czwartek, 27 lutego 2014

Uwaga !





Kochani i co ja mam wam powiedzieć ? Wiem, nie raz mówiłam, 
że bloga nie zawieszę i w sumie to go nie zawieszam, ale myślę,
że lepiej będzie jeśli zostawię to na dwa miesiące, i od maja
zacznę pisać dalej. Nie mam weny, nie mam czasu i nie podoba
mi się to co pisze, nie do końca, a tak nie powinno być. Chcę
żebyście wy też były zadowolone, ale kurczę no ja wam obiecuje,
obiecuje a tu nici z tego, bo a to mnie nie ma, a to nie mam 
internetu... Proszę was o 2 miesiące czasu, a w maju na nowo 
ruszam z opowiadaniem i pisaniem. Tylko pytanie do was czy 
wytrzymacie tyle ? Wiem, mało co osób czyta już tego bloga, 
ale dziękuje tym co nadal są przy mnie oraz tym nowym 
czytelnikom, co ja gadam dziękuje wam wszystkim ;** 
Za to że przy mnie byłyście i mam nadzieje, że jak wrócę też 
zawitacie w moje skromne progi. Przemyślałam sprawę i teraz
z wami się żegnam, jeśli jednak znajdę troszkę czasu to wole 
wejść na wasze blogi i odrobić zaległości. Nawet nie wiecie 
jak mi głupio, że mnie nie było i no nie komentowałam. 
Teraz już wiecie wracam w maju, a wolny czas spędzę na 
czytaniu waszych dawnych notek. Pamiętajcie, że was kocham 
i zawsze wspieram w pisaniu i innych sprawach, jak by coś 
piszcie everoseee@gmail.com. 
Jesteście cudowne, pod każdym względem  <3 





niedziela, 9 lutego 2014

Rozdział 10

Hej kochani ;) mogłabym kolejny raz was przepraszać, ale to na nic… po prostu wiem jak bardzo chcieliście ujrzeć nową notkę, ale kompletnie nie miałam weny
Szczerze mówiąc nie jestem zadowolona z tego rozdziału, no nie do końca mi wszystko leży, ale dłużej już nie mogę wam kazać czekać :p
Za tydzień pojawi się kolejny rozdział, to na pewno – już jest w trakcie pisania ;)
Niezmiernie mi miło, że mam nowych czytelników i oczywiście dziękuję za wszystkie komentarze i pozytywne słowa, zresztą za wszystko wam dziękuję ;***
Draco i Miona – wiem, wiem nic się nie dzieje, ale spokojnie, w następnym odcinku kto wie ^^ na pewno będą, tak jak Ginny z Diabłem i ich kłótnie, których nie możecie się doczekać… chciałam po prostu pokazać, że Balasie jest tez miłym facetem, nieraz zagubionym i nie wiedzącym jak zdobyć serce ukochanej :p ale sprawa nam się ułatwia, zresztą same czytajcie ;*** kocham was i uwierzcie, chciałabym przeczytać wasze blogi, ale niestety maturka nie przelewki, czasu wolnego, jakby go wcale nie było… wybaczcie mi, ale proszę pamiętajcie, że was uwielbiam i trzymam za was kciuki <3


***


Siedziałam pod wielkim, rozłożystym drzewem i opierając się o jego konar, spoglądałam w dal, na przyjaciół, którzy się wygłupiali, ganiali i robili wszystko, by zwrócić na siebie moją uwagę. Odmachałam im dla świętego spokoju i gestem ręki dałam znać, żeby w końcu zaczęli grać. Nie bałam się o Rose, zresztą czemu bym miała ? Za sprawą Freda przekonałam się do tego sportu, ale po jego śmierci jeszcze nie weszłam na miotłę. Zawsze twierdził, że mam do tego smykałkę, że szybko się uczę i świetny był by ze mnie zawodnik. Ale ja mu nie wierzyłam, no bo jak ? Ja i miotła ? Nieee… Przecież bałam się latać i nie ważne, że teraz jest inaczej. Dobrze jednak, że nikt o tym nie wie i niech tak pozostanie. Przynajmniej mam czas dla siebie i swoich myśli. Ehh chciałabym powiedzieć, że wszystko oky, że jestem tą osobą z przed wojny, tą pełną energii i, która każdą wolną chwile spędzała z przyjaciółmi, ale to by było kłamstwem. Staram się, naprawdę się staram, ale to nie takie łatwe. Tylko z Blaisem czuje się swobodnie… Zastanawiam się dlaczego tak jest ? Przecież byliśmy wrogami, żadne bliższe relacje nas nie łączyły, aż do teraz. To głupie, ale wydaje mi się, że tak swobodnie się przy nim czuje, bo on nie przypomina mi o Fredzie. Nie widzę wspomnień związanych z tą dwójką, w końcu nigdy ze sobą nie rozmawiali, nie grali razem, nie żartowali… To oczywiste, oni nie mieli ze sobą styczności, dlatego przy nim nie nachodzą mnie wspomnienia, nie dręczą wyrzuty sumienia, nie muszę niczego udawać, ani się obawiać, tak jak przy moich przyjaciołach. I chyba jeszcze minie dużo czasu, zanim to się zmieni.
- Hej Mionka. Co tu siedzisz taka sama, smutna ? – usłyszałam nad sobą głos Blaise.
- Już nie jestem sama, a uśmiech też już jest. – powiedziałam przyjaźnie się do niego uśmiechając i wskazując miejsce obok siebie.
- O czym tak rozmyślałaś ?
- Hymn szczerze ?
- Tylko i wyłącznie.
- O tobie. – odpowiedziałam uważnie na niego spoglądając.
- Co ? O mnie ? Ale po co ? – zapytał trochę zbity z tropu.
- No o tym, że przy tobie naprawdę czuję się świetnie i no zastanawiałam się dlaczego tak jest.
- Hymm może dlatego, że jestem świetnym gościem ?
- Taa i zapomniałeś wspomnieć, że niebywale skromnym. – powiedziałam, czochrając go po włosach.
- Oj tam, oj tam. Ale cicho, bo wiesz jak ktoś to usłyszy, to laski nie dadzą mi spokoju.
- Haha no nie Diable, a co z tą twoją jedyną, prawdziwą miłością ?
- Jak to co ? Szczerze mnie nie nawiedzi. – powiedział, troszkę przygasając.
- Ehh myślałam, że kto jak ty, ale ty dasz sobie radę z każdą.
- Miona pewnie, ale ona jest inna…
- Jest wyjątkowa.
- Dokładnie i myślałem, że jakoś to będzie, że mnie polubi, a tymczasem traktuje jak jakiegoś śmiecia.
- Ja się do ciebie przekonałam, ona też to zrobi. Prędzej czy później.
- Oby prędzej, bo mam dość patrzenia na nią i…
- I ? – zapytałam, kiedy ten przerwał.
- Na jej chłopaka. – powiedział już totalnie przygaszony.
- Noo to sprawa jest troszkę skomplikowana, a ten chłopak, znaczy naprawdę myślisz, że ona go kocha ?
- Sam nie wiem, ale koleś jest w porządku, nawet bardzo, dlatego co mi pozostaje jak użalanie się nad sobą…
- No tak, a tobie zależy na jej szczęściu. – powiedziałam, na co on pokiwał głową. – Poczekaj, może właśnie dziś będzie twój szczęśliwy dzień.
- Ehh żeby to było takie proste…
- Diabełku kochany musisz mieć nadzieję. – odpowiedziałam przyjaźnie się uśmiechając. – O właśnie, rozmawiałam z Ginny…
- Z Rudzielcem, a po co ? Chyba nie o mnie ? – zapytał, trochę spanikowany chłopak.
- No o tobie, znaczy o was… No o waszym zachowaniu, względem siebie. Weź przystopuj co ?
- Co ? Że niby ja ?
- Tak Blaise jeśli ty jej nie będziesz obrażał, ona też da ci święty spokój.
- Ale to ona zawsze, tak krzywo na mnie patrzy.
- To mniej to gdzieś, uśmiechnij się i daruj sobie prostackie teksty jasne ?
- Mionka, ale moje teksty wcale nie są prostackie. Widziałaś jak Ruda zrobiła się czerwona, a wystarczyło tylko jedno słowo. – powiedział, na co obydwoje wybuchneliśmy śmiechem.
- Zab, ale proszę cię, nie przesadzaj.
- Gdzież bym śmiał kochana. – powiedział, całując mnie w policzek. Westchnęłam z dezaprobatą i spojrzałam na moich przyjaciół, grających w Quiditcha. Właśnie kończyli, bo wiem widziałam jak wszyscy się zbierają i ruszają w moim kierunku Pierwsza oczywiście dobiegła Rose.
- Jejku Miona czemu mi nie opowiadałaś, że to tak fantastyczna gra ?
- Ehh, no wolałam żebyś sama się o tym przekonała. Czyli się podobało ?
- Jeszcze pytasz ? Było świetnie. – powiedziała, siadając między mną, a Blasiem, dokładnie relacjonując nam cały przebieg meczu. Pomachałam przyjaciołom, dając znak ręką, że zobaczymy się w Pokoju Wspólnym i skupiłam się na historii małej, co chwile o coś pytając. Oczywiście Blasie zawsze musiał dorzucić swoje pięć groszy, więc ja śmiałam się w najlepsze.
- O hej Diable. – usłyszałam, czyjś głos i prze sobą ujrzałam chłopca, któremu dziś rano przyglądała się moja siostra. Jednak mój wzrok powędrował wyżej, a za nim ujrzałam tego dupka Malfoya. Moje serce zaczęło bić mocniej, czułam, że Rose też, ale jej na pewno z innego powodu niż moje. Ja byłam wściekła, ona niebywale speszona, a może zauroczona ? Wiedziałam, jednak, że coś jest na rzeczy.
- No hej. Może się przyłączycie ? – zapytał Blaise, a ja miałam ochotę go trzasnąć w ten pusty łep. Oddychaj Miona, oddychaj… - powtarzałam sobie w myślach. Spojrzałam w górę na Malfoya, ale on nawet na mnie nie zerknął. To dziwne, że mnie nie obraził, nie mieszał z błotem, jak w zwyczaju miał robić.
- Ooo ja bardzo chętnie.
- A ja odmówię. – usłyszałam tylko jego zimny głos, i już kierował swe kroki do szkoły.
- Hej, jestem Lucas. – powiedział chłopiec, podając mi dłoń.
- A ja Hermiona, ale dla przyjaciół Miona. – odpowiedziałam, promiennie się do niego uśmiechając. Ten odwzajemnił uśmiech i odwrócił się w stronę mojej siostry.
- My mieliśmy okazje się już poznać. Lucas.
- Rose. – odpowiedziała moja siostra, nawet na niego nie spoglądając. Zaśmiałam się tylko i zapytałam jej, jak było z tym meczem.
- Ja nie pamiętam na czym skończyłam. – wyznała, nieśmiało.
- No na tym, że ten cholerny Rudzielec trafił w pętle.
- Eej nie mów tak, Ginn jest fajna. – powiedziała zdzielając Diabła w ramię.
- Auu mała, nie tak mocno.
- Nie jestem mała jasne ? Tylko drobna. – powiedziała, uważnie patrząc tymi czekoladowymi ślepiami na Zabiniego.
- Dobra, dobra już będę grzeczny. – powiedział, na co wszyscy się zaśmialiśmy.
- Jesteście siostrami tak ? – zapytał Lucas, a ja zamarłam. Nie wiedziałam co miałam mu powiedzieć, no bo jak ?
- Niee, my no…
- Po prostu się znamy. To Hermiona powiedziała mi, że jestem czarownicą i mnie tu zabrała.
- Ohh, no bo wy jesteście do siebie tak podobne, przepraszam.
- Nie no coś ty Lucas. Nie masz za co, a podobieństwo faktycznie jest duże. – powiedziałam puszczając do niego oko. – My z Blaisem mamy coś jeszcze do załatwienia, a wy tutaj sobie zostańcie. – powiedziałam, dając znak Diabłowi by natychmiast się ruszył.
- Ahh no tak, całkowicie zapomniałem. – powiedział, udając, że się spieszymy.
- No to ja idę z wami. – odpowiedziała młoda, już się podnosząc.
- Nie ! My, no znaczy, my musimy pogadać. Zostań tu. – odpowiedziałam, łapiąc Blasie za ramie i szybko podążając w stronę zamku. Kiedy znaleźliśmy się w środku, obydwoje wybuchneliśmy śmiechem.
- Ohh no proszę, ładnie to się tak zabawiać w swatkę ?
- Oj no Zabini, przecież sam zauważyłeś, że ich do siebie ciągnie.
- Haha co prawda to prawda, ale ciekawe co na to Malfoy.
- Eee a co ma do rzeczy ta tchórzofretka ? – spojrzałam, na niego, nie wiedząc o co mu chodzi.
- Jak to co ? Lucas to jego brat. – powiedział, a ja zaniemówiłam.
- No nie, chyba żartujesz. Powiedz, że żartujesz ?
- Nie oni są braćmi. Myślałem, że zauważyłaś. Są do siebie podobni, tak jak ty z Rose.
- No to kaszana.
- Co ?
- No to klapa, masakra, beznadzieja. Czaisz ?
- Ale dlaczego ?
- Jak to ? To brat Malfoya, a ja go próbuje przekonać do mojej siostry. Przecież ona tego nie przeżyję. – powiedziałam, chcąc się cofnąć, ale Blaise złapał mnie za rękę i odwrócił w swoją stronę.
- Mionka spokojnie. Znam Lucasa, wiem jaki jest i na pewno nie skrzywdzi twojej siostry.
- Ale ja…
- Nie Hremiona. Idziemy do biblioteki i nie słyszę słów sprzeciwu.
- Ohh no dobra.
- Grzeczna dziewczynka.
- A weź się wal. Mogłeś mnie uprzedzić, a nie.
- Haha, jak zawsze miła. – powiedział ciągnąc mnie za rękę w stronę biblioteki.


***


Westchnęłam i chcąc, nie chcąc z powrotem usiadłam na wcześniej zajmowanym przeze mnie miejscu. Nie odzywałam się, zresztą po co ? Myślałam tylko jak się zemścić na Hermionie i Diabłu. Słyszałam jak Lucas się podnosi, myślałam, że sobie pójdzie, ale nie… On usiadł obok mnie, tak że stykaliśmy się ramionami. Czułam, że mi się przygląda, a mnie to bardzo wkurzało.
- Mógłbyś przestać ? – zapytałam, odwracając się w jego stronę.
- Ale co ja takiego robię ? – zapytał, niewinnie się przy tym uśmiechając. Ohh ten jego uśmiech…
- Ciągle na mnie patrzysz.
- Ale przecież tobie się to podoba.
- Wcale, że nie.
- Tak.
- Nie.
- Nie no w ogóle, ale ciekawe skąd te rumieńce.
- Jak byś chciał wiedzieć to grałam. To od zmęczenia. – odpowiedziałam, modląc się by mi uwierzył.
- Pewnie tak. – powiedział, szczerząc te swoje zęby.
- Ahh jesteś…
- Mała złość piękności szkodzi.
- Mały to jesteś chyba ty. Mówiłam, że ja…
- Tak, tak ty jesteś drobna. – powiedział, a między nami znowu nastała cisza. Miałam się już do niego odezwać, zapytać jak mu się tutaj podoba, ale podeszła do nas jakaś dziewczynka o kruczoczarnych włosach i ciemnych oczach. Wystarczyło jedno spojrzenie na nią, a wiedziałam, że żadne bliższe relacje nigdy nie będą mnie z nią łączyły.
- Hej Lucas.
- Ooo hej Kathe.
- Idziesz się ze mną przejść ?
- Ja… znaczy. – zaczął i spojrzał na mnie. Wiedziałam co to oznacza. Ja nie chciałam im przeszkadzać, wolał ją, to niech z nią zostanie.
- Jasne, idźcie sobie. Ja wracam do zamku. – powiedziałam wstając i otrzepując spodnie. Nie odezwał się, nie kazał poczekać… To tak musiało się skończyć. Nim się obejrzałam dotarłam do wieży Gryffindoru i już po chwili stałam w Pokoju Wspólnym mojego domu.
- Rose ? – usłyszałam za swoimi plecami. Odwróciłam się i ujrzałam przed sobą Lene, dziewczynkę, którą poznałam wczorajszego dnia.
- O hej.
- Słuchaj może się do nas dosiądziesz. Zapoznam cię z kilkoma osobami.
- Pewnie, czemu nie. – powiedziałam, bo i tak nie miałam nic do stracenia. Zresztą jak dobrze pójdzie, trochę czasu tu spędzę, więc dobrze by było poznać kogoś w swoim wieku.
- Słuchajcie to jest Rose. – powiedziała Lena wskazując na mnie ręką, kiedy znalazłyśmy się przy kominku. Spojrzałam w górę i ujrzałam dwóch chłopaków i jedną dziewczynę, wszyscy przyjaźnie się do mnie uśmiechali.
- Jestem Tara. – zaczęła, dziewczynka o rudych włosach i zielonych oczach. Była śliczna i przypominała mi Ginny. Drugi w kolejce był Olaf, chłopak o niebieskich oczach i blond, kręconych włosach. Wyglądał uroczo i od razu nabrałam do niego zaufania, no bo jak osoba o takiej twarzy może być zła ? Zaśmiałam się w duchu i swój wzrok przeniosłam, na drugiego chłopaka.
- Miło mi cię poznać. Jestem Nathan. – powiedział, podając mi dłoń i uważnie mi się przyglądając. Spojrzałam na niego, w jego zielone oczy, dziwiło mnie to, że można mieć oczy o tak intensywnej barwie.
- Dobra, komu fasolki wszystkich smaków ? – z zamyślenia wyrwał mnie głos Tary.
- A co to takiego ? – zapytałam siadając na dywanie i opierając się o kanapę.
- Jak to, nie wiesz ?
- Nie no, ja dopiero wczoraj tutaj dotarłam. A o magii dowiedziałam się jakieś trzy dni temu.
- Ahh no tak. Miałaś wielkie wejście. – powiedział Olaf, przyjaźnie się do mnie uśmiechając, na co ja się zarumieniłam.
- Ładnie ci tak. – usłyszałam szept przy swoim uchu.
- Co ?
- Mówię, że z rumieńcami ci do twarzy. – powiedział Nathan i mrugnął do mnie okiem. Jednak dłużej nie było mi dane się zastanawiać nad tym, co się wydarzyło, bo rozmowa zeszła już na inne tory i każdy próbował przekrzyknąć każdego. Wiele ciekawych rzeczy dowiedziałam się o nauczycielach, na kogo uważać, kto jaki jest, o lekcjach, eliksirach. To wszystko tak mnie zafascynowało, że nie zauważyłam jak czas szybko mija i już była godzina dziesiąta. Czas najwyższy się kłaść, bo wiem jutro, czeka mnie nowy dzień. Dzień pełen wrażeń.


***


- Do jutra Blasie. – krzyknęłam za oddalającym się chłopakiem i wypowiadając hasło, weszłam do Pokoju Wspólnego Gryfonów. Ujrzałam swoich przyjaciół siedzących na kanapie, więc postanowiłam do nich dołączyć. W końcu specjalnie na mnie czekali, a tu już jedenasta w nocy.
- Hej głąby. – powiedziałam rzucając się na wolne miejsce, obok nich.
- Ej, ej nie pozwalaj sobie.
- Ohh pani wybaczy.
- No nie wiem, nie wiem… jesteś nie grzeczna. – powiedziała Ginny z należytą powagą. Jednak nie trwało to długo, bo wiem już po chwili chichrała się razem z Harrym.
- Gdzie byłaś, kiedy cię nie było ? – zapytał Harry, a ja ledwo powstrzymałam się od śmiechu.
- No wiesz, trochę jeszcze posiedziałam z małą i Zabinim na błoniach, a później dołączył do nas Lucas.
- Co ? Jaki Lucas ?
- Hymm tak jakby brat Malfoya.
- Że co ?
- Tego Malfoya ?
- Haha no proszę was, a znacie innego ?
- No… teraz to Lucasa.
- Jejku z kim ja gadam. Tak więc jeszcze raz, od początku.
- No dajesz.
- Ruda bo zaraz cię walnę.
- Już jestem cicho. – powiedział, dokładając rękę do serca i udając, że składa przysięgę.
- Dołączył do nas Lucas, należy do Gryffindoru, zresztą to ten chłopak, na którego dziś rano spoglądała moja siostra. Zna on Blasie, przysiadł się, a ja nie wiedziałam, że to brat Malfoya. Dowiedziałam się dopiero, gdy zostawiłam ich samych, zabierając Zabiniego, Bóg wie po co i dlaczego. No ale Blaise zapewniał mnie, że choć to brat tej tlenionej fretki to nic nie zrobi Rose. Uwierzyłam mu, no bo jak ? Zresztą był taki miły, taki inny od swojego brata. No, a później posiedziałam z Diabłem w bibliotece i oto jestem. – zakończyłam, wznosząc ręce do góry.
- Nie ma co, pasjonująca historia. – powiedział Harry, puszczając do mnie oko.
- Ehh powiedzmy… A co u was ?
- Hymm jak by ci tu powiedzieć… - zaczęła Ginny, ale swój wzrok przeniosła na Wybrańca.
- Zerwaliśmy ze sobą. – dokończył chłopak i uważnie na mnie spojrzał.
- Jak to ? – zapytałam, zbita z tropu. Ginny mówiła wczoraj, że wszystko w porządku.
- No, tak będzie lepiej. Zostaliśmy przyjaciółmi.
- Tak po prostu ? Bez żadnych kłótni, awantur ?
- A wolałabyś, żebyśmy ze sobą darli koty ?
- Nie, oczywiście, że nie. Zaskoczyliście mnie i tyle.
- No wiesz Miona jak to było, miesiąc temu doradziłaś mi z Harrym rozmowę i ona faktycznie się odbyła. Zmieniło się na lepsze, więcej czasu dla siebie, znowu uściski i całusy, ale ja nie czuje już tego co kiedyś. Zresztą Harry też nie. Wydaje mi się, że my się do siebie przyzwyczailiśmy, i fakt, faktem ciężko było nam to zakończyć, ale obydwoje wiemy, że tak będzie lepiej.
- A jak zdążyłaś zauważyć już przeżyliśmy jeden dzień, bez kłótni, i bez bycia razem. Traktuje Ginny jak przyjaciółkę, jak siostrę. Wcześniej tego nie dostrzegałem.
- Ohh cieszę się. Znaczy wiecie o co mi chodzi. Cieszę się, że rozstaliście się w zgodzie i nadal będziecie przyjaciółmi, bo jak byście co dziennie mi się tutaj kłócili to chyba bym wykitowała.
- Co za kusząca propozycja. – powiedział Harry, na co wszyscy się zaśmialiśmy. Przytuliłam tych moich dwóch głupoli i jeszcze długo siedzieliśmy przed kominkiem, rozmawiając na wszystkie tematy jakie tylko nam przyszły do głowy.


***

Mam świadomość tego, że jest dużo błędów i przepraszam. Pisze w wordzie, ale tutaj tekst mi się przestawia i jest krótszy, stąd te nie ładne końcówki. Wybaczcie mi ;***


środa, 1 stycznia 2014

Miniaturka - Zmiany

Moja pierwsza miniaturka, mam nadzieję, że wam się spodoba, bo kto wie, może od tego będzie zależało czy pojawi się ich więcej ;p
Nie no, na pewno coś jeszcze napisze, więc spokojna głowa ;)
Mi się podoba, ale jestem ciekawa co wy na to ?
miała się pojawić wcześniej, ale kto by to czytał w Sylwestra ? Chyba nikt :p
Hymmm… Chciałabym wam życzyć w tym nowym roczku dużo sukcesów, codziennie uśmiechu na twarzy, żebyście walczyły o swoje marzenia i swoje cele, oraz nigdy się nie poddawały. Byście z podniesioną głową kroczyły do przodu, nie rozpamiętując złych chwil, a tylko te dobre ;*** Wszystkiego dobrego w Nowym Roku ;)) <3
Ps: przepraszam za błędy ;**


 Zmiany



Leżałam w swoim dorminatorium i już od kilkunastu minut spoglądałam w sufit. Wspominałam wszystko co się wydarzyło w ciągu ostatnich miesięcy. To już minęło, niczego nie zmienię, ale ból i tęsknota nadal pozostała. Przyjaciele… oni są blisko mnie, ale to nie to samo. Brakuje mi rodziców, ich uśmiechów, czułych gestów. Choć wszyscy starają się mnie zrozumieć to tak naprawdę tylko Harry jest to wstanie pojąć przez co przechodzę. Przez ostatnie miesiące bardzo się do siebie zbliżyliśmy. Jest wspaniałym przyjacielem i umie mnie pocieszyć jak nikt inny, ale oni wszyscy są dla mnie za delikatni. Ja potrzebuje kogoś kto wskaże mi drogę, kto da mi przęsłowego kopa w tyłek, bym nie spoglądała w przeszłość, a nauczyła się tworzyć lepszą przyszłość. Potrzebuje kogoś z silnym charakterem, kto na mnie nawrzeszczy i da siłę do dalszej walki, do dalszego życia… Moje rozmyślania przerwało nagłe pukanie do drzwi.
- Tak ? – zapytałam słabym głosem.
- Miona wszystko w porządku ? – usłyszałam zmartwiony głos Parvati.
- Tak, jasne. O co chodzi ?
- Od piętnastu minut trwa kolacja, a ty się nie pojawiłaś, dlatego McGonagall kazała mi po ciebie przyjść.
- Ohhh za pięć minut będę. Dzięki kochana. – powiedziałam, w duchu przeklinając się za to, że nie zwróciłam uwagi na godzinę. Przecież wiedziałam, że uczta zaczyna się o 20:00. Nasza kochana pani profesor kazała się zjawić wszystkim przebywającym w szkole i to bez spóźnień, ale ja – jak zawsze muszę gdzieś odlecieć. Cholera, a tak mi się nie chcę iść na ten bal. Sylwester, też mi okazja, po za tym w szkole było może z pięćdziesiąt osób, bo reszta wyjechała na święta do domu. No, ale cóż przyjść musiałam. Westchnąwszy, wstałam z łóżka i wychodząc z pokoju jeszcze raz spojrzałam na siebie w lustrze. Było dobrze i z tą myślą udałam się na ucztę do Wielkiej Sali. Nie musiałam jak zawsze przybierać tego sztucznego uśmiechu, bo wiem sala wyglądała przepięknie. Kiedy weszłam do środka, uśmiech sam zawitał mi na twarzy. Rozejrzałam się i dostrzegłam tylko jedno wolne miejsce przy stole, dlatego od razu skierowałam swoje kroki, właśnie tam. Choć może wyda się to wam dziwne, ale uwielbiałam kiedy wszyscy siedzieliśmy przy jednym stole, nie ważne kto z jakiego domu był i czy to był nauczyciel. Atmosfera była świetna i przecież o to właśnie chodziło. Nie zrobiłam może dwóch kroków, jak usłyszałam głos Dumbledora.
- Panienko Granger, cieszymy się, że w końcu pani do nas dołączyła. – powiedział, na co ja tylko niewinnie się uśmiechnęłam i ruszyłam na swoje miejsce. - Proszę usiądź, a ja korzystając z okazji chciałbym życzyć wam miłej zabawy i… - ale dalej go nie słuchałam, bo wiem jakoś nie wierzyłam w to, że nagle ten nowy rok okaże się lepszy od poprzedniego. Znudzona jego przemową spojrzałam przed siebie. Mój wzrok spotkał się z stalowo niebieskimi oczami Dracona Malfoya. Nie wiedziałam co się ze mną dzieje, ale moje serce tak nagle zaczęło bić mocniej, a ja nie mogłam oderwać od niego swych oczu.
- Mionka ! Halo, ziemia do Miony. – usłyszałam czyjś głos i odwróciłam się w tamtą stronę, choć przyznam, że zrobiłam to nie chętnie.
- Co się dzieje Max ? – spytałam chłopaka z mojego domu, promiennie się przy tym uśmiechając.
- Ślicznie wyglądasz. Zresztą jak zawsze. – powiedział, mrugając do mnie oczkiem.
- Bez przesady, a jak tam twoja kontuzja ?
- Już jest lepiej. Pomfry mówi, że za tydzień będę mógł z powrotem grać.
- Ooo to faktycznie jest powód do szczęścia. – powiedziałam i zaczęłam zajadać się puddingiem owocowym. Nim się zorientowałam po sali rozniosły się dźwięki muzyki i wszyscy skierowali się na parkiet. Ja byłam w tej mniejszości, bo wiem nie skora byłam do tańczenia, po za tym zupełnie mi się nie chciało. Jednak nie było mi dane siedzieć dłużej przy stole.
- Można prosić do tańca ? - usłyszałam głos Maxa za swoimi plecami. Westchnęłam z dezaprobatą, a na mojej twarzy pojawił się grymas, i wtedy właśnie usłyszałam czyjś chichot. Ten dźwięk, chyba nigdy go nie słyszałam, był taki naturalny… Wstałam od stołu, podając mu dłoń, a on mnie złapał w tali i pociągnął na parkiet. Gdy się odwróciłam, zdążyłam zauważyć śmiejącego się Malfoya… Tak Malfoya, dziwne prawda ? I robił to tak szczerze, bez ironi i kpiny. Niestety nie mogłam w spokoju o tym pomyśleć, bo Maxowi buzia się nie zamykała i najchętniej w ogóle nie wypuszczał by mnie z ramion. Szkoda tylko, że nie rozumiał, że między nami nic nie będzie. On był miły, to prawda, był w jakiś sposób przystojny i czarujący, ale nie dla mnie. Jakoś nie wyobrażałam sobie bycia z nim, i choć dawałam mu znaki to on nie zwracał na to uwagi i dalej ciągnął tom swoją grę. Na szczęście Parvati poprosiła go do tańca, a ja odetchnęłam z ulgą. Nie zważając na innych skierowałam swe kroki do wyjścia z Wielkiej Sali, a później na Wieże Astronomiczną.



Od kiedy ją ujrzałem wchodzącą do Wielkiej Sali nie mogłem oderwać od niej oczu. Musiałem przyznać, że wyglądała olśniewająco, a ten uśmiech dodawał jej tylko uroku, i takiej niewinności. Pierwszy raz od jakiegoś czasu widziałem ją szczerze uśmiechniętą, bo wiem nie raz widziałem uśmiech, a w oczach smutek. To było udawane, na pokaz… I pomyśleć, że ja - Dracon Malfoy martwiłem się o tą dziewczynę, o Gryfonke, o Hermione Granger. Doprawdy śmieszne… Ale kiedy nasze oczy się spotkały, jejku Merlinie nie wiedziałem co się ze mną dzieję, moje serce – ono zaczęło bić mocniej, jakby znajdowało się tam stado motyli, które chcą wydostać się na zewnątrz. Ahhh ale ten Max, czy jak mu tam musiał nam przerwać. Byłem wściekły i to cholernie, ale czyżbym był zazdrosny ? No i jeszcze ten mój śmiech kiedy widziałem grymas na twarzy Gryfonki, kiedy tamten poprosił ją do tańca. Nie mogłem się powstrzymać, to było takie urocze i w sumie widząc jej gest, odetchnąłem z ulgą. Ale czego się bałem ? Jednak nie miałem zamiaru się nad tym dłużej zastanawiać i tak jak dziewczyna ruszyłem do wyjścia z Wielkiej Sali. Wiedziałem gdzie będzie i tam właśnie się udałem. Wszedłem i zobaczyłem ją siedzącą na ziemi, opartą o kolumnę i spoglądającą przed siebie, na niebo i gwiazdy. Wtem zawiał lekki wiatr… Kilka pasemek wysunęło się z koka i opadło jej na twarz, dzięki czemu wyglądała jeszcze piękniej. Do tego jeszcze ta czerwona sukienka, wiązana na szyi, która odsłaniała jej plecy, i która świetnie na niej leżała. Widziałem jak zadrżała z zimna, dlatego nie zastanawiając się dłużej podszedłem do niej i zarzuciłem na ramiona swoją marynarkę.
- Malfoy co ty robisz ? – zapytała ze zdziwieniem, a nasze oczy na nowo się spotkały. Jednak wiedziałem, że lepiej nie kusić losu, więc szybko odwróciłem wzrok, przenosząc go przed siebie.
- Było ci zimno, a ja jestem gentelmanem i…
- Ty i gentelman ? Phyyy, dobre sobie. – powiedziała ze śmiechem, ale nie ociekającym kpiną. Zaśmiałem się razem z nią, a ona znów spojrzała na mnie, nie co zaskoczona. Widziałem jak mi się przygląda, a ja zamknąłem oczy i delektowałem się jej bliskością.
- Zmieniłeś się. – stwierdziła.
- Nie, to ty po prostu mnie nigdy nie poznałaś z tej właściwej strony.
- Że co ? To wtedy kiedy nazywałeś mnie szlamą, kiedy się nad mną pastwiłeś i wyzywałeś, to wtedy był jakiś inny Malfoy ? Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że tak po prostu się uśmiechałeś i normalnie rozmawiałeś z przyjaciółmi ? Udawałeś i nic po za tym. – stwierdziła, nie zaszczycając mnie nawet spojrzeniem.
- To jaki byłem kiedyś, to była maska – nic po za tym. Teraz jest inaczej i teraz to nie ja udaje, tylko ty.
- Co ? O czym ty mówisz ? – zapytała lekko oburzona.
- Jak to co ? Non stop udajesz, już nie ma tego szczerego uśmiechu co zawsze, ciągły smutek w oczach i niechęć do wszystkiego i wszystkich. Dlaczego to robisz ? Czemu nie możesz żyć dalej ? Czemu to rozpamiętujesz ? Czemu już nie widzę tych iskierkach szczęścia w oczach i radości bijącej od ciebie na każdym kroku ?
- Czemu ? Chcesz wiedzieć ? Otóż straciłam rodziców, coś co ceniłam ponad życie. Ich do cholery już nie ma, nie wrócą i mnie nie przytulą, mówiąc jak bardzo mnie kochają. Nie ma ich i już ich nie będzie. Ale przecież jak ktoś taki jak ty może to zrozumieć co ? Nie masz pojęcia o moim bólu, mojej stracie, nic nie wiesz, a dajesz wskazówki jakbyś nie wiadomo ile rozumów postradał. Ale zapomniałeś o jednym, a mianowicie o tym, że tak naprawdę nigdy nie poczujesz się tak jak ja. Nie będziesz wiedział, nie masz pojęcia… - i o ile pierwszą część wypowiedzi zaczęła krzyczeć, to drugą wypowiedziała z istnym spokojem znów siadając, na miejscu, z którego w akcie wściekłości wstała.
- Nie jesteś sama na świecie Granger i tak się składa, że coś o tym wiem. Ja nigdy nie miałem rodziców, bo jak można nazwać kogoś rodzicem, gdy ten za jeden uśmiech, za jeden czuły gest traktuje cię zaklęciem Crucio. Jak można nazwać rodzicami, kogoś kto cię poniża, krytykuje i biję ? Jak można kogoś tak nazwać, kto nigdy nie przytulił swojego dziecka, kto nie spędza z nim świąt, kto nigdy nic mu nie podarował, kto w kółko powtarza, że liczy się władza i potęga, kto opowiada dziesięcioletniemu chłopcu bajki na dobranoc, o tym jak zabił kilku mugolaków, kto nigdy nie spędził z tobą twoich urodzin i kto nigdy nie powiedział ci jak bardzo cię kocha i, że jesteś dla niego najcenniejszym skarbem na ziemi. Teraz przewracają się w grobach, ale co z tego ? Jak mogłem stracić rodziców, skoro tak naprawdę nigdy ich nie miałem. No jak ? – zapytałem, uważnie na nią spoglądając. Nie zauważyłem nawet kiedy wstałem z miejsca to wszystko opowiadając. – Wiesz co Granger, ja naprawdę bym się cieszył. Bo ty masz chociaż wspomnienia. Wspomnienia, w których jesteś szczęśliwa, w których oni cię przytulali i chwalili na każdym kroku. Bo ty wesz, że byłaś kochana, a ja ? Ja nie mam już nic, i nie mam już nikogo. – powiedziałem i skierowałem się do wyjścia. Jednak wtedy poczułem jej dotyk na swojej dłoni. Pozwoliłem się odwrócić w jej stronę, spoglądając w jej piękne oczy, które teraz wyrażały wielką skruchę i zrozumienie.
- Przepraszam. – powiedziała cicho, spuszczając głowę w dół.
- Nie ma za co. – odparłem tylko i ruszyłem do wyjścia z Wieży Astronomicznej.
- Do cholery ja naprawdę cię przepraszam. Nie chciałam, żeby tak wyszło. Malfoy do cholery, zatrzymaj się. Proszę zostań ! – krzyczała, a ja odwróciłem się i pokonując te kilka kroków znalazłem się przy niej. Jednak znajdowałem się za blisko, bo wiem nasze twarze dzieliło za ledwie kilka centymetrów.
- Powiedz mi, czemu miał bym tu zostać ? Podaj mi jeden, sensowny powód, a zostanę. Tylko… - jednak nie dane mi było dokończyć, bo wiem ktoś wpił się w moje usta, namiętnie całując. Nim się zorientowałem co się dzieje, dziewczyna już się ode mnie oderwała, ale nie pozwoliłem jej na to. Tym razem to ja zainicjowałem pocałunek, a Hermiona nie była mi dłużna. Jedną ręką obejmowałem ją w pasie, przyciągając ją do siebie co raz bliżej, natomiast druga spoczywała na jej delikatnej twarzy. Ta wplotła ręce w moje włosy, na co z mojego gardła wydobył się cichy pomruk. Czułem jak się uśmiecha… Całowaliśmy się z taką pasją i pożądaniem. Nasze języki wirujące w namiętnym tańcu… byliśmy tylko my i nasz ciała spragnione dotyku drugiej osoby. Nie wiadomo jak i kiedy znaleźliśmy się w moim dorminatorium, po drodze nie szczędząc sobie czułości i pocałunków. Wylądowaliśmy na łóżku, Hermiona zaczęła rozpinać moją koszule, a ja… ja zamarłem. Wiedziałem do czego tutaj dojdzie, ale nie chciałem jej robić krzywdy. Naprawdę nie chciałem by później tego żałowała… Oderwałem się od niej szybko i wstałem z łóżka. Ta spojrzała na mnie zdezorientowana, ale nie trwało to długo, bo wiem już po chwili była przy drzwiach od dorminatoium.
- Gdzie ty idziesz ? – zapytałem, nie świadomy kłębiących się w niej uczuć.
- Jak to gdzie ? Do siebie. Bo jak widać już ci się znudziłam. – odparła, nawet na mnie nie spoglądając.
- Nie. Jak mogłaś tak pomyśleć ? Ja po prostu…ja, nie chcę cię skrzywdzić. – powiedziałem, na co ona spojrzała na mnie ze zdziwieniem. – Ohh, wiem, że to głupio zabrzmi i w ogóle. Ale ja… cholera Granger nie każ mi tego mówić. – zawyłem, mając nadzieję, że to poskutkuje.
- Ale czego ? – zapytała, niewinnie się przy tym uśmiechając i zbliżając się do mnie.
- Ehh ja… Granger, bo chodzi o to, że…
- Ohh czyżby zabrakło słów ?
- Aaa Granger, jak ja cię…
- Kocham ? – zapytała, będąc bardzo blisko mnie. Jej ciało tak blisko mojego, jej oddech na moim karku…
- Może to zabrzmi śmiesznie, ale ja… Niech cię piekło pochłonie Granger. Tak do cholery - zależy mi na tobie, tak – cholernie mi się podobasz i tak – jak cię widzę to moje serce zaczyna bić mocniej, i tak – jesteś cholernie piękną i najbardziej niesamowitą kobietą, jaską przyszło mi spotkać. – powiedziałem na jednym wdechu, a ona spojrzała na mnie czule i pocałowała. Moje wyznanie, ono jej wystarczało i choć nic nie powiedziała, to wiedziałem, że ona czuje do mnie to samo. Właśnie wtedy zaczęliśmy nowe życie, właśnie wtedy przestaliśmy udawać i rozpamiętywać to co było kiedyś. Właśnie wtedy sobie przebaczyliśmy i właśnie wtedy zaczęła się nasza niesamowita miłość. Właśnie wtedy, wraz z przyjściem Nowego Roku.


niedziela, 29 grudnia 2013

Rozdział 9

Chyba nie znajdę słów, na to jak bardzo jest mi przykro, że tak długo mnie nie było i nie dodawałam nowej notki. W moim życiu się tyle dzieję, choć wiem, że moje wyjaśnienia będą banalne i pewnie wiele z was jest jeszcze ciężej, bądź z czymś się zmaga, ale mam nadzieję, że mnie zrozumiecie. Otóż matura tuż, tuż, no i pewnie jesteście zaskoczone, że zaraz kończę liceum, ale jakoś nie czuję się dorosła. Wszyscy mówią mi, że wyglądam na 15/16 lat i tak właśnie się czuję. O wiele lepiej dogaduję się z osobami młodszymi ode mnie, ale cóż to może dlatego, że dorosłość mnie przeraża. Teraz mam tyle nauki, nie mam chwili wytchnienia, powinnam się uczyć przedmiotów maturalnych, no ale brak czasu… nawet nie wiem co chcę dalej robić w życiu, to jest takie ciężkie i trudne. Nie potrafię zdecydować… Przepraszam, że mnie nie było, że nie czytałam waszych blogów i nowych notek na nich zamieszczanych, jest mi strasznie z tego powodu przykro i żałuję. Mam nadzieję, że nowy rok przyniesie mi zmiany na lepsze, że nie opuszczę tego bloga na tak długo. Nie wiem, ale straciłam wenę, poczucie czasu, a ta historia wydała mi się taka nudna i nijaka. Bo prawdą jest, że nie umiem pisać, wiele z was jest ode mnie młodsza i pisze lepiej ode mnie, za co naprawdę was podziwiam. Cóż ja chyba nigdy nie będę dobra z polskiego, lepiej mi idzie w przedmiotach ścisłych, ale kocham pisać i jak na razie zamierzam to robić dalej. Za mną moja 18 – nastka, święta, no i teraz Nowy Rok, a później studniówka… Dużo się dzieję, no i mnie nie było, ale mam nadzieję, że jest jeszcze ktoś kto będzie dalej czytał tego bloga. Pozdrawiam moje myszki ;**** i strasznie was kocham, już zawsze <3 Jutro powinna pojawić się miniaturka, albo we wtorek. I mam nadzieję, że jeszcze nie jedną przyjdzie mi napisać ;)) aaaa no i bym zapomniała, za co też strasznie przepraszam, szablon był wykonany już trzy miesiące temu, ale no skoro tu mnie nie było, to nie miałam kiedy go dopasować i w ogóle, ale szablon jest niesamowity, zakochałam się w nim i dziękuję ♥ Kocham <3 choć coś mi nie stykło w ustawieniach, a nie wiem jak to zmienić, by tło wpasywało się z liniami z szablonu, kurde nie wiem jak to wyjaśnić, nie chciałam mieć suwaka na dole, no i przekombinowałam... pomóżcie, będę niezmiernie wdzięczna ;*** No i w końcu do czytania ^^


***



- Miona… - usłyszałam cichy szept. Zaskoczyło mnie to, bo w tym głosie było tyle uczucia, emocji, wypowiedziane z taką pasją. Nie mogłam uwierzyć, ale kiedy ponownie spojrzałam w oczy swego wybawcy, wtedy zrozumiałam. Doznałam jeszcze większego szoku, bo wiem przede mną stał ślizgoński Casanova, zmora mojego wczorajszego dnia.
- Malfoy ? – zapytałam z lekkim niedowierzaniem. Widocznie teraz dotarło do chłopaka kim jestem.
- Granger ! Co ty do cholery wyrabiasz ? – zapytał, zmieniając swój ton.
- Co ja niby wyrabiam ? Ja tu tylko stoję.
- Phyy nie ma co inteligenta to ty na pewno nie jesteś.
- Haha i kto to mówi ? Odezwał się wielki Draco Malfoy, arystokrata od siedmiu boleści. – mówiłam, gestykulując przy tym rękoma.
- Oj Granger, Granger naucz się najpierw chodzić, a wtedy pogadamy. I z łaski swojej odsuń się ode mnie, bo brak mi powietrza. Takie… takie coś jak ty…
- Takie jak ja ? No powiedz kim dla ciebie jestem, powiedz, że nic dla ciebie nie znaczę. Szkoda tylko, że to ty z własnej woli dotykasz kogoś takiego jak ja. Czyżbyś jednak zmienił zdanie ? – zapytałam przybliżając się do niego. Nasze twarze dzieliło zaledwie kilka centymetrów, a ja… Ja nie wiedziałam co się ze mną dzieję, nagle zrobiło mi się tak gorąco. Jednak reakcja Malfoya na moje słowa była natychmiastowa. Zdając sobie sprawę, że nadal trzyma mnie w tali, zabrał swoje ręce, ale tak jakby z ociągnięciem, tak jakby chciał by one tam jeszcze trwały, tak jakby…. Ahhh Miona co się z tobą dzieję do licha ? Zwariowałam, ja zwariowałam, muszę się leczyć. Przecież to Malfoy, to jest przystojny Malfoy, mega przystojny…. A wczoraj ? Co to miało znaczyć wczoraj ? On dla mnie nie istnieje, nie istnieje, on… - jednak ten nie istniejący ktoś właśnie przerwał mi jakże cudowną wymianę zdań pomiędzy mną, a mną ?
- Ejj ziemia do Granger.
- Oj czego Malfoy ?
- Eee to nie ja mruczałem sam do siebie.
- Co ? Jak to mruczałam ? Co słyszałeś ? – zapytałam lekko spanikowana.
- Hahah Granger no wiesz, dużo ciekawych rzeczy się dowiedziałem, na przykład o sobie. – powiedział na co ja wybałuszyłam oczy na wierzch, przecież to nie możliwe by mnie słyszał, to nie… Jestem skończona.
- No co Granger ? Przyznaj, że na mnie lecisz. – powiedział, po czym zaczął się do mnie zbliżać.
-Phyy chyba śnisz Smoczku. Jeśli ktoś tu na kogoś leci to zdecydowanie jesteś to ty. Co nie pamiętasz naszego wczorajszego, jakże miłego spotkania ? – zapytałam, mając nadzieję, że ten padalec tylko ze mnie drwi i chcę się ze mnie po prostu ponabijać. Po korytarzu rozniósł się jego donośny śmiech ociekający drwiną.
- Ohh nie rozśmieszaj mnie Granger. Ja i ty to dwa różne światy, ja jestem tym lepszym, ty należysz do tych gorszych. Powinnaś znać swoje miejsce i dobrze ci radzę na przyszłość nie gadaj takich głupot, bo wtedy mnie popamiętasz.
- A co grozisz mi Malfoy ?
- Potraktuj to jak chcesz szlaaamo. – powiedział, cedząc te słowa jak największe przekleństwo.
- Ty, ty…
- Tylko się nie popluj.
- Wal się Malfoy. – krzyknęłam nieźle już wkurzona.
- Ohhh co za propozycja. Tutaj ? Przy tobie ? Nie, raczej dziękuję, ale w końcu się przyznałaś do swoich uczuć wobec mojej osoby. Naprawdę mi cię żal Granger.
- Jesteś skończonym kretynem.
- Oo ktoś coś mówił ? Bo chyba się przesłyszałem, a teraz żegnam, ale mam ważniejsze sprawy na głowie niż rozmowa z tobą, jeśli można to tak nazwać. – powiedział i odszedł, nie zaszczycając mnie ani jednym spojrzeniem.
- Ahhh nienawidzę cię Draconie Mafoyu. Nienawidzę… - powiedziałam i ruszyłam w stronę wieży Gryffindoru. Kiedy tam weszłam zastałam Ginny i Harrego siedzących na kanapie, naprzeciwko kominka.
- Hej gołąbeczki. – powiedziałam siadając obok nich.
- No hej Mionka. Jak tam pogadanka z Dumbledorem ?
- Chciał ze mną porozmawiać o rodzicach i siostrze.
- No to opowiadaj. Da się im jakoś odwrócić pamięć ?
- No właśnie nie. – powiedziałam nie co przygnębiona i spojrzałam na iskrzący się ogień w kominku.
- Ej Hermi. Wszystko będzie dobrze. – powiedziała Ruda przytulając się do mnie.
- Nie.
- Jak to nie ? Będzie i koniec kropka. Nie waż się myśleć inaczej, bo nie ręczę za siebie.
- Dzięki, ale czegoś tu nie rozumiem.
- Czego ? – zapytała, nie co zbita z tropu.
- Przecież, jeszcze przed paroma godzinami chodziłaś na mnie wkurzona jak osa, a teraz tak po prostu pocieszasz ?
- Ojj no przemyślałam trochę sprawę. – powiedziała ze skruchą, spuszczając głowę w dół.
- Hymm ? – dałam znak by kontynuowała.
- Wiesz, że nie trawie tego zwyrodnialca jakim jest Zabini, ale ty go lubisz, a ja nie chcę cię stracić. To twój wybór, no i nie mogę wybierać ci przyjaciół, ale uważaj na niego i pamiętaj, że na mnie też możesz liczyć.
- Oj ty Wiewióreczko. – powiedziałam czochrając ją po włosach.
- Ale… - zaczęła, a ja dałam jej znak, by kontynuowała. – Ale, jeśli ten… ten osobnik zacznie się ze mnie nabijać i przezywać, to nie będę mu dłużna. Zrozumiane ?
- Jasne, pogadam z nim.
- A jak cię nie posłucha, to ja już mu dam popalić. – powiedziała, przebiegle się przy tym uśmiechając.
- Haha Ginny kochanie. Jesteś najwspanialszą przyjaciółką jaką kiedykolwiek miałam.
- Ej, a ja to co ? – oburzył się Harry.
- Ohh no ty też Wybrańcu, ty też… - powiedziałam i się do nich przytuliłam. Czułam, że wszystko powoli wraca do normy, że ktoś spogląda na mnie z góry i kieruje co robić i, w którą stronę mam iść. Czułam to i wiedziałam, że tym kimś jest mój ukochany, mój Fred…


***


- Cholerna Granger, cholerna, pieprzona Granger – mówiłem pod nosem idąc w stronę lochów. Ta dziewczyna, ta Gryfona doprowadzała mnie do granic wytrzymałości, Jak ona w ogóle śmiała ? Jak śmiała mi się postawić ?A co najgorsza stwierdzić, że ona mi się podoba. Granger ? Czy ona naprawdę jest głupia ? Ahh szlak by to trafił, mam już jej dość, a to jej dopiero pierwszy dzień w Hogwarcie. No i powiedzcie mi jak mam to znieś ? Jeśli będę tak na nią wpadał codziennie, nie to, żebym miał coś przeciwko, to… Stop, wróć, co ja powiedziałam ? Jejku to niemożliwe, chyba zwariowałem…. Stanowczo mam coś przeciwko jej drobnemu ciałku w moich silnych dłoniach i czekoladowego spojrzenia… Aaaa zamknij się Malfoy, zamknij się, bo się pogrążasz. To nie miało tak być. Ja ją nienawidzę, nienawidzę. Nie mogę taki być, nie mogę mieć takich wątpliwości. Granger po prostu dla mnie nie istnieje, nie istnieje i jest zwykłą brudną, nic nie wartą… szlamą. – i choć mówiłem to w swoich myślach, choć nie wypowiadałem tych słów na głos to na końcu się zawahałem. Dlaczego ? Na to pytanie, nie znałem już odpowiedzi i nawet nie zorientowałem się kiedy doszedłem już do Pokoju Wspólnego Ślizgonów, później do swojego dorminatorium i zmęczony dzisiejszym dniem, padłem na łóżko, uprzednio ściągając z siebie ubrania, i pogrążając się w głębokim śnie.
Następnego dnia obudziłem się w miarę wypoczęty, ale co się dziwić, była sobota. Nie trzeba było wcześniej wstawać, by zdążyć na nudne wykłady. Westchnąłem z dezaprobatą, przypominając sobie wczorajsze wydarzenia. To wszystko nie miało tak wyglądać. Chciałem się zmienić, choć w jakimś stopniu. Wiem, że trudno w to uwierzyć, ale rozmowa z Blaisem wiele mi uświadomiła, On zawsze był przy mnie i wspierał, on jako jedyny mnie rozumiał i wiedział, dlaczego taki jestem. Jednak ja nie potrafiłem się zmienić tak z dnia na dzień i wiem, że Diabeł poświęcił na to wiele czasu, ale ja nie potrafię. Cholera nie potrafię być miły, nie potrafię… Mój ojciec był tyranem bez serca, nie chcę tu kogoś obwiniać, ale to on miał wpływ na moje zachowanie. Władza i potęga, tylko to się dla niego liczyło. Zabini nie miał ojca, miał to szczęście, że jego ojciec zginął w jednej z misji dla Voldemorta, kiedy ten był jeszcze niemowlakiem. Może powiecie, że to głupie, ale zazdrościłem mu. Tak cholernie mu zazdrościłem, bo może wtedy łatwiej by mi przyszło się zmienić, łatwiej by mi było zapomnieć o tym co się działo i jakim potworem kiedyś byłem. A ona ? Ona niczym nie zawiniła. Ona…
- Cholera Malfoy, nie myśl o tym. – wrzasnąłem na siebie i uderzyłem pięścią w stół.
- Oj, ktoś tu nie ma humorku. – usłyszałem głos Diabła.
- Nie twój interes Zabini. Czego chcesz ?
- Wyluzuj stary. Po prostu pomyślałem, że razem pójdziemy na śniadanie.
- No dobra. Daj mi pięć minut. – powiedziałem i biorąc po drodze ciuchy ruszyłem do łazienki. Zarzuciłem na siebie ciemne jeansy, szary podkoszulek, a na to koszule w kratę, podwijając w niej rękawy. Przemyłem twarz wodą i na szybko umyłem zęby. Spojrzałem w lustro…
- Cholerne włosy. – zawyłem, widząc swoją fryzurę w lustrze. Przejechałem po nich ręką, trochę żelu i gotowe. Taki trochę artystyczny nie ład, ale co tu dużo mówić – wyglądałem zabójczo. Jejku i pomyśleć, że kiedyś chodziłem ciągle w tych ulizanych włosach i garniaczku. To musiało wyglądać okropnie. Skrzywiłem się na samą myśl i żeby pozbyć się obrazu w głowie energicznie nią potrząsnąłem. Wyszedłem z łazienki, przybierając na twarzy swój ironiczny uśmieszek.
- Miało być pięć minut, a nie piętnaście. – narzekał Diabeł.
- Oj Blaise, po prostu nie mogłem się na siebie napatrzeć.
- Taa wmawiaj sobie. – powiedział i wyszliśmy z mojego pokoju.
- Ktoś tu chyba mi zazdrości.
- Nie doczekanie twoje Malfoy. – powiedział ździelając mnie po głowie. Wtedy dołączyła do nas Pansy i spojrzała na nas krytycznym wzrokiem.
- O co znowu chodzi chłopaki ? Czy wy choć raz nie możecie się zachowywać przyzwoicie ? Jaki wy przykład dajecie młodym ?
- Uuu zaleciało mi tu Granger. – powiedziałem na co zaczęliśmy się śmiać.
- Ohh dajcie spokój. Po prostu…
- No co ? – zapytałem, kiedy dziewczyna umilkła.
- Chcę ich przeprosić.
- Serio chcesz z nimi zawrzeć rozejm ? Ale, że z nimi ?
- Tak, serio. – powiedziała i przyspieszyła kroku, oddalając się od nas.
- Ludzie co was wszystkich ugryzło ? A po za tym kiedy chciałeś mi powiedzieć, że ty i taa… ta kujonica Granger się znacie ? A może jesteście blisko co ? Może jesteś z tą, pożal się…
- Radzę ci nie kończyć Draco i słuchaj tego co ci powiem, bo więcej razy się nie powtórzę. Jeśli jeszcze raz przy mnie nazwiesz Hermione szlamą, bądź obrazisz Wasley to obiecuję ci, że gorzko tego pożałujesz. Miona to świetna dziewczyna i sam byś się o tym przekonał, gdybyś tylko zechciał ją bliżej poznać. Wiele w życiu przeszła, tak jak my, ale choć miała gorsze dni, choć nie wszystko szło po jej myśli to nie poddała się. Przed wojną usunęła swoim rodzicom i siostrze pamięć. Zrobiła to, by ich chronić… Po śmierci Freda postanowiła ich odnaleźć i choć sama mówi, że to dzięki mnie na nowo znalazła w sobie siłę do życia, to ja wiem, że ona sama jest sobie wdzięczna. Potrzebowała tylko kogoś ktoś jej pomoże, kto da jej nadzieję, a w tym wypadku akurat trafiło na mnie. Kiedy odnalazła swoją rodzinę, choć to był tylko przypadek myślała, że już wszystko będzie dobrze, że wszystko się zmieni, a tu bahhh – okazało się, że oni jej nie pamiętają. Na nic zdały się zaklęcia. Ta dziewczynka, która została wczoraj przydzielona do Gryffindoru to właśnie jej siostra. Miona cierpi, bo ta jej nie poznaje, ale cieszy się, że ma ją przy sobie i może choć w jakimś stopniu być obecna w jej życiu. A teraz wyobraź sobie, że ciebie to spotyka. Już po wszystkim, po całej wojnie, ty nadal musisz walczyć, musisz odnaleźć rodzinę, musisz przywrócić im pamięć, ale to nie działa, i choć są blisko ciebie, to nic nie pamiętają. To tak jakby Lucas nie wiedział o twoim istnieniu i żył ze świadomością, że nigdy nie miał brata. Jak ty byś się wtedy czuł ? Co byś wtedy zrobił ? Hermiona, choć tego nie okazuje i gra twardą to cierpi. Cierpi, bo nie może przytulić siostry, i nie może powiedzieć jej jak bardzo za nią tęskniła. Ona to straciła i nie wiadomo, czy kiedykolwiek odzyska, a ty jeszcze się nad nią pastwisz i wyzywasz. Naprawdę zastanów się nad tym co robisz i co w życiu jest najważniejsze. – powiedział Blasie i tak po prostu odszedł, a ja tam stałem niezdolny do jakiegokolwiek ruchu. To co powiedział Diabeł… On miał rację. Hermiona Granger nie zasłużyła na takie traktowanie z mojej strony. Właśnie wtedy do końca to do mnie dotarło i właśnie wtedy obiecałem sobie, że już nigdy więcej nie nazwę jej szlamą. Nigdy więcej, nigdy…


***


Wszystko w tym zamku mnie zachwycało, no i to jedzenie… Nigdy w życiu nie miałam niczego pyszniejszego. Nie to, że moja mama nie umie gotować, ale to tutaj, ohhh to wszystko jest jak z innej bajki. Westchnęłam, przypominając sobie każdy zakątek tego miejsca, czym zwróciłam na siebie uwagę Hermiony.
- Co się dzieję Rose ? – usłyszałam jej ciepły głos.
- Nic Miona. Po prostu to miejsce tak na mnie działa, i ta magia wyczuwalna w każdym zakamarku.
- Mam rozumieć, że ci się podoba ?
- Podoba ? Jestem oczarowana. – powiedziałam, gestykulując przy tym rękoma.
- No to wcinaj. To ciasto jest pyszne. – powiedziała wskazując, na paterę przed nami. – I z przykrością muszę stwierdzić, że lepsze niż bananowo- czekoladowa rozkosz mamy. – dodała, a ja na nią spojrzałam ze zdziwieniem. Skąd wiedziała, że to moje ulubione ciasto ? I skąd wiedziała, że robi mi je mama ? No i skąd znała nazwę ?
- Ale skąd ty… - jednak nie dane mi było dokończyć, bo przerwała mi Hermiona.
- Twoja mama opowiadała, że to twoje ulubione, zresztą jadłam je u was. – powiedziała nie co zmieszana, ale ja nie wnikałam.
- Ahh całkiem możliwe. – powiedziałam uśmiechając się do niej i nakładając sobie kawałek czekoladowej babki. Już po pierwszym kęsie musiałam się z nią zgodzić, bo wiem ciasto było pyszne i rozpływało się w ustach. Popijałam właśnie sok dyniowy, kiedy zauważyłam, że kilka miejsc dalej, ktoś wstaje od naszego stołu. Mimowolnie spojrzałam w tamtą stronę, no i ujrzałam jego. Chłopaka, na którego wpadliśmy wczoraj na błoniach. Ten przeczuwając, że ktoś na niego patrzy odwrócił się w moją stronę, a ja natychmiast spojrzałam w swój talerz, udając, że wcale się na niego nie gapiłam.
- Co to miało być ? – zapytała Miona.
- Ale co ? – udawałam zdziwienie.
- Jak to co ? Ktoś tu chyba wpadł komuś w oko. – powiedziała promiennie się uśmiechając.
- Ojj przestań. Wcale, że nie.
- Rose ?
- Tak ? – spytałam, spoglądając na Ginny.
- Przed Mioną nic nie da się ukryć. Po za tym ten chłopak… gdybyś widziała jego uroczy uśmiech, kiedy na ciebie spoglądał.
- Co ? Jak to ? On się uśmiechał ?
- Oj tak, i chyba ktoś tu się wygadał.
- Ohhh Ginn. Ty podstępna małpo. – powiedziałam, obrażając się na nie, choć w głębi serca rozpierała mnie radość.
- Haha nie obrażaj mnie mała. Wiesz, że rude to też wredne. – powiedziała czochrając mnie po włosach.
- Ej ja jestem młodsza. Miona ta twoje przyjaciółka się nade mną pastwi.
- Wyluzujcie, wy moje głuptasy. – odpowiedziała dając mi i Rudej po buziaku, a ja cicho zachichotałam. Wtedy spojrzałam przed siebie i ujrzałam Harrego, uważnie się nam przyglądającego.
- A ty zawsze taki cichy ? Wczoraj byłeś dość gadatliwy. – zapytałam uważnie na niego patrząc. Na moje słowa wszyscy dookoła zaczęli się śmiać, a ja nie wiedziałam o co im chodzi.
- Oj młoda. Po prostu tak uroczo wszystkie wyglądałyście, że nie miałem serca wam przeszkadzać. Zresztą wiem, że jeśli kobiety gadają o facetach, to broń boże im przeszkadzać.
- Ale my, wcale nie…
- Wiem swoje Rose. – powiedział i mrugnął do mnie oczkiem, na co ja oczywiście musiałam się zarumienić. Ahh taka już moja natura. Ciekawe po kim to mam ?
- Gotowi na grę w Quidditcha ? – usłyszałam Ginn, a wszyscy twierdząco pokiwali głowami, tylko ja siedziałam i wpatrywałam się w nich, nie wiedząc o co chodzi.
- Wszystko ci wyjaśnimy, a później zagramy, bądź po prostu polatamy na miotłach. – dopowiedział Harry, spoglądając na moją nie rozumiejącą minę.
- To my latamy na miotłach ? – zapytałam, czym już drugi raz, rozbawiłam wszystkich znajdujących się przy stole. Zapowiadał się naprawdę fantastyczny dzień.


środa, 4 września 2013

Rozdział 8

Trochę później, ale jest ;p
Mam nadzieję, że się na mnie nie gniewacie
wiem, że rozdział krótki i pewnie dużo błędów, dlatego was przepraszam ;****
pozdrawiam mychy moje kochane <3
taaa niestety zaczęła się szkoła...


***


Wstawałam właśnie od stołu, kiedy podleciała do mnie szara sówka. Zrzuciła list i za nim zdążyłam po niego sięgnąć, już je nie było. Zaciekawiona czym prędzej otworzyłam kopertę.
Wiadomość w nim wcale mnie nie zdziwiła, ale obawiałam się tego co mnie czeka. Mina mi zrzedła po przeczytaniu krótkiego liściku. Bałam się konsekwencji swego czynu, w końcu nie powinnam opuszczać szkoły i znikać sobie od tak, bo mi się podoba. Szukałam rodziny to prawda, ale jednak powinnam powiadomić o tym Dumbledora, albo chociaż o mojej chwilowej nieobecności. Jednak nie widziałam w tym sensu, ponieważ nie byłam pewna swojego powrotu tutaj, a po za tym nie miałam do tego głowy. Jednak chcąc nie chcąc musiałam się zjawić w gabinecie dyrektora o godzinie 20:00. Schowałam kartkę do szaty i wraz z przyjaciółmi, i siostrą ruszyłam do wieży Gryffindoru. Opowiadałam młodej o każdej napotkanej rzeczy, obrazie czy też mijanych duchach. Nie powiem na początku Rose była tym wszystkim przerażona, ale z minuty na minutę była co raz bardziej rozmowniejsza. Cieszył mnie widoczny zachwyt w jej oczach i uśmiech na twarzy. O to przecież mi chodziło. Spojrzałam przed siebie i przed portretem Grubej Damy dostrzegłam jakiegoś chłopaka. Im bliżej wejścia byłam tym bardziej widziałam jego zarys twarzy oraz ten radosny uśmiech. Wiedziałam kto tam stoi… Nie zastanawiając się nad tym co robię podbiegłam do chłopaka i rzuciłam mu się w ramiona. Ten przytulił mnie z całej siły i podniósł do góry.
- Oj Diable…
- Ohh co się dzieję mała ?
- Nic, ja po prostu cieszę się, że cię widzę.
- Aż tak się stęskniłaś ?
- Ohh nie żartuj, a ty nie ? – spytałam i uważnie na niego spojrzałam.
- Hymn… sam nie wiem. Może troszkę…
- Zaaab.
- No dobra, dobra mała. Tęskniłem i to bardzo. – powiedział i znowu mnie uściskał.
- No ja myślę. – odpowiedziałam i dopiero teraz usłyszałam chrząknięcie. Odwróciłam się w stronę Harrego, który był nie co zaskoczony, Rudej, która wyrażała wściekłość i Rose, która przyglądała mi się z nie małym zainteresowaniem.
- Hej Wybrańcu.
- O hej Blaise. Wy się znacie ? – zapytał wskazując na mnie i na chłopaka.
- Noo taka jakby. Poznaliśmy się przed moim wyjazdem.
- O serio ? Czemu nie pochwaliłaś się w liście ? – zapytał, a ja sama nie wiedziałam co odpowiedzieć.
- Wiesz jak jest. Zapomniałam.
- Ohh z pewnością. – usłyszałam głos Ginny.
- Eeem o co chodzi ? – zapytałam, spoglądając na dziewczynę.
- O co mi chodzi ? O tego pieprzonego Ślizgona.
- Ginn proszę cię. Nie teraz. – powiedziałam dobitnie na nią spoglądając. Chyba zrozumiała, bo nie odezwała się już słowem i posyłając jeszcze jedno wrogie spojrzenie w stronę Diabła zniknęła za portretem Grubej Damy. Poczułam jak ktoś ciągnie mnie za skrawek szaty. To była moja siostra.
- Ahh tak po za tym poznaj Rose.
- Hej jestem Blaise. Dla przyjaciół Diabeł. – odparł i podał dziewczynce rękę. O nic nie pytał, nie wnikał w nic za co byłam mu wdzięczna. Jedno spojrzenie na mnie mu wystarczyło, by wiedzieć, że to nie jest odpowiedni moment i na pewno dowie się wszystkiego w swoim czasie.
- Dobra ja lecę. Zobaczymy się później ? – zapytał z nadzieją.
- Ahh nawet nie wiesz jak bardzo bym chciała, ale nie mogę. Muszę pomóc się wypakować Rose, a o 20:00 muszę się stawić u Dumbledora.
- Ooo Hermino przeskrobałaś już coś ? Przecież jesteś tu dopiero kilka godzin. – powiedział Harry na co wszyscy się zaśmialiśmy.
- Oj grabisz sobie, grabisz.
- Ehh czyli się nie zobaczymy ?
- No nie bardzo. Miałam pokazać Rose zamek i klasy, ale chyba będę muszę to przełożyć na jutro.
- No coś ty ! Przecież ja z Pottim ją oprowadzimy co nie mała ?
- Dla mnie bomba. – odpowiedziała uradowana i spojrzała na mnie błagalnie. Jaka mogłam jej odmówić ?
- Niech wam będzie, ale… Ale Harry, Blaise macie jej pilnować zrozumiano ?
- Tak jest szefie. – odpowiedzieli salutując, na co się zaśmiałam.
- Kochane głupole. – powiedziałam, przytulając ich do siebie. Pożegnałam się z Diabłem i kiedy ten odszedł, wszyscy ruszyliśmy do Pokoju Wspólnego Gryfonów.


***


Nadal nie mogłam uwierzyć w to wszystko co działo się wokół mnie. Nawet łapię się nad tym, że myślę, że to tylko i wyłącznie sen, z którego niebawem przyjdzie mi się obudzić. Jednak tak nie jest z czego strasznie się cieszę. Ohh i pomyśleć, że to były tak nudne wakacje i nie chciałam wracać do szkoły, a tu taka niespodzianka. Magia to coś wspaniałego, coś o czym zawsze marzyłam i czego zawsze chciałam doświadczyć, ale cóż się dziwić po dwunastolatce. Jednak nigdy, przenigdy nie przypuszczałam, że jeden dzień, jedna osoba może tyle zmienić moim życiu. Pojawienie się Hermiony, ohhh tyle jej zawdzięczam. Ona opowiedziała mi o tym świecie i to właśnie jej zawdzięczam to, że tu jestem. Wiem, że to co mnie spotka w Hogwarcie będzie niezwykłe i jedyne w swoim rodzaju. Wiem, że to zmieni moje życie oraz nastawienie do niektórych spraw. Choć jeszcze nie poznałam zamku, czarów czy też ludzi to cieszę się, że tu jestem.
- Rose ja już idę. Jak coś zejdź do Pokoju Wspólnego. Harry za niedługo powinien się tam pojawić. – usłyszałam głos Miony i po chwili już jej nie było. Schowałam ostatnie ubrania do szafy i ruszyłam do wcześniej wspomnianego miejsca. Wiedziałam, że chłopaki nie przedostaną się do naszych dorminatorium chyba, że użyją czarów, ale nie chciałam nikomu robić problemów. Ehh nie mogłam przywyknąć to tych dziwnych nazw, ale jeszcze trochę i pewnie wszystkiego się nauczę. Kiedy przekroczyłam próg salonu wszystkie zebrane tam osoby, odwróciły twarz w moją stronę. No tak ja to miałam dopiero wejście, wszyscy mnie znali, a raczej widzieli, a ja niestety nikogo. Podążyłam do czerwonej kanapy, na której siedziała mała blondyneczka. Na pewno była w moim wieku. Usiadłam na sofie i rozejrzałam się po pomieszczeniu. Widok pomieszczenia zachwycał i zaniemówiłam tak, jak za pierwszym razem, kiedy to Hermina z Harrym o wszystkim mi opowiadali i wszystko pokazywali. Byłam wniebowzięta tymi barwami, przedmiotami oraz postaciami poruszającymi się na obrazach. To wszystko było takie magiczne.
- Ładnie tu prawda ? – usłyszałam pytanie i odwróciłam się w stronę dziewczynki. Zawstydzona moim wzrokiem opuściła głowę w dół.
- Tak to miejsce jest niesamowite.
- Jak cały zamek.
- Tego jeszcze nie wiem. Jestem tu dopiero od kilku godzin.
- Ahh to ty. – odparła i uważniej na mnie spojrzała.
- No tak wyszło, a tak po za tym jestem Rose.
- A ja Lena. – powiedziała dziewczynka i podała m dłoń na powitanie, którą oczywiście ja przyjęłam.
- Ehh i jak na razie ci się podoba ?
- Żartujesz ? Jest rewelacyjnie. Wiesz, ja wcześniej nie wiedziałam, że jestem czarodziejką. Dowiedziałam się dwa tygodnie temu.
- Naprawdę ? A ja dwa dni temu. I też była u ciebie Miona ?
- Eee kto taki ?
- No Hermiona. Ta dziewczyna, z którą weszłam do Wielkiej Sali.
- Ahh nie. U mnie był dyrektor, ale nie ma co tobie też troszkę zazdroszczę.
- Ale czego ?
- No to sama Hermiona Granger. Ta Hermiona Granger, ta która pomogła pokonać Toma Riddle. Po za tym jest bardzo inteligenta, jak nie najmądrzejsza w tej szkole i do tego jaka piękna. Chciałabym w przyszłości wyglądać jak ona.
- No do tego muszę się zgodzić. Jest bardzo ładna.
- No te jej oczy i włosy. Nie wiem czy wiesz, ale ją trochę przypominasz.
- E tam… Wydaje ci się, ale lepiej mi opowiedz o tym całym Tomie.
- Ahh no tak, sama nic nie wiedziałam, ale opowiedzieli mi w pociągu. Więc… - jednak nie dane było jej dokończyć, bo wiem przerwał nam Harry.
- Gotowa ? – zapytał i spojrzał na mnie oraz na Lene.
- Ahh tak. Przepraszam cię, muszę już lecieć. Opowiesz mi innym razem. – powiedziałam do dziewczyny i ruszyłam za kruczoczarnym chłopakiem w stronę wyjścia. Przed portretem czekał na nas Blaise. Wszyscy zgodnie ruszyliśmy przed siebie, a raczej ja za chłopakami, bo nie bardzo orientowałam się jeszcze co gdzie jest. Muszę przyznać, że było naprawdę fajnie. Śmialiśmy się, wygłupialiśmy, opowiadałam im o sobie i o moich zainteresowaniach, a oni pokazywali mi wszystkie klasy, sale, łazienki, sowiarnie no i oczywiście bibliotekę. Musiałam przyznać byłam nią zachwycona, ale nie zaraz, wróć… To wszystko było wprost nie realne, wspaniałe, zaskakujące i ciekawe. Sama gubiłam się już w swoich odczuciach. Ale chłopaki najlepsze zostawili na sam koniec. Wieża astronomiczna, bo tak chyba się nazywała, a raczej widoki z niej były po prostu bajeczne. Mogłabym tam siedzieć i siedzieć, ale nie było czasu, bo wiem zostały nam jeszcze błonia. Jednak moja ekscytacja wcale nie malała, a właśnie co raz bardziej się zwiększała. Okazało się, że na zewnątrz wszystko było cudowne, tak jak cały zamek. Wiedziałam już gdzie będę spędzała wieczory.
- Bajka. – powiedziałam i niedowierzając pokiwałam głową.
- Tak to wszystko jest niesamowite. – odparł Harry, stojący obok mnie.
- Wracamy ? Robi się już ciemno. – zapytał Diabeł na co pokiwałam tylko głową. Ruszyliśmy do zamku i kiedy już miałam zamiar wejść do środka, ni stąd ni zowąd drzwi nagle się otworzyły i ktoś na mnie wpadł. Podniosłam głowę do góry i ujrzałam niebiesko szare oczy. Niesamowite…Patrzyły na mnie z takim zainteresowaniem.
- Yyyhy – usłyszałam chrząknięcie i zrobiłam dwa kroki do tyłu, gratulując sobie swojej głupoty. Spojrzałam na chłopaka. Dopiero teraz mogłam ujrzeć, że jest blondynem o radosnym uśmiechu i szczupłej sylwetce.
- Hej Lucas. Co tu robisz ? Już jest ciemno.
- Ahh hej Diable. Nie zauważyłem cię. Zapomniałem bluzy, dlatego po nią wracam.
- Ohh no tak byłeś zbyt zajęty patrzeniem na kogoś innego. – odparł, na co ja lekko się zarumieniłam.
- Ymm ja już pójdę po tą bluzę. – powiedział chłopak i spoglądając na mnie ostatni raz ruszył w stronę jeziora, a my udaliśmy się do zamku. Jednak nie mogłam przestać o nim myśleć, nie potrafiłam wybić sobie z głowy tych jego oczu i cudownego uśmiechu. Nie potrafiłam, a może nie chciałam ?



W tym samym czasie.



- Truskawkowy sorbet. – wypowiedziałam hasło, a posąg przedstawiający chimere rozsunął się i tym samym umożliwił mi wejście do gabinetu dyrektora. Zapukałam do drzwi i czekałam na jakąś reakcje.
- Proszę. – usłyszałam i weszłam do środka. Musiałam przyznać, że odkąd ostatni raz tu byłam nic, a nic się nie zmieniło. Te same kolory ścian, te same meble i ta sama osoba na właściwym miejscu.
- Witam dyrektorze. Wzywał mnie profesor do siebie.
- Ahh oczywiście. Proszę sobie usiąść moja droga. – powiedział i też tak zrobiłam
- Dyrektorze ja… - zaczęłam, ale przerwała mi przed chwilą wspomniana osoba.
- Może ja zacznę. Jeśli pozwolisz ?
- Dobrze.
-Wiesz Hermino, życie już takie jest, że płata nam figle. Jeden dzień, jedna godzina, minuta czy sekunda może zmienić nasze życie oraz to co z nim związane. Jedna decyzja, jedno zdanie, jedna myśl potrafi też uratować wiele istnień. Tylko pytanie co wybrać ? Pomoc innym czy własnej rodzinie ? Ratować wiele innych istnień czy swoich bliskich ? Ty postąpiłaś szlachetnie i uwierz mi, ja sam nie był bym wstanie zrobić czegoś takiego jak ty. Nie odważył bym się usunąć pamięć swojej jedynej rodzinie, tym samym skazując siebie na samotność i cierpienie. Nie jestem taki. A ty to zrobiłaś, zrobiłaś za co cię podziwiam.
- Profesorze Dumbledore, ale ja wcale tak się nie czuję .Zrobiłam coś co podpowiadało mi serce. Wiedziałam, że muszę tak zrobić, inaczej bym ich straciła.
- Hermino straciłaś ich, ale odnalazłaś. Widocznie ktoś tam z góry na ciebie patrzy i życzy ci szczęścia, bo dokonałaś czegoś niemożliwego. Wiesz przecież, że twoi rodzice mogli być wszędzie, a ty byś ich szukała i szukała. Ale ty nie zaprzestałaś, za cel wzięłaś sobie odnalezienie bliskich. Podziwiam twój upór i determinacje. – powiedział Albus, a mi się zrobiło wstyd. Wstyd, że prawda jest inna, że zwątpiłam, że się poddałam.
- Ehh to nie tak. Ja zaprzestałam poszukiwań, byłam bezsilna. Czułam, że nie dam dłużej rady… Ja, ja nie jestem silna. Nie jestem silna. – powtórzyłam i zamilkłam.
- Ależ jesteś. Gdyby nie, to nie było by tu twojej siostry. Nie wiedziała by o tym kim jest i, że istnieje ten inny świat. To ty wskazałaś jej drogę, właśnie ty, a to nie lada wyzwanie.
- Dziękuję profesorze, ale mam pewne pytanie.
- Tak ?
- Chodzi o to, że moje zaklęcie nie działa, nie potrafiłam przywrócić im pamięci. Dlaczego tak się stało ? Dlaczego to nie pomogło ?
- Panieno Granger naprawdę chciałbym odpowiedzieć na te pytania, ale sam nie znam odpowiedzi. Widocznie to zaklęcie musiało być bardzo mocno rzucone. Nic się na to nie poradzi, chyba, że z czasem oni zaczną coś sobie przypominać. Przepraszam…
- Nie to ja… Dziękuję i czy mogłabym pójść do siebie ?
- Oczywiście Hermino. Dobrej nocy i nie trać nadziei, bo ona jest tu najważniejsza. – usłyszałam jeszcze i posyłając wdzięczny uśmiech Dumbledorowi wyszłam z pomieszczenia. Nie interesowało mnie to co się dzieję wokół mnie, ani to co mijam. Byłam zbyt zajęta natłokiem myśli w swojej głowie. Nie mogłam uwierzyć, że nie ma żadnego ratunku, że nic nie da się zrobić. Jedna samotna łza spłynęła po moim bladym policzku. Jedna łza, jeden zakręt… Wpadłam na kogoś i kiedy już myślałam, że nabije sobie niezłego siniaka, ktoś złapał mnie w tali, chroniąc mnie przed upadkiem. Podniosłam głowę do góry, chcąc podziękować swojemu wybawcy i zaniemówiłam. Te oczy…