ci podziękować za to, że tu ze mną siedzisz i słuchasz moich narzekań. Dziękuję, bo to dzięki tobie powróciła ta stara Hermiona, i szczerze mówiąc, mam nadzieję, że szybko nie zniknie.
- Też mam taką nadzieję i dobrze, że dopiero dziś przyszło nam się zobaczyć. Jakoś nie wyobrażam sobie rozmowy z tobą jako hymm wrakiem człowieka.
- Zabini nie przeginaj. Nie było tak źle.
- Racja, było o wiele gorzej co ?
- Ehh nie da się ukryć, a teraz pij. – powiedziałam i napełniłam nasze szklanki bursztynowym alkoholem.
- Za co ?
- Ohh nie ważne.
- Hymm może za znajomość Gryfiaczki z najseksowniejszym, najlepszym Ślizgonem, który chodzi po tej ziemi.
- Chciałeś powiedzieć skromnym, podłym i obrzydliwym ? Jak tak, to na zdrowie. – powiedziałam i przechyliłam szklankę, pijąc do dna. Za nim się obejrzałam na blacie stały już dwie puste butelki po Ognistej Whisky. Świetnie się czuliśmy w swoim towarzystwie i dziękowałam losowi, że postawił przede mną tego o to Diabełka. Gdy by nie on, nie wiem kiedy i czy w ogóle wróciła by ta stara Granger.
- Jutro wyjeżdżam. – powiedziałam, przerywając ciszę, która między nami zawisła.
- Co ? Ale jak to ? O czym ty mówisz ?
- Muszę Blasie.
- Nic nie musisz. Zostań.
- Naprawdę nie mogę.
- Dlaczego ? Co jest takiego ważnego ?
- Rodzina Zab, rodzina…
- Co się stało ?
- Hymm kiedy wyruszałam z chłopakami szukać Horkruksów pożegnałam się na dobre z starym życiem. Musiałam usunąć im mnie ze wspomnień. Sprawiłam, że o mnie zapomnieli.
- Co ? Czemu to zrobiłaś ?
- By ich chronić. – odpowiedziałam i zamilkłam.
- Rozumiem. – usłyszałam szept chłopaka.
- Tak ?
- Możesz wierzyć bądź nie, ale oddałbym życie za osoby, które kocham.
- Przepraszam.
- Nie ma sprawy Miona. Ehh to co kiedy wyruszamy ? – spytał, czym zbił mnie z tropu.
- Że co ?
- No chyba nie myślisz, że cię puszcze samą. Jadę z tobą.
- Nie, nie i jeszcze raz nie Blasie. Ja nie wiem nawet gdzie ich szukać, czy w ogóle przyjdzie mi ich spotkać. Kto wie może nie wrócę do Hogwartu. Zresztą ty musisz tu zostać i pomóc w odbudowie szkoły.
- Hermiono poradzą sobie, a kto wie, może ci się przydam.
- Diable już zdecydowałam. Zostajesz..
- Ale…
- Nie. Obiecuję, że będę do ciebie pisała.
- Ehh trzymam cię za słowo, ale w małych odstępach czasu.
- Jak najczęściej. – powiedziałam śmiejąc się z jego miny.
- To oni ? – zapytał mnie po chwili milczenia, a ja podążyłam za jego wzrokiem. Podeszłam do zdjęcia stojącego na parapecie i przetarłam fotografie, która pozostawiła na mojej dłoni ślady kurzu. Zobaczyłam tam siebie, małą, uśmiechniętą. Miałam siedem lat.
- Pokaż to. – usłyszałam i podałam przedmiot chłopakowi.
- Słodka byłaś. – powiedział, na co się leciutko uśmiechnęłam. – I taka podobna do mamy.
- Ehh wszyscy mi to mówili. Wygląd mamy, a charakter ojca.
- Hehe, a to kto ? – zapytał wskazując, na roczne dziecko spoczywające w ramionach mojego taty.
- Moja siostra. Ma na imię Rose.


***


Leżałem na plecach i uporczywie wpatrywałem się w nieskazitelnie czysty sufit. Nie mogłem zasnąć. Miałem jakieś głupie przeczucie, tak jakby wszystko miało nagle ulec zmianie. Nie wiem dlaczego, ja przecież nigdy w takie coś nie wierzyłem, nie wierzyłem w żadne przepowiednie i różne tego typu bzdury. To było chore, śmieszne, a wręcz absurdalne, a jednak teraz miałem nie przychylne wrażenie, że już nic nie będzie takie same. Nie bałem się tego, nie obawiałem się niczego, byłem wręcz przekonany, że wyjdzie mi to na dobre, że mi to pomoże. Nie wiedziałem jak i w czym miało by mi pomóc, ale postanowiłem się tym już więcej nie zadręczać. Co będzie to będzie. Przeciągnąłem się na łóżku, a moje ręce natrafiły na jakąś przeszkodę. Spojrzałem w bok i ujrzałem Octavie, która zalotnie się do mnie uśmiechała. No nie… Miałem jej dość, a wczorajszy wieczór, a raczej noc była totalnym nie wypałem.
- Hej misiaczku. – powiedziała przesłodzonym głosem i i przybliżyła się do mnie z zamiarem pocałowania. W ostatniej chwili udało mi się odwrócić, tak że dziewczyna zaledwie musnęła mój policzek. – O co chodzi ? Czyż nie było ci ze mną dobrze ? – Ohh co za pytania. Idiotka do kwadratu.
- Proszę załóż coś na siebie. – powiedziałem i z powrotem spojrzałem na sufit.
- Co masz na myśli misiu ? Może być twoja koszula ?
- Nie, nie może być. Załóż swoje ciuchy. – warknąłem nie co już poirytowany. Na szczęście dziewczyna mnie posłuchała i groźnie na mnie fukając wstała z łóżka w poszukiwaniu swojej garderoby, którą tak zachłannie z niej wczoraj zdejmowałem.
- Gotowa, a więc o co chodzi ?
- Ehh możesz już iść.
- Co ? Ale jak to misiaczku ?
- Powiedziałem, że możesz już iść tak ? To wyjdź.
- A śniadanie ?
- Nie jestem głodny. Wyjdź.
- Ohh jesteś doprawdy śmieszny. Wal się.
- Z przyjemnością, ale nie z tobą.
- Ahh pieprz się sukinsynie.
- Dowidzenia.
- Nienawidzę cię.
- Miłego dnia.
- Sukinsyn.
- Ohh kotek nie obrażaj mnie. – powiedziałem zadziornie się do niej uśmiechając. Była wściekła.
- Ty parszywa gnido. – warknęła w moją stronę i ruszyła do drzwi wyjściowych z sypialni.
- A i jeszcze jedno. Seks z tobą był totalną porażką. – powiedziałem, by sekundę później słyszeć jej krzyk i trzaskanie drzwiami, a następnie odgłos teleportacji. Hymm nie ma co krzyczeć to ona umie, zresztą przekonałem się o tym w nocy. Ooo feee już koniec. Lepiej do tego nie wracać, co za padaka. Bryyy…
Wstałem z łóżka i jednym machnięciem różdżki sprawiłem, że w sypialni panował taki porządek jak wczoraj wieczorem. Nałożyłem na siebie ciuchy z poprzedniego dnia i ruszyłem do drzwi wyjściowych. Musiałem wziąć kąpiel, no i potrzebowałem świeżych ubrań, a tych tutaj nie posiadałem, dlatego musiałem wrócić. Zamknąłem oczy i teleportowałem się do naszego rodzinnego domu. Nie zważając na krzyk mojej matki, szybko ruszyłem na górę. Zdjąłem z siebie brudne ciuchy i wskoczyłem pod prysznic. Od razu poczułem się lepiej, czysty i pachnący. Hymm… Wysuszyłem swe ciało ręcznikiem i narzuciłem na siebie czarne rurki, niebieski T-shirt z jakimś nadrukiem, a do tego trampki. Spojrzałem w lustro i musiałem stwierdzić, że wyglądam niczego sobie. Gdybym miał wrócić do starych ubrań, starego stylu to ohh nie wiem co bym zrobił. Te chore zasady ojca i jego reguły co do mojego ubioru. Garnitury i same poważne rzeczy. Cholera jasna byłem tylko dzieckiem, a teraz jestem nastolatkiem i mam zamiar z tego korzystać. Zbiegłem na dół, bo wiem byłem bardzo głodny, a dochodziła już dziesiąta. Weszłam do jadalni, a wszyscy odwrócili siew moją stronę. Rozejrzałem się dokładnie po pomieszczeniu, a mój wzrok zatrzymał się na jedenastoletnim, blond chłopcu.
- Lucas ? - spytałem nie co zdziwiony.
- Ohh braciszku jak dobrze cię znowu widzieć. – powiedział chłopiec i podbiegł do mnie wtulając się w moje ramiona.
- Ale co tu robisz ? – spytałam, nadal nie mogąc wyjść z szoku.
- Mama uznała, że już mi nic nie grozi i czas bym do was wrócił.
- Dlaczego mi nie powiedzieliście ? – spytałem z wyrzutem spoglądając na moją matkę i rodzicielkę Diabła.
- Niespodzianka. Cieszysz się ? - spytał Lucas, a ja widząc jego uśmiech nie mogłem inaczej odpowiedzieć niżeli tak.
- Dobrze cię widać młody. Urosłeś. – powiedziałem mocniej go do siebie przytulając.
- Ohh naprawdę ? Myślałem już, że nikt nie zauważy.
- Jak bym śmiał, a teraz pozwól mi zjeść oky ?
- Jasne, a p później popływamy w basenie i ohh weźmiesz mnie do Hogwartu ?
- Zobaczymy.
- No dobra, ale…
- Hymm ?
- Gdzie jest Blasie ? Jeszcze śpi ? – zapytał Lucas, a ja dopiero teraz zdałem sobie sprawę, że nie wiem co się z nim dzieję i gdzie się podziewa. Ehh musiałem go znaleźć i pogadać.