czwartek, 27 lutego 2014

Uwaga !





Kochani i co ja mam wam powiedzieć ? Wiem, nie raz mówiłam, 
że bloga nie zawieszę i w sumie to go nie zawieszam, ale myślę,
że lepiej będzie jeśli zostawię to na dwa miesiące, i od maja
zacznę pisać dalej. Nie mam weny, nie mam czasu i nie podoba
mi się to co pisze, nie do końca, a tak nie powinno być. Chcę
żebyście wy też były zadowolone, ale kurczę no ja wam obiecuje,
obiecuje a tu nici z tego, bo a to mnie nie ma, a to nie mam 
internetu... Proszę was o 2 miesiące czasu, a w maju na nowo 
ruszam z opowiadaniem i pisaniem. Tylko pytanie do was czy 
wytrzymacie tyle ? Wiem, mało co osób czyta już tego bloga, 
ale dziękuje tym co nadal są przy mnie oraz tym nowym 
czytelnikom, co ja gadam dziękuje wam wszystkim ;** 
Za to że przy mnie byłyście i mam nadzieje, że jak wrócę też 
zawitacie w moje skromne progi. Przemyślałam sprawę i teraz
z wami się żegnam, jeśli jednak znajdę troszkę czasu to wole 
wejść na wasze blogi i odrobić zaległości. Nawet nie wiecie 
jak mi głupio, że mnie nie było i no nie komentowałam. 
Teraz już wiecie wracam w maju, a wolny czas spędzę na 
czytaniu waszych dawnych notek. Pamiętajcie, że was kocham 
i zawsze wspieram w pisaniu i innych sprawach, jak by coś 
piszcie everoseee@gmail.com. 
Jesteście cudowne, pod każdym względem  <3 





niedziela, 9 lutego 2014

Rozdział 10

Hej kochani ;) mogłabym kolejny raz was przepraszać, ale to na nic… po prostu wiem jak bardzo chcieliście ujrzeć nową notkę, ale kompletnie nie miałam weny
Szczerze mówiąc nie jestem zadowolona z tego rozdziału, no nie do końca mi wszystko leży, ale dłużej już nie mogę wam kazać czekać :p
Za tydzień pojawi się kolejny rozdział, to na pewno – już jest w trakcie pisania ;)
Niezmiernie mi miło, że mam nowych czytelników i oczywiście dziękuję za wszystkie komentarze i pozytywne słowa, zresztą za wszystko wam dziękuję ;***
Draco i Miona – wiem, wiem nic się nie dzieje, ale spokojnie, w następnym odcinku kto wie ^^ na pewno będą, tak jak Ginny z Diabłem i ich kłótnie, których nie możecie się doczekać… chciałam po prostu pokazać, że Balasie jest tez miłym facetem, nieraz zagubionym i nie wiedzącym jak zdobyć serce ukochanej :p ale sprawa nam się ułatwia, zresztą same czytajcie ;*** kocham was i uwierzcie, chciałabym przeczytać wasze blogi, ale niestety maturka nie przelewki, czasu wolnego, jakby go wcale nie było… wybaczcie mi, ale proszę pamiętajcie, że was uwielbiam i trzymam za was kciuki <3


***


Siedziałam pod wielkim, rozłożystym drzewem i opierając się o jego konar, spoglądałam w dal, na przyjaciół, którzy się wygłupiali, ganiali i robili wszystko, by zwrócić na siebie moją uwagę. Odmachałam im dla świętego spokoju i gestem ręki dałam znać, żeby w końcu zaczęli grać. Nie bałam się o Rose, zresztą czemu bym miała ? Za sprawą Freda przekonałam się do tego sportu, ale po jego śmierci jeszcze nie weszłam na miotłę. Zawsze twierdził, że mam do tego smykałkę, że szybko się uczę i świetny był by ze mnie zawodnik. Ale ja mu nie wierzyłam, no bo jak ? Ja i miotła ? Nieee… Przecież bałam się latać i nie ważne, że teraz jest inaczej. Dobrze jednak, że nikt o tym nie wie i niech tak pozostanie. Przynajmniej mam czas dla siebie i swoich myśli. Ehh chciałabym powiedzieć, że wszystko oky, że jestem tą osobą z przed wojny, tą pełną energii i, która każdą wolną chwile spędzała z przyjaciółmi, ale to by było kłamstwem. Staram się, naprawdę się staram, ale to nie takie łatwe. Tylko z Blaisem czuje się swobodnie… Zastanawiam się dlaczego tak jest ? Przecież byliśmy wrogami, żadne bliższe relacje nas nie łączyły, aż do teraz. To głupie, ale wydaje mi się, że tak swobodnie się przy nim czuje, bo on nie przypomina mi o Fredzie. Nie widzę wspomnień związanych z tą dwójką, w końcu nigdy ze sobą nie rozmawiali, nie grali razem, nie żartowali… To oczywiste, oni nie mieli ze sobą styczności, dlatego przy nim nie nachodzą mnie wspomnienia, nie dręczą wyrzuty sumienia, nie muszę niczego udawać, ani się obawiać, tak jak przy moich przyjaciołach. I chyba jeszcze minie dużo czasu, zanim to się zmieni.
- Hej Mionka. Co tu siedzisz taka sama, smutna ? – usłyszałam nad sobą głos Blaise.
- Już nie jestem sama, a uśmiech też już jest. – powiedziałam przyjaźnie się do niego uśmiechając i wskazując miejsce obok siebie.
- O czym tak rozmyślałaś ?
- Hymn szczerze ?
- Tylko i wyłącznie.
- O tobie. – odpowiedziałam uważnie na niego spoglądając.
- Co ? O mnie ? Ale po co ? – zapytał trochę zbity z tropu.
- No o tym, że przy tobie naprawdę czuję się świetnie i no zastanawiałam się dlaczego tak jest.
- Hymm może dlatego, że jestem świetnym gościem ?
- Taa i zapomniałeś wspomnieć, że niebywale skromnym. – powiedziałam, czochrając go po włosach.
- Oj tam, oj tam. Ale cicho, bo wiesz jak ktoś to usłyszy, to laski nie dadzą mi spokoju.
- Haha no nie Diable, a co z tą twoją jedyną, prawdziwą miłością ?
- Jak to co ? Szczerze mnie nie nawiedzi. – powiedział, troszkę przygasając.
- Ehh myślałam, że kto jak ty, ale ty dasz sobie radę z każdą.
- Miona pewnie, ale ona jest inna…
- Jest wyjątkowa.
- Dokładnie i myślałem, że jakoś to będzie, że mnie polubi, a tymczasem traktuje jak jakiegoś śmiecia.
- Ja się do ciebie przekonałam, ona też to zrobi. Prędzej czy później.
- Oby prędzej, bo mam dość patrzenia na nią i…
- I ? – zapytałam, kiedy ten przerwał.
- Na jej chłopaka. – powiedział już totalnie przygaszony.
- Noo to sprawa jest troszkę skomplikowana, a ten chłopak, znaczy naprawdę myślisz, że ona go kocha ?
- Sam nie wiem, ale koleś jest w porządku, nawet bardzo, dlatego co mi pozostaje jak użalanie się nad sobą…
- No tak, a tobie zależy na jej szczęściu. – powiedziałam, na co on pokiwał głową. – Poczekaj, może właśnie dziś będzie twój szczęśliwy dzień.
- Ehh żeby to było takie proste…
- Diabełku kochany musisz mieć nadzieję. – odpowiedziałam przyjaźnie się uśmiechając. – O właśnie, rozmawiałam z Ginny…
- Z Rudzielcem, a po co ? Chyba nie o mnie ? – zapytał, trochę spanikowany chłopak.
- No o tobie, znaczy o was… No o waszym zachowaniu, względem siebie. Weź przystopuj co ?
- Co ? Że niby ja ?
- Tak Blaise jeśli ty jej nie będziesz obrażał, ona też da ci święty spokój.
- Ale to ona zawsze, tak krzywo na mnie patrzy.
- To mniej to gdzieś, uśmiechnij się i daruj sobie prostackie teksty jasne ?
- Mionka, ale moje teksty wcale nie są prostackie. Widziałaś jak Ruda zrobiła się czerwona, a wystarczyło tylko jedno słowo. – powiedział, na co obydwoje wybuchneliśmy śmiechem.
- Zab, ale proszę cię, nie przesadzaj.
- Gdzież bym śmiał kochana. – powiedział, całując mnie w policzek. Westchnęłam z dezaprobatą i spojrzałam na moich przyjaciół, grających w Quiditcha. Właśnie kończyli, bo wiem widziałam jak wszyscy się zbierają i ruszają w moim kierunku Pierwsza oczywiście dobiegła Rose.
- Jejku Miona czemu mi nie opowiadałaś, że to tak fantastyczna gra ?
- Ehh, no wolałam żebyś sama się o tym przekonała. Czyli się podobało ?
- Jeszcze pytasz ? Było świetnie. – powiedziała, siadając między mną, a Blasiem, dokładnie relacjonując nam cały przebieg meczu. Pomachałam przyjaciołom, dając znak ręką, że zobaczymy się w Pokoju Wspólnym i skupiłam się na historii małej, co chwile o coś pytając. Oczywiście Blasie zawsze musiał dorzucić swoje pięć groszy, więc ja śmiałam się w najlepsze.
- O hej Diable. – usłyszałam, czyjś głos i prze sobą ujrzałam chłopca, któremu dziś rano przyglądała się moja siostra. Jednak mój wzrok powędrował wyżej, a za nim ujrzałam tego dupka Malfoya. Moje serce zaczęło bić mocniej, czułam, że Rose też, ale jej na pewno z innego powodu niż moje. Ja byłam wściekła, ona niebywale speszona, a może zauroczona ? Wiedziałam, jednak, że coś jest na rzeczy.
- No hej. Może się przyłączycie ? – zapytał Blaise, a ja miałam ochotę go trzasnąć w ten pusty łep. Oddychaj Miona, oddychaj… - powtarzałam sobie w myślach. Spojrzałam w górę na Malfoya, ale on nawet na mnie nie zerknął. To dziwne, że mnie nie obraził, nie mieszał z błotem, jak w zwyczaju miał robić.
- Ooo ja bardzo chętnie.
- A ja odmówię. – usłyszałam tylko jego zimny głos, i już kierował swe kroki do szkoły.
- Hej, jestem Lucas. – powiedział chłopiec, podając mi dłoń.
- A ja Hermiona, ale dla przyjaciół Miona. – odpowiedziałam, promiennie się do niego uśmiechając. Ten odwzajemnił uśmiech i odwrócił się w stronę mojej siostry.
- My mieliśmy okazje się już poznać. Lucas.
- Rose. – odpowiedziała moja siostra, nawet na niego nie spoglądając. Zaśmiałam się tylko i zapytałam jej, jak było z tym meczem.
- Ja nie pamiętam na czym skończyłam. – wyznała, nieśmiało.
- No na tym, że ten cholerny Rudzielec trafił w pętle.
- Eej nie mów tak, Ginn jest fajna. – powiedziała zdzielając Diabła w ramię.
- Auu mała, nie tak mocno.
- Nie jestem mała jasne ? Tylko drobna. – powiedziała, uważnie patrząc tymi czekoladowymi ślepiami na Zabiniego.
- Dobra, dobra już będę grzeczny. – powiedział, na co wszyscy się zaśmialiśmy.
- Jesteście siostrami tak ? – zapytał Lucas, a ja zamarłam. Nie wiedziałam co miałam mu powiedzieć, no bo jak ?
- Niee, my no…
- Po prostu się znamy. To Hermiona powiedziała mi, że jestem czarownicą i mnie tu zabrała.
- Ohh, no bo wy jesteście do siebie tak podobne, przepraszam.
- Nie no coś ty Lucas. Nie masz za co, a podobieństwo faktycznie jest duże. – powiedziałam puszczając do niego oko. – My z Blaisem mamy coś jeszcze do załatwienia, a wy tutaj sobie zostańcie. – powiedziałam, dając znak Diabłowi by natychmiast się ruszył.
- Ahh no tak, całkowicie zapomniałem. – powiedział, udając, że się spieszymy.
- No to ja idę z wami. – odpowiedziała młoda, już się podnosząc.
- Nie ! My, no znaczy, my musimy pogadać. Zostań tu. – odpowiedziałam, łapiąc Blasie za ramie i szybko podążając w stronę zamku. Kiedy znaleźliśmy się w środku, obydwoje wybuchneliśmy śmiechem.
- Ohh no proszę, ładnie to się tak zabawiać w swatkę ?
- Oj no Zabini, przecież sam zauważyłeś, że ich do siebie ciągnie.
- Haha co prawda to prawda, ale ciekawe co na to Malfoy.
- Eee a co ma do rzeczy ta tchórzofretka ? – spojrzałam, na niego, nie wiedząc o co mu chodzi.
- Jak to co ? Lucas to jego brat. – powiedział, a ja zaniemówiłam.
- No nie, chyba żartujesz. Powiedz, że żartujesz ?
- Nie oni są braćmi. Myślałem, że zauważyłaś. Są do siebie podobni, tak jak ty z Rose.
- No to kaszana.
- Co ?
- No to klapa, masakra, beznadzieja. Czaisz ?
- Ale dlaczego ?
- Jak to ? To brat Malfoya, a ja go próbuje przekonać do mojej siostry. Przecież ona tego nie przeżyję. – powiedziałam, chcąc się cofnąć, ale Blaise złapał mnie za rękę i odwrócił w swoją stronę.
- Mionka spokojnie. Znam Lucasa, wiem jaki jest i na pewno nie skrzywdzi twojej siostry.
- Ale ja…
- Nie Hremiona. Idziemy do biblioteki i nie słyszę słów sprzeciwu.
- Ohh no dobra.
- Grzeczna dziewczynka.
- A weź się wal. Mogłeś mnie uprzedzić, a nie.
- Haha, jak zawsze miła. – powiedział ciągnąc mnie za rękę w stronę biblioteki.


***


Westchnęłam i chcąc, nie chcąc z powrotem usiadłam na wcześniej zajmowanym przeze mnie miejscu. Nie odzywałam się, zresztą po co ? Myślałam tylko jak się zemścić na Hermionie i Diabłu. Słyszałam jak Lucas się podnosi, myślałam, że sobie pójdzie, ale nie… On usiadł obok mnie, tak że stykaliśmy się ramionami. Czułam, że mi się przygląda, a mnie to bardzo wkurzało.
- Mógłbyś przestać ? – zapytałam, odwracając się w jego stronę.
- Ale co ja takiego robię ? – zapytał, niewinnie się przy tym uśmiechając. Ohh ten jego uśmiech…
- Ciągle na mnie patrzysz.
- Ale przecież tobie się to podoba.
- Wcale, że nie.
- Tak.
- Nie.
- Nie no w ogóle, ale ciekawe skąd te rumieńce.
- Jak byś chciał wiedzieć to grałam. To od zmęczenia. – odpowiedziałam, modląc się by mi uwierzył.
- Pewnie tak. – powiedział, szczerząc te swoje zęby.
- Ahh jesteś…
- Mała złość piękności szkodzi.
- Mały to jesteś chyba ty. Mówiłam, że ja…
- Tak, tak ty jesteś drobna. – powiedział, a między nami znowu nastała cisza. Miałam się już do niego odezwać, zapytać jak mu się tutaj podoba, ale podeszła do nas jakaś dziewczynka o kruczoczarnych włosach i ciemnych oczach. Wystarczyło jedno spojrzenie na nią, a wiedziałam, że żadne bliższe relacje nigdy nie będą mnie z nią łączyły.
- Hej Lucas.
- Ooo hej Kathe.
- Idziesz się ze mną przejść ?
- Ja… znaczy. – zaczął i spojrzał na mnie. Wiedziałam co to oznacza. Ja nie chciałam im przeszkadzać, wolał ją, to niech z nią zostanie.
- Jasne, idźcie sobie. Ja wracam do zamku. – powiedziałam wstając i otrzepując spodnie. Nie odezwał się, nie kazał poczekać… To tak musiało się skończyć. Nim się obejrzałam dotarłam do wieży Gryffindoru i już po chwili stałam w Pokoju Wspólnym mojego domu.
- Rose ? – usłyszałam za swoimi plecami. Odwróciłam się i ujrzałam przed sobą Lene, dziewczynkę, którą poznałam wczorajszego dnia.
- O hej.
- Słuchaj może się do nas dosiądziesz. Zapoznam cię z kilkoma osobami.
- Pewnie, czemu nie. – powiedziałam, bo i tak nie miałam nic do stracenia. Zresztą jak dobrze pójdzie, trochę czasu tu spędzę, więc dobrze by było poznać kogoś w swoim wieku.
- Słuchajcie to jest Rose. – powiedziała Lena wskazując na mnie ręką, kiedy znalazłyśmy się przy kominku. Spojrzałam w górę i ujrzałam dwóch chłopaków i jedną dziewczynę, wszyscy przyjaźnie się do mnie uśmiechali.
- Jestem Tara. – zaczęła, dziewczynka o rudych włosach i zielonych oczach. Była śliczna i przypominała mi Ginny. Drugi w kolejce był Olaf, chłopak o niebieskich oczach i blond, kręconych włosach. Wyglądał uroczo i od razu nabrałam do niego zaufania, no bo jak osoba o takiej twarzy może być zła ? Zaśmiałam się w duchu i swój wzrok przeniosłam, na drugiego chłopaka.
- Miło mi cię poznać. Jestem Nathan. – powiedział, podając mi dłoń i uważnie mi się przyglądając. Spojrzałam na niego, w jego zielone oczy, dziwiło mnie to, że można mieć oczy o tak intensywnej barwie.
- Dobra, komu fasolki wszystkich smaków ? – z zamyślenia wyrwał mnie głos Tary.
- A co to takiego ? – zapytałam siadając na dywanie i opierając się o kanapę.
- Jak to, nie wiesz ?
- Nie no, ja dopiero wczoraj tutaj dotarłam. A o magii dowiedziałam się jakieś trzy dni temu.
- Ahh no tak. Miałaś wielkie wejście. – powiedział Olaf, przyjaźnie się do mnie uśmiechając, na co ja się zarumieniłam.
- Ładnie ci tak. – usłyszałam szept przy swoim uchu.
- Co ?
- Mówię, że z rumieńcami ci do twarzy. – powiedział Nathan i mrugnął do mnie okiem. Jednak dłużej nie było mi dane się zastanawiać nad tym, co się wydarzyło, bo rozmowa zeszła już na inne tory i każdy próbował przekrzyknąć każdego. Wiele ciekawych rzeczy dowiedziałam się o nauczycielach, na kogo uważać, kto jaki jest, o lekcjach, eliksirach. To wszystko tak mnie zafascynowało, że nie zauważyłam jak czas szybko mija i już była godzina dziesiąta. Czas najwyższy się kłaść, bo wiem jutro, czeka mnie nowy dzień. Dzień pełen wrażeń.


***


- Do jutra Blasie. – krzyknęłam za oddalającym się chłopakiem i wypowiadając hasło, weszłam do Pokoju Wspólnego Gryfonów. Ujrzałam swoich przyjaciół siedzących na kanapie, więc postanowiłam do nich dołączyć. W końcu specjalnie na mnie czekali, a tu już jedenasta w nocy.
- Hej głąby. – powiedziałam rzucając się na wolne miejsce, obok nich.
- Ej, ej nie pozwalaj sobie.
- Ohh pani wybaczy.
- No nie wiem, nie wiem… jesteś nie grzeczna. – powiedziała Ginny z należytą powagą. Jednak nie trwało to długo, bo wiem już po chwili chichrała się razem z Harrym.
- Gdzie byłaś, kiedy cię nie było ? – zapytał Harry, a ja ledwo powstrzymałam się od śmiechu.
- No wiesz, trochę jeszcze posiedziałam z małą i Zabinim na błoniach, a później dołączył do nas Lucas.
- Co ? Jaki Lucas ?
- Hymm tak jakby brat Malfoya.
- Że co ?
- Tego Malfoya ?
- Haha no proszę was, a znacie innego ?
- No… teraz to Lucasa.
- Jejku z kim ja gadam. Tak więc jeszcze raz, od początku.
- No dajesz.
- Ruda bo zaraz cię walnę.
- Już jestem cicho. – powiedział, dokładając rękę do serca i udając, że składa przysięgę.
- Dołączył do nas Lucas, należy do Gryffindoru, zresztą to ten chłopak, na którego dziś rano spoglądała moja siostra. Zna on Blasie, przysiadł się, a ja nie wiedziałam, że to brat Malfoya. Dowiedziałam się dopiero, gdy zostawiłam ich samych, zabierając Zabiniego, Bóg wie po co i dlaczego. No ale Blaise zapewniał mnie, że choć to brat tej tlenionej fretki to nic nie zrobi Rose. Uwierzyłam mu, no bo jak ? Zresztą był taki miły, taki inny od swojego brata. No, a później posiedziałam z Diabłem w bibliotece i oto jestem. – zakończyłam, wznosząc ręce do góry.
- Nie ma co, pasjonująca historia. – powiedział Harry, puszczając do mnie oko.
- Ehh powiedzmy… A co u was ?
- Hymm jak by ci tu powiedzieć… - zaczęła Ginny, ale swój wzrok przeniosła na Wybrańca.
- Zerwaliśmy ze sobą. – dokończył chłopak i uważnie na mnie spojrzał.
- Jak to ? – zapytałam, zbita z tropu. Ginny mówiła wczoraj, że wszystko w porządku.
- No, tak będzie lepiej. Zostaliśmy przyjaciółmi.
- Tak po prostu ? Bez żadnych kłótni, awantur ?
- A wolałabyś, żebyśmy ze sobą darli koty ?
- Nie, oczywiście, że nie. Zaskoczyliście mnie i tyle.
- No wiesz Miona jak to było, miesiąc temu doradziłaś mi z Harrym rozmowę i ona faktycznie się odbyła. Zmieniło się na lepsze, więcej czasu dla siebie, znowu uściski i całusy, ale ja nie czuje już tego co kiedyś. Zresztą Harry też nie. Wydaje mi się, że my się do siebie przyzwyczailiśmy, i fakt, faktem ciężko było nam to zakończyć, ale obydwoje wiemy, że tak będzie lepiej.
- A jak zdążyłaś zauważyć już przeżyliśmy jeden dzień, bez kłótni, i bez bycia razem. Traktuje Ginny jak przyjaciółkę, jak siostrę. Wcześniej tego nie dostrzegałem.
- Ohh cieszę się. Znaczy wiecie o co mi chodzi. Cieszę się, że rozstaliście się w zgodzie i nadal będziecie przyjaciółmi, bo jak byście co dziennie mi się tutaj kłócili to chyba bym wykitowała.
- Co za kusząca propozycja. – powiedział Harry, na co wszyscy się zaśmialiśmy. Przytuliłam tych moich dwóch głupoli i jeszcze długo siedzieliśmy przed kominkiem, rozmawiając na wszystkie tematy jakie tylko nam przyszły do głowy.


***

Mam świadomość tego, że jest dużo błędów i przepraszam. Pisze w wordzie, ale tutaj tekst mi się przestawia i jest krótszy, stąd te nie ładne końcówki. Wybaczcie mi ;***


środa, 1 stycznia 2014

Miniaturka - Zmiany

Moja pierwsza miniaturka, mam nadzieję, że wam się spodoba, bo kto wie, może od tego będzie zależało czy pojawi się ich więcej ;p
Nie no, na pewno coś jeszcze napisze, więc spokojna głowa ;)
Mi się podoba, ale jestem ciekawa co wy na to ?
miała się pojawić wcześniej, ale kto by to czytał w Sylwestra ? Chyba nikt :p
Hymmm… Chciałabym wam życzyć w tym nowym roczku dużo sukcesów, codziennie uśmiechu na twarzy, żebyście walczyły o swoje marzenia i swoje cele, oraz nigdy się nie poddawały. Byście z podniesioną głową kroczyły do przodu, nie rozpamiętując złych chwil, a tylko te dobre ;*** Wszystkiego dobrego w Nowym Roku ;)) <3
Ps: przepraszam za błędy ;**


 Zmiany



Leżałam w swoim dorminatorium i już od kilkunastu minut spoglądałam w sufit. Wspominałam wszystko co się wydarzyło w ciągu ostatnich miesięcy. To już minęło, niczego nie zmienię, ale ból i tęsknota nadal pozostała. Przyjaciele… oni są blisko mnie, ale to nie to samo. Brakuje mi rodziców, ich uśmiechów, czułych gestów. Choć wszyscy starają się mnie zrozumieć to tak naprawdę tylko Harry jest to wstanie pojąć przez co przechodzę. Przez ostatnie miesiące bardzo się do siebie zbliżyliśmy. Jest wspaniałym przyjacielem i umie mnie pocieszyć jak nikt inny, ale oni wszyscy są dla mnie za delikatni. Ja potrzebuje kogoś kto wskaże mi drogę, kto da mi przęsłowego kopa w tyłek, bym nie spoglądała w przeszłość, a nauczyła się tworzyć lepszą przyszłość. Potrzebuje kogoś z silnym charakterem, kto na mnie nawrzeszczy i da siłę do dalszej walki, do dalszego życia… Moje rozmyślania przerwało nagłe pukanie do drzwi.
- Tak ? – zapytałam słabym głosem.
- Miona wszystko w porządku ? – usłyszałam zmartwiony głos Parvati.
- Tak, jasne. O co chodzi ?
- Od piętnastu minut trwa kolacja, a ty się nie pojawiłaś, dlatego McGonagall kazała mi po ciebie przyjść.
- Ohhh za pięć minut będę. Dzięki kochana. – powiedziałam, w duchu przeklinając się za to, że nie zwróciłam uwagi na godzinę. Przecież wiedziałam, że uczta zaczyna się o 20:00. Nasza kochana pani profesor kazała się zjawić wszystkim przebywającym w szkole i to bez spóźnień, ale ja – jak zawsze muszę gdzieś odlecieć. Cholera, a tak mi się nie chcę iść na ten bal. Sylwester, też mi okazja, po za tym w szkole było może z pięćdziesiąt osób, bo reszta wyjechała na święta do domu. No, ale cóż przyjść musiałam. Westchnąwszy, wstałam z łóżka i wychodząc z pokoju jeszcze raz spojrzałam na siebie w lustrze. Było dobrze i z tą myślą udałam się na ucztę do Wielkiej Sali. Nie musiałam jak zawsze przybierać tego sztucznego uśmiechu, bo wiem sala wyglądała przepięknie. Kiedy weszłam do środka, uśmiech sam zawitał mi na twarzy. Rozejrzałam się i dostrzegłam tylko jedno wolne miejsce przy stole, dlatego od razu skierowałam swoje kroki, właśnie tam. Choć może wyda się to wam dziwne, ale uwielbiałam kiedy wszyscy siedzieliśmy przy jednym stole, nie ważne kto z jakiego domu był i czy to był nauczyciel. Atmosfera była świetna i przecież o to właśnie chodziło. Nie zrobiłam może dwóch kroków, jak usłyszałam głos Dumbledora.
- Panienko Granger, cieszymy się, że w końcu pani do nas dołączyła. – powiedział, na co ja tylko niewinnie się uśmiechnęłam i ruszyłam na swoje miejsce. - Proszę usiądź, a ja korzystając z okazji chciałbym życzyć wam miłej zabawy i… - ale dalej go nie słuchałam, bo wiem jakoś nie wierzyłam w to, że nagle ten nowy rok okaże się lepszy od poprzedniego. Znudzona jego przemową spojrzałam przed siebie. Mój wzrok spotkał się z stalowo niebieskimi oczami Dracona Malfoya. Nie wiedziałam co się ze mną dzieje, ale moje serce tak nagle zaczęło bić mocniej, a ja nie mogłam oderwać od niego swych oczu.
- Mionka ! Halo, ziemia do Miony. – usłyszałam czyjś głos i odwróciłam się w tamtą stronę, choć przyznam, że zrobiłam to nie chętnie.
- Co się dzieje Max ? – spytałam chłopaka z mojego domu, promiennie się przy tym uśmiechając.
- Ślicznie wyglądasz. Zresztą jak zawsze. – powiedział, mrugając do mnie oczkiem.
- Bez przesady, a jak tam twoja kontuzja ?
- Już jest lepiej. Pomfry mówi, że za tydzień będę mógł z powrotem grać.
- Ooo to faktycznie jest powód do szczęścia. – powiedziałam i zaczęłam zajadać się puddingiem owocowym. Nim się zorientowałam po sali rozniosły się dźwięki muzyki i wszyscy skierowali się na parkiet. Ja byłam w tej mniejszości, bo wiem nie skora byłam do tańczenia, po za tym zupełnie mi się nie chciało. Jednak nie było mi dane siedzieć dłużej przy stole.
- Można prosić do tańca ? - usłyszałam głos Maxa za swoimi plecami. Westchnęłam z dezaprobatą, a na mojej twarzy pojawił się grymas, i wtedy właśnie usłyszałam czyjś chichot. Ten dźwięk, chyba nigdy go nie słyszałam, był taki naturalny… Wstałam od stołu, podając mu dłoń, a on mnie złapał w tali i pociągnął na parkiet. Gdy się odwróciłam, zdążyłam zauważyć śmiejącego się Malfoya… Tak Malfoya, dziwne prawda ? I robił to tak szczerze, bez ironi i kpiny. Niestety nie mogłam w spokoju o tym pomyśleć, bo Maxowi buzia się nie zamykała i najchętniej w ogóle nie wypuszczał by mnie z ramion. Szkoda tylko, że nie rozumiał, że między nami nic nie będzie. On był miły, to prawda, był w jakiś sposób przystojny i czarujący, ale nie dla mnie. Jakoś nie wyobrażałam sobie bycia z nim, i choć dawałam mu znaki to on nie zwracał na to uwagi i dalej ciągnął tom swoją grę. Na szczęście Parvati poprosiła go do tańca, a ja odetchnęłam z ulgą. Nie zważając na innych skierowałam swe kroki do wyjścia z Wielkiej Sali, a później na Wieże Astronomiczną.



Od kiedy ją ujrzałem wchodzącą do Wielkiej Sali nie mogłem oderwać od niej oczu. Musiałem przyznać, że wyglądała olśniewająco, a ten uśmiech dodawał jej tylko uroku, i takiej niewinności. Pierwszy raz od jakiegoś czasu widziałem ją szczerze uśmiechniętą, bo wiem nie raz widziałem uśmiech, a w oczach smutek. To było udawane, na pokaz… I pomyśleć, że ja - Dracon Malfoy martwiłem się o tą dziewczynę, o Gryfonke, o Hermione Granger. Doprawdy śmieszne… Ale kiedy nasze oczy się spotkały, jejku Merlinie nie wiedziałem co się ze mną dzieję, moje serce – ono zaczęło bić mocniej, jakby znajdowało się tam stado motyli, które chcą wydostać się na zewnątrz. Ahhh ale ten Max, czy jak mu tam musiał nam przerwać. Byłem wściekły i to cholernie, ale czyżbym był zazdrosny ? No i jeszcze ten mój śmiech kiedy widziałem grymas na twarzy Gryfonki, kiedy tamten poprosił ją do tańca. Nie mogłem się powstrzymać, to było takie urocze i w sumie widząc jej gest, odetchnąłem z ulgą. Ale czego się bałem ? Jednak nie miałem zamiaru się nad tym dłużej zastanawiać i tak jak dziewczyna ruszyłem do wyjścia z Wielkiej Sali. Wiedziałem gdzie będzie i tam właśnie się udałem. Wszedłem i zobaczyłem ją siedzącą na ziemi, opartą o kolumnę i spoglądającą przed siebie, na niebo i gwiazdy. Wtem zawiał lekki wiatr… Kilka pasemek wysunęło się z koka i opadło jej na twarz, dzięki czemu wyglądała jeszcze piękniej. Do tego jeszcze ta czerwona sukienka, wiązana na szyi, która odsłaniała jej plecy, i która świetnie na niej leżała. Widziałem jak zadrżała z zimna, dlatego nie zastanawiając się dłużej podszedłem do niej i zarzuciłem na ramiona swoją marynarkę.
- Malfoy co ty robisz ? – zapytała ze zdziwieniem, a nasze oczy na nowo się spotkały. Jednak wiedziałem, że lepiej nie kusić losu, więc szybko odwróciłem wzrok, przenosząc go przed siebie.
- Było ci zimno, a ja jestem gentelmanem i…
- Ty i gentelman ? Phyyy, dobre sobie. – powiedziała ze śmiechem, ale nie ociekającym kpiną. Zaśmiałem się razem z nią, a ona znów spojrzała na mnie, nie co zaskoczona. Widziałem jak mi się przygląda, a ja zamknąłem oczy i delektowałem się jej bliskością.
- Zmieniłeś się. – stwierdziła.
- Nie, to ty po prostu mnie nigdy nie poznałaś z tej właściwej strony.
- Że co ? To wtedy kiedy nazywałeś mnie szlamą, kiedy się nad mną pastwiłeś i wyzywałeś, to wtedy był jakiś inny Malfoy ? Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że tak po prostu się uśmiechałeś i normalnie rozmawiałeś z przyjaciółmi ? Udawałeś i nic po za tym. – stwierdziła, nie zaszczycając mnie nawet spojrzeniem.
- To jaki byłem kiedyś, to była maska – nic po za tym. Teraz jest inaczej i teraz to nie ja udaje, tylko ty.
- Co ? O czym ty mówisz ? – zapytała lekko oburzona.
- Jak to co ? Non stop udajesz, już nie ma tego szczerego uśmiechu co zawsze, ciągły smutek w oczach i niechęć do wszystkiego i wszystkich. Dlaczego to robisz ? Czemu nie możesz żyć dalej ? Czemu to rozpamiętujesz ? Czemu już nie widzę tych iskierkach szczęścia w oczach i radości bijącej od ciebie na każdym kroku ?
- Czemu ? Chcesz wiedzieć ? Otóż straciłam rodziców, coś co ceniłam ponad życie. Ich do cholery już nie ma, nie wrócą i mnie nie przytulą, mówiąc jak bardzo mnie kochają. Nie ma ich i już ich nie będzie. Ale przecież jak ktoś taki jak ty może to zrozumieć co ? Nie masz pojęcia o moim bólu, mojej stracie, nic nie wiesz, a dajesz wskazówki jakbyś nie wiadomo ile rozumów postradał. Ale zapomniałeś o jednym, a mianowicie o tym, że tak naprawdę nigdy nie poczujesz się tak jak ja. Nie będziesz wiedział, nie masz pojęcia… - i o ile pierwszą część wypowiedzi zaczęła krzyczeć, to drugą wypowiedziała z istnym spokojem znów siadając, na miejscu, z którego w akcie wściekłości wstała.
- Nie jesteś sama na świecie Granger i tak się składa, że coś o tym wiem. Ja nigdy nie miałem rodziców, bo jak można nazwać kogoś rodzicem, gdy ten za jeden uśmiech, za jeden czuły gest traktuje cię zaklęciem Crucio. Jak można nazwać rodzicami, kogoś kto cię poniża, krytykuje i biję ? Jak można kogoś tak nazwać, kto nigdy nie przytulił swojego dziecka, kto nie spędza z nim świąt, kto nigdy nic mu nie podarował, kto w kółko powtarza, że liczy się władza i potęga, kto opowiada dziesięcioletniemu chłopcu bajki na dobranoc, o tym jak zabił kilku mugolaków, kto nigdy nie spędził z tobą twoich urodzin i kto nigdy nie powiedział ci jak bardzo cię kocha i, że jesteś dla niego najcenniejszym skarbem na ziemi. Teraz przewracają się w grobach, ale co z tego ? Jak mogłem stracić rodziców, skoro tak naprawdę nigdy ich nie miałem. No jak ? – zapytałem, uważnie na nią spoglądając. Nie zauważyłem nawet kiedy wstałem z miejsca to wszystko opowiadając. – Wiesz co Granger, ja naprawdę bym się cieszył. Bo ty masz chociaż wspomnienia. Wspomnienia, w których jesteś szczęśliwa, w których oni cię przytulali i chwalili na każdym kroku. Bo ty wesz, że byłaś kochana, a ja ? Ja nie mam już nic, i nie mam już nikogo. – powiedziałem i skierowałem się do wyjścia. Jednak wtedy poczułem jej dotyk na swojej dłoni. Pozwoliłem się odwrócić w jej stronę, spoglądając w jej piękne oczy, które teraz wyrażały wielką skruchę i zrozumienie.
- Przepraszam. – powiedziała cicho, spuszczając głowę w dół.
- Nie ma za co. – odparłem tylko i ruszyłem do wyjścia z Wieży Astronomicznej.
- Do cholery ja naprawdę cię przepraszam. Nie chciałam, żeby tak wyszło. Malfoy do cholery, zatrzymaj się. Proszę zostań ! – krzyczała, a ja odwróciłem się i pokonując te kilka kroków znalazłem się przy niej. Jednak znajdowałem się za blisko, bo wiem nasze twarze dzieliło za ledwie kilka centymetrów.
- Powiedz mi, czemu miał bym tu zostać ? Podaj mi jeden, sensowny powód, a zostanę. Tylko… - jednak nie dane mi było dokończyć, bo wiem ktoś wpił się w moje usta, namiętnie całując. Nim się zorientowałem co się dzieje, dziewczyna już się ode mnie oderwała, ale nie pozwoliłem jej na to. Tym razem to ja zainicjowałem pocałunek, a Hermiona nie była mi dłużna. Jedną ręką obejmowałem ją w pasie, przyciągając ją do siebie co raz bliżej, natomiast druga spoczywała na jej delikatnej twarzy. Ta wplotła ręce w moje włosy, na co z mojego gardła wydobył się cichy pomruk. Czułem jak się uśmiecha… Całowaliśmy się z taką pasją i pożądaniem. Nasze języki wirujące w namiętnym tańcu… byliśmy tylko my i nasz ciała spragnione dotyku drugiej osoby. Nie wiadomo jak i kiedy znaleźliśmy się w moim dorminatorium, po drodze nie szczędząc sobie czułości i pocałunków. Wylądowaliśmy na łóżku, Hermiona zaczęła rozpinać moją koszule, a ja… ja zamarłem. Wiedziałem do czego tutaj dojdzie, ale nie chciałem jej robić krzywdy. Naprawdę nie chciałem by później tego żałowała… Oderwałem się od niej szybko i wstałem z łóżka. Ta spojrzała na mnie zdezorientowana, ale nie trwało to długo, bo wiem już po chwili była przy drzwiach od dorminatoium.
- Gdzie ty idziesz ? – zapytałem, nie świadomy kłębiących się w niej uczuć.
- Jak to gdzie ? Do siebie. Bo jak widać już ci się znudziłam. – odparła, nawet na mnie nie spoglądając.
- Nie. Jak mogłaś tak pomyśleć ? Ja po prostu…ja, nie chcę cię skrzywdzić. – powiedziałem, na co ona spojrzała na mnie ze zdziwieniem. – Ohh, wiem, że to głupio zabrzmi i w ogóle. Ale ja… cholera Granger nie każ mi tego mówić. – zawyłem, mając nadzieję, że to poskutkuje.
- Ale czego ? – zapytała, niewinnie się przy tym uśmiechając i zbliżając się do mnie.
- Ehh ja… Granger, bo chodzi o to, że…
- Ohh czyżby zabrakło słów ?
- Aaa Granger, jak ja cię…
- Kocham ? – zapytała, będąc bardzo blisko mnie. Jej ciało tak blisko mojego, jej oddech na moim karku…
- Może to zabrzmi śmiesznie, ale ja… Niech cię piekło pochłonie Granger. Tak do cholery - zależy mi na tobie, tak – cholernie mi się podobasz i tak – jak cię widzę to moje serce zaczyna bić mocniej, i tak – jesteś cholernie piękną i najbardziej niesamowitą kobietą, jaską przyszło mi spotkać. – powiedziałem na jednym wdechu, a ona spojrzała na mnie czule i pocałowała. Moje wyznanie, ono jej wystarczało i choć nic nie powiedziała, to wiedziałem, że ona czuje do mnie to samo. Właśnie wtedy zaczęliśmy nowe życie, właśnie wtedy przestaliśmy udawać i rozpamiętywać to co było kiedyś. Właśnie wtedy sobie przebaczyliśmy i właśnie wtedy zaczęła się nasza niesamowita miłość. Właśnie wtedy, wraz z przyjściem Nowego Roku.