Witam moje małe kochane myszeczki ;**
ohhh cóż mam wam powiedzieć ? nie będę tu prowadziła wywodów
na temat tego jaka jestem zła i okropna, ja to doskonale wiem, no i
co mam ukrywać po raz setny , tak znowu was przepraszam <3
Nie wiecie jak mi głupio, że tak
długo każe wam czekać na rozdział kolejny, ale ten tydzień
miałam straszy, zresztą poprzedni nie lepszy i mało czasu wolnego,
dlatego też was nie odwiedziłam i nie przeczytałam waszych notek
;p
Ohhh postaram się to wam jakoś
wynagrodzić i może szybciej dodam notkę kolejną ?
Na pewno szybciej niż za tydzień…
Ahhh przechodząc do kolejnych spraw to
wiem, że ta cała sytuacja z rodzicami Miony i jej siostrą dość
szybko się wyjaśniła, a raczej, że tak szybko jej uwierzyli, ale
no uległam wam, bo chciałyście już Dramione, dlatego tak szybko…
To tyle, ale bardzo chciałabym wam
podziękować. Jesteście wspaniali i cieszę się, że osób, które
czytają moje nieszczęsne wypociny przybywa ;***
Dziękuję, że jesteście ze mną i
strasznie was kocham <3
***
Nie mogłem uwierzyć w swoje
szczęście. Ona tu była, widziałem ją… nic się nie zmieniła
odkąd pierwszy raz ją ujrzałem, wtedy pod księgarnią babci.
Piękna, zjawiskowa i już z daleka można było dostrzec te iskierki
szczęścia w jej ciepłych oczach. Chcąc nie chcąc musiałem
przyznać, że zachwycała mnie całym swoim wyglądem. Nie znałem
jej to prawda, ale co z tego ? Przecież to się szybko mogło
zmienić. Nie wiem co się ze mną działo, przecież nigdy taki nie
byłem, nigdy tak się nie zachowywałem. A teraz, aż trudno
uwierzyć, ale śledziłem ją, by tylko się czegoś o niej
dowiedzieć. To było chore i sam doskonale o tym wiedziałem, ale
nie mogłem się oprzeć pokusie. Wszystko w niej był tak naturalne,
że aż nie realne. Musiałem dowiedzieć się jaka jest, skąd
pochodzi, gdzie mieszka. Intrygowało mnie to co robi w wolnym
czasie, z kim się umawia i czy ma kogoś. Pragnąłem tego jak nigdy
niczego innego. I może dużej przyszło by mi podziwiać jej
delikatne ruchy i wolny chód, ale byłem tak skoncentrowany na
dziewczynie, że nie zauważyłem wystającego pnia. Runąłem jak
długi na ziemie, w myślach przeklinając pozostałości drzewa, jak
i samego siebie za brak uwagi. Ahh co ze mnie za kretyn… Nagle
usłyszałem jej głos.
- Przepraszam, może panu pomóc ? –
zapytała, a ja podniosłem głowę do góry. Szybko wstałem na nogi
i otrzepałem spodnie. Odruch bezwarunkowy…
- Nie trzeba, ale dziękuję. –
odpowiedziałem i na nią spojrzałem. Na moją twarz padło światło
z stojącej w pobliżu latarni.
- Ahh to ty. – usłyszałem, a na jej
twarzy dostrzegalny był grymas zawodu i niechęci. Coś mi on
przypominał, a raczej kogoś… Nie wiem czemu, ale znów naszło
mnie to dziwne przeczucie, że my już się znamy, że nie raz
widziałem ten zadarty nosek i czekoladowe oczy.
- Wiesz no, może ja… no i ty… -
cholera jasna co się dzieje ? Co to ma znaczyć ? Nigdy tak nie było
i zawsze potrafiłem się wysłowić. To całe jąkanie, kuźwa czym
ja tak się przejmuje ? To nie normalne. Czyżby mi zależało ? To
nie w moim stylu. To nie jestem ja. Ja jestem Mafoyiem, arystokratą
o najczystszej krwi, jaką kiedykolwiek ktoś miał, a Malfoyowie
tacy nie są. Chciałem w to wierzyć, przekonać się, że tak jest,
ale nic z tego. Nie potrafiłem…
- Hymn przepraszam za mój nie takt.
Jestem Draco. Draco Malfoy. – powiedziałem i podałem jej dłoń
na powitanie, którą ta ujęła w swoją i lekko potrząsnęła.
Jednak nie dane mi było długo napajać się jej dotykiem, bo ta
szybko ją zabrała.
- Eee ja… Mów mi Miona. –
powiedziała lekko zmieszana, ale nie przejąłem się tym.
- Może masz ochotę na jakiś spacer ?
- Przepraszam, ale nie mogę. Muszę
już iść.
- Jak to ? To może cię odprowadzę ?
- Ohh no i wtedy to już w ogóle nie
będę miała prywatności. Wiesz będziesz mnie nachodził,
wydzwaniał… Nie znam cię, a co jeśli jesteś jakimś psychopatą
? – zapytała, uważnie na mnie spoglądając. Widziałem iskierki
rozbawienie w jej oczach, zresztą sam nie mogłem się powstrzymać
od parsknięcia donośnym śmiechem.
- Naprawdę ? Wyglądam ci na jakiegoś
wariata ?
- Hymn jak by tak to przeanalizować…
- mówiąc przekręcała głowę na boki, uważnie mi się
przyglądając. – No wiesz ostatnio czytałam w gazecie o ucieczce
kilku osobników z domu wariatów. Może jesteś jednym z nich.
- Ohh nie teraz to już na pewno
odprowadzę cię do domu. Uznajmy to za rekompensatę.
- Ale kogo ? Bo ja jakoś nie czuję
się nagrodzona.
- Jak to kogo ? Oczywiście moja.
Obraziłaś mnie.
- Haha no tak moje zachowanie było
karygodne.
- Ehh a jakby co to cię obronie. No
wiesz jakby któryś z tych wariatów cię zaatakował.
- Ależ nie trzeba. Mieszkam w tamtym
budynku. – powiedziała, a palcem wskazała błękitną kamienice,
znajdującą się kilka metrów dalej. Miałem pecha, bo wiem ze
spaceru nici.
- Ahh czyli na pewno na nic cię nie
namówię ?
- Przepraszam, ale nie mogę. Zresztą
nie wiesz co mówisz. Tak będzie lepiej. – powiedziała tylko i
już kierowała się do swojego domu. Nie biegłem za nią, zresztą
po co ? Wiedziałem, że nie mam szans. Widocznie była zajęta.
Jednak prawda wyglądała całkowicie inaczej i już jutro sam miałem
się o tym przekonać.
***
Co ja do cholery zrobiłam ? Czemu tak
się zachowałam ? Czemu byłam dla niego miła ? Ohhh w ogóle po co
z nim rozmawiałam ? Mogłam go zostawić na pastwę losu i pójść
sobie do domu. Jaka ja głupia, totalna kretynka, bez mózg… Gdybym
wiedziała kto tam upadł to nigdy w życiu bym do niego nie
podeszła. Ahh czemu to mnie spotyka ? Nie dość tego on ze mną
flirtował, a ja przyjmowałam to z uśmiechem, ba podobało mi się
to i uśmiechałam się do niego jak głupia. Ohh no i wskazałam mu
swoje mieszkanie, przecież on może tu przyjść, może…Nie, nie i
jeszcze raz nie. On tu nie przyjdzie. Ciekawe tylko co on sobie o
mnie pomyśli, co powie jak mnie jutro zobaczy w szkole ? Jak się
zachowa kiedy dowie się kim jestem ? Przecież on mnie zabije,
wyśmieje i wymiesza z błotem… Ale nie ja mu na to nie pozwolę,
nie będę już przez niego płakała. Obiecałam to sobie i mam
zamiar dotrzymać obietnicy, choćby nie wiem co. Jestem Hermioną
Granger, jestem Gryfonką i nikt nie ma prawa tak się zachowywać w
stosunku do mnie, jak i mojej siostry. Jeśli przez tego bydlaka,
choć jeden włos spadnie z jej głowy to przysięgam, że mu tego
nie daruję. Pożałuję i już nie będzie przyjemnie jak dzisiaj.
- Cholera… - zaklęłam swoje głupie
myśli. Jakie przyjemnie ? Co przyjemnie ? Oj nie, nie… Jak w ogóle
mogło mi to przejść przez myśl ? Jak tak coś absurdalnego mogło
mi wpaść do głowy ? To… Dziwne, ale niestety prawdziwe. Choć
długo jeszcze spierałam się ze swoimi myślami i głosem rozsądku
to musiałam przyznać, że nawet w porządku rozmawiało mi się z
Draconem Malfoyiem. A najdziwniejsze było to, że chciałam to
powtórzyć. Wiedziałam jednak, że to nie możliwe i z tą właśnie
myślą zasnęłam w swoim ciepłym łóżeczku. Jednak już po kilku
godzinach snu, musiałam wstawać, bo zaczynał się nowy dzień,
dzień pełen wrażeń i powrotu do Hogwartu. Cieszyłam się jak
małe dziecko na wieść że już za kilka godzin będę siedziała
w Pokoju Wspólnym Gryffindoru, albo będę oprowadzała siostrę po
zakamarkach budynku, opowiadając jej o wszystkim co napotkamy.
Wzięłam ciepły prysznic i szybko przebrałam się w naszykowane
już wcześniej ubrania. Usmażyłam sobie jajecznice i już po
chwili pałaszowałam ją z wielkim smakiem, popijając ciepłą
herbatą. Kiedy skończyłam pozmywałam brudne naczynia i zabrałam
się za dopakowywanie kufra. Czyste ubrania, kosmetyki, buty, szaty,
podręczniki, książki, pióra… Trochę tego było, ale nie
stresowałam się, że czegoś zapomnę. Jakby coś zawsze mogłam
wyskoczyć do Hogsmeade zabrać stąd potrzebne rzeczy. Zajrzałam
do podręcznej torby, wrzucając tam paczkę chusteczek, klucze i
jakieś inne mniej ważne drobiazgi. Na dnie torby dostrzegłam
futerał, a w nim oczywiście aparat. Jak mogłam o nim zapomnieć ?
Przecież muszę sobie zrobić zdjęcie z rodzicami i Rose.
Sprawdziłam czy drzwi do mieszkania są zamknięte i łapiąc
walizkę za rączkę, teleportowałam się na cmentarz. W pobliskim
sklepie kupiłam mały bukiecik kwiatów i skierowałam się w tak
dawno nie odwiedzane przeze mnie miejsce. Wyjechałam, nie było
mnie, nie było czasu… Kiedyś, znaczy po śmierci Freda byłam u
niego codziennie, potrafiłam przesiedzieć tu kilkanaście godzin.
Teraz jednak wiedziałam, że to nic nie zmieni, że nie przywróci
mu to życia. Oczywiście kochałam go i nadal go kocham, oraz kochać
będę, ale on by tego nie chciał. Wiem o tym doskonale i zastanawia
mnie tylko fakt, czemu wcześniej nie przyjmowałam tego do swojej
myśli ? Czemu, choć wiedziałam co powinnam zrobić nie robiłam
tego ? Czemu zwlekałam ? Teraz jednak wiem, że jedynym pragnieniem
Freda po jego śmierci byłoby moje szczęście i to bym żyła
dalej, nie wygrzebując na nowo tych samych ran. Chciałby bym
zapomniała o bólu, o cierpieniu, a jedyne co pozostało w mojej
pamięci to wspomnienia. Wspomnienia związane z jego osobą, a nie
smutek po jego odejściu. Teraz o tym wiedziałam i zamierzałam się
tego trzymać.
-- Do zobaczenia Fred. – powiedziałam
i znowu się teleportowałam, tym razem jednak w mugolską okolice
Londynu, przed dom moich rodziców. Zapukałam i już po chwili drzwi
otwierała mi uśmiechnięta buźka, która rzuciła mi się prosto w
ramiona.
- Tęskniłam. – usłyszałam tylko,
bo mała pociągnęła mnie do środka.
- Rose, ale przecież widziałyśmy się
wczoraj.
- No tak, ale i tak tęskniłam. Nie
mogę się już doczekać. – powiedziała i zaczęła dookoła mnie
skakać.
- Tak jest już od rana, a raczej od
naszego wczorajszego powrotu. – usłyszałam głos Ann.
- Dzień dobry. – odpowiedziałam,
odwracając się w stronę kobiety, obok której stał John.
- Witaj, Może czegoś się napijesz ?
- Nie dziękuję. Zresztą dochodzi
14:00. Zaraz powinien pojawić się Dumbledore.
- Ohh to tak szybko ? Nie myślałam,
moja mała księżniczka.
- Rose kochanie…
- Wiem to dość dziwna sytuacja.
- Mało powiedziane. – powiedział
Robert i mrugnął do mnie okiem. Dziwiłam się, że przyjęli to
wszystko z takim spokojem, ale jeśli tak spojrzeć w wcześniejsze
lata, kiedy to ja wyjeżdżałam do Hogwartu wcale to nie zaskoczył
ich list ze szkoły. Oczywiście nie chcieli w to wierzyć, zresztą
tak jak ja, ale jak Dumbledor nas odwiedził i pokazał trochę magii
wątpliwości wyparowały. Nie przejmowałam się niczym i nikim, a
rodzice, oni rozmawiali z dyrektorem. Opowiadał im o szkole,
zapewniał bezpieczeństwo. Jak mogliśmy nie uwierzyć takiemu
człowiekowi jakim jest Albus ? Szczerość, prawda to jego drugie
imię.
- Hermino proszę cię opiekuj się
naszą pociechą. Mamy tylko ją. Nie chcemy by czuła się tam nie
komfortowo i obco. – powiedziała Ann, a jej słowa mnie zabolały.
Byłam sama, a oni nie znali prawdy. Nie wiedzieli, nie pamiętali…
- Oczywiście. Nie pozwolę jej nikomu
skrzywdzić. – powiedziałam, ukrywając za uśmiechem, grymas
smutku.
- Rose chodź pożegnaj się z mamą. –
usłyszałam i już po chwili dziewczynka spoczywała w ramionach
swojej rodzicielki. Po chwili dołączył do nich John i wszyscy
trwali w żelaznym uścisku. Szybko wyjęłam aparat, bo wiem
musiałam uwiecznić tak uroczą chwile.
- Uśmiech. – krzyknęłam, a kiedy
wszyscy się odwrócili nacisnęłam przycisk. Klik i zdjęcie było
gotowe.
- No to teraz wszyscy razem. Hermino
chodź do nas. – usłyszałam głos Anny, a ja wcale nie
protestowałam. Chciałam mieć ich blisko siebie. Chciałam móc
spoglądać na ich twarze kiedy będzie mi źle i móc widzieć ich
uśmiechy. Chciałam mieć jakąś pamiątkę. Oczywiście na jednym
zdjęciu się nie skończyło, i co drugie było śmieszniejsze od
poprzedniego. Nim się obejrzeliśmy pojawił się Dumbledore.
Przywitał się z nami jak należy, na dłużej zatrzymując się na
mojej osobie. Wiedziałam, że czeka mnie rozmowa. Albus opowiedział
im po króćce o szkole, choć większość już wiedzieli ode mnie,
ale nie przerywałam, a moi rodzice słuchali z wielką uwagą, raz
po raz zadając jakieś pytania. Dumbledor był cierpliwy i z
uśmiechem na ustach o wszystkim opowiadał. Kiedy już po raz któryś
zapewniliśmy ich o tym, że ich córka jest w dobrych rękach i, że
nie mają się o co martwić przyszło nam się żegnać, co nie było
też lada sztuką.
- Uważaj na siebie.
- Oj tato.
- Kochamy cię .Pamiętaj. –
usłyszałam jeszcze głos Anny, bo wiem już teleportowaliśmy do
szkoły. Znajdowaliśmy się przed drzwiami do Wielkiej Sali. Ahh no
tak, właśnie trwała pora obiadu.
- Gotowa ? – usłyszałam głos
profesora, który był zwrócony w stronę Rose.
- Nie wiem… ja…
- Nie masz się czego bać. Przecież
ci obiecałam. – powiedziałam spoglądając na dziewczynkę,
której po chwili uśmiech na nowo zawitał na twarzy.
- Tak jestem gotowa. – powiedziała,
unosząc głowę do góry.
- Ciekawe po kim to ma. – usłyszałam
komentarz dyrektora, ale nie dane i było na niego odpowiedzieć, bo
wiem drzwi do Wielkiej Sali się otworzyły, a my ruszyliśmy na
przód. Wszystkie twarze zwróciły się w naszą stronę, a ja
kroczyłam przy mojej siostrze. Złapałam ją za rękę, dając w
ten sposób znak, że przy niej jestem i wszystko będzie dobrze.
Minęłam Ginny i Harrego krocząc dalej. Chciałam być blisko Rose.
Ona tego potrzebowała. Kiedy znaleźliśmy się przy mównicy
dyrektor się zatrzymał i dał nam znak byśmy też tak uczyniły.
Na Sali zapanowała cisza.
- Witam wszystkich uczniów.
Przepraszam, że przerywam posiłek, ale jest tu pewna uczennica,
którą czeka na przydzielenie do domu. Lepiej załatwić to teraz. –
powiedział dyrektor, a już po chwili przed nami stał stołeczek, a
na nim tiara.
- Zapraszam Rose. – usłyszałam, a
mała już siedziała na krzesełku. Tiara spoczęła na jej głowie
i wykrzyczała…
- Gryffindor. – zabrzmiały oklaski i
wiwaty, a Rose rzuciła się w moje objęcia. Przygarnęłam jej
drobne ciałko do siebie i z całej siły przytuliłam.
- Gratuluję. Udało się. –
powiedziałam ściskając ją za rękę.
- Dzięki tobie Miona. –
odpowiedziała promiennie się do mnie uśmiechając.
- Witamy Rose Strainer oraz nie co
spóźnioną na rok szkolny panne Hermione Granger. A teraz
wcinajcie. – usłyszałam, a ja z Rose już kierowałam się do
naszego stołu. Podniosłam głowę do góry, wszyscy na nas
patrzyli, a raczej na mnie. Na ich twarzach widoczne był zdziwienie,
radość… Spojrzałam w prawo i ujrzałam go. Draco Malfoy nie
spuszczał ze mnie oka. Śledził każdy mój ruch, każdy mój krok
i gest. Otwarta buzia, wyłupiaste oczy. Był zszokowany. Kiedy
dostrzegł mój wzrok, szybko odwrócił się w drugą stronę. Dla
nie poznaki, czy po prostu z obrzydzenia ? Nie wiedziałam, ale mało
mnie to w tej chwili obchodziło.
- Hej Mionka. Tęskniłam za tobą. –
usłyszałam głos Rudej i już spoczywałam w jej ramionach.
- Ohh ja za tobą też, ale widzę, że
jakoś się trzymasz.
- Żartujesz ? Lepiej mów jak u
ciebie? Ona… Czy to oznacza, że się udało ? – spytała
wskazując na dziewczynkę u mego boku. Pokręciłam przecząco głową
i bezgłośnie powiedziałam, że porozmawiamy później.
- Poznajcie się to jest Rose, a to
Ginny, no i jeszcze Harry. – dodałam, kiedy ten do nas podszedł.
- Siadaj i kosztuj. – powiedziałam,
kiedy wszyscy się już przywitaliśmy. – Później cię oprowadzę
po szkole, chyba, że już się z kimś zapoznasz to czemu nie.
- To się jeszcze zobaczy. –
powiedziała młoda opychając się skrzydełkami kurczaka.
Spojrzałam na nią i uśmiech sam zawitał mi na twarzy. Moja mała
Rose…
***
Siedziałem na obiedzie zupełnie bez
życia. Nic mi się nie chciało, ani jeść czy też pić, nie
chciałem tu być, ale przecież mój najlepszy przyjaciel, a
mianowicie Blasie Zabini zupełnie tego nie rozumie. Ciekawe czy
jakbym miał 40 stopni gorączki czy też by mnie ciągał po całym
Hogwarcie, bo on nie chcę iść sam i chcę ze mną porozmawiać.
Cholera co za ściema ? Moglibyśmy porozmawiać w dorminatorium, ale
nie on wie najlepiej. Niech go szlag trzaśnie. Nie dość jeszcze,
że mnie tu ciągnął to teraz tylko wlepia te swoje gały w pannę
nic świadomą Wasley. Nie dość tego najchętniej bym się położył
spać. Całą noc nie spałem. Nie mogłem o niej zapomnieć i mojej
porażce. No niech to czort… Mi się nie odmawia, jestem Malfoyiem.
Cholera wszystkie laski chciały by się ze mną umówić, tylko nie
ona. Akurat ta… Ehhh to się nazywa kurwa zajebisty dzień. Kiedy
to przeklinałem cały świat drzwi do Wielkiej Sali się otworzyły,
a przez nie wszedł dyrektor z jakąś małą dziewczynką i… Nie,
ja chyba śnie. Przetarłem swoje oczy, raz i kolejny, ale nic się
nie zmieniało. Tą osobą była Miona, dziewczyna, o której nie
mogłem przestać myśleć. Ale co ona tu robi ? Dlaczego pojawia się
w naszej szkole ? Czyżby miała zamiar tu chodzić ? Widziałem jak
mała zakłada tiare, widziałem jej strach, a później radość
oraz uśmiech na twarzy Miony. Jednak ona nie została przydzielona
do domu. Zaskoczyło mnie to, ale to było nic w porównaniem z tym
co usłyszałem od Dumbledora. To chyba sen, głupi żart… Że to
niby jest Granger ? One wcale nie są do siebie podobne. Jak to
możliwe ? Nie, nie i jeszcze raz nie. Ona nie może, przecież ja…
Śledziłem każdy jej ruch, gest, wygląd i im bardziej się
przyglądałem tym bardziej widziałem w dziewczynie te Gryfonke,
przyjaciółkę Wasleya i Pottera. Nagle nasze oczy się spotkały,
nie mogłem, nie potrafiłem. Nie chciałem o niej myśleć i na nią
patrzeć, dlatego odwróciłem wzrok. Ona jest szlamą. Brudną, nic
nie wartą… Nie, nie, ja nie mogłem. Nie mogłem czuć do niej nic
prócz obrzydzenia. To nie możliwe.