tak ;) w końcu nowy rozdział, choć pewnie niektórzy się
cieszą, że dodany dopiero teraz ;p
będzie mniej do nadrabiania xD
wena mi szwankuję, ale ty chyba przez te upały, jest za
gorąco, ale cóż takie uroki lata ^^
nad kolejnym rozdziałem już pracuję , ale nie wiem kiedy go
dodam, ponieważ znowu od kilku dni nie mam internetu ;//
tak właśnie znowu...
nie wiem czy szybko to się zmieni, ale poczekamy zobaczymy
;)))
o i przepraszam za błędy i wszystko inne ;p
wasza ciekawość zostanie chyba zaspokojona, kim jest tajemniczy blondyn ^^
Ps: dziękuję za komentarze, wiele dla mnie znaczą no i przeprasam, że nie na wszystkie odpisuję, po prostu teraz nie mam internetu i robię wszystko by przeczytać wasze notki ;***
wasza ciekawość zostanie chyba zaspokojona, kim jest tajemniczy blondyn ^^
Ps: dziękuję za komentarze, wiele dla mnie znaczą no i przeprasam, że nie na wszystkie odpisuję, po prostu teraz nie mam internetu i robię wszystko by przeczytać wasze notki ;***
***
Teleportowałam się do Australii, w miejsce gdzie zawsze
przesiadywaliśmy całą rodziną. Co roku na wakacje rodzice zabierali mnie, no i
Rose w te okolice. Zawsze ten sam hotel, ci sami ludzie, te same ogrody i
wycieczki. Ktoś pomyśli rutyna, nudy,
ale nie dla nas to był właśnie najlepszy czas. Odcięci od
rzeczywistości, od telefonów, komputerów, byliśmy tylko my. Kochałam to
miejsce. Było tu tak cicho i spokojnie, ale kiedy miało się ochotę rozerwać
nocą zaczynały tętnić życiem kluby, puby i inne lokale serwujące drinki i
zachęcające do tańca. Ruszyłam ścieżką
do hotelu, po drodze mijając grządki kwiatów, bukiety róż, bluszcz oplatający
drabinki i wiele innych roślin, których nazw nie pamiętałam. Weszłam do
drewnianego budynku i rozejrzałam się dookoła. Z radością stwierdziłam, że nic
się nie zmieniło, odkąd ostatni raz tu byłam. Podeszłam do recepcji, a za ladą
ujrzałam ciotkę Tess. No cóż to właśnie dlatego było nas stać na te wakacje.
Zadzwoniłam dzwoneczkiem i czekałam na reakcje kobiety.
- Dzień dobry. W czym mogę służyć ? - zapytała , odwracając się w moją stronę.
- Witaj ciociu. - powiedziałam, a ta spojrzała na mnie ze
zdziwieniem.
- Hermiona ? To ty ? Ale wyrosłaś. Chodź no tu do mnie. - no
i takim sposobem zostałam obściskiwana i obcałowywana za wszystkie czasy. - To gdzie masz resztę ? - zapytała, a ja
zamilkłam.
- A nie było ich tutaj ?
- Nie no, od waszych ostatnich odwiedzin już się z nimi nie
widziałam. Mionka powiedz mi natychmiast o co tu chodzi ?
- Ja... No, bo... Byłam na taki szkoleniu, no i skończyłam
je wcześniej. Chciałam zrobić wszystkim niespodziankę, ale nikogo nie zastałam
w domu i od razu przyszło mi namyśl, że są u ciebie. - skłamałam na poczekaniu
i miałam nadzieję, że ciotka nie wykryje fałszywej nuty w moim głosie.
- Ahh rozumiem kruszynko. Zostań tutaj, bo kto wie może
jeszcze mnie odwiedzą. Przecież co roku do mnie przyjeżdżaliście.
- Ale to nie będzie problem ? Mam pieniądze, oczywiście
zapłacę.
- Ohh nie. Nie ma nawet takiej opcji. Od rodziny pieniędzy
nie biorę. - powiedziała kobieta i mocno mnie uściskała. Byłam jej naprawdę
wdzięczna. Nie wiem jak bym sobie poradziła finansowo, jeśli miałabym opłacać
hotel. Za nim się obejrzałam nastał wieczór, a ja niestety niczego nie miałam.
Ciocia Tess ich tutaj nie widziała, więc chcąc nie chcąc musiałam zacząć
poszukiwania. Czekały mnie trudne tygodnie, ale o tym miałam się przekonać już następnego dnia.
***
Patrzyłem jak ona znika i długo jeszcze stałem w miejscu nie
mogąc dojść do siebie. Kiedy tylko ją ujrzałem, jej uśmiech, jej oczy...
Poczułem się tak jakby czas się zatrzymał, jak gdyby istniała tylko ona. Ta
piękna, jedyna, najważniejsza... Nie wiedziałem kim ona była, ale wszystkie
cząsteczki mego ciała chciały jej dotknąć, poczuć, usłyszeć. To było takie
inne, takie dziwne. Nigdy przecież nie zwracałem uwagi na uśmiech, dla mnie
najważniejsza była dobra figura. Ale teraz czułem sie inaczej. Ta dziewczyna mnie zachwyciła, była taka
naturalna w tym co robi. Chciałem ją poznać, znowu zobaczyć, porozmawiać.
Chciałem wiedzieć, dlaczego mnie tak do niej ciągnie i czy kiedykolwiek
przyjdzie mi ją jeszcze spotkać. Jej oczy wyrażające radość, rozbawienie,
troskę. Cholera... Ahh jakoś nigdy nie miał to dla mnie najmniejszego
znaczenia. Panienki na jedną noc, alkohol, imprezy, dobra zabawa. A teraz co ?
Do cholery nie wiedziałem co się ze mną dzieję. Przecież ja taki nie jestem,
nie byłem i co ? Tak nagle ma to się wszystko zmienić ? Tak długo się przed tym
wzbraniałem, nie chciałem się zmieniać, nie chciałem porzucać tej maski obojętności.
To dziwne, ale bałem się. Bałem się odrzucenia, bałem się porażki i nadal się
boję, dlatego wolałem pozostać taki, jakiego przez lata wykreował mój ojciec. Pomyślicie
podły, zimny, egoistyczny, lecz nie dla wszystkich. Matka wraz z babcią Mary,
kiedy tylko mogły wpajały mi, że najważniejsza jest przyjaźń, miłość. Byłem
sobą tylko przy nich, tak mnie wychowano. Dla Lucasa musiałem być silny,
musiałem z nim być, ponieważ chciałem mu dać to czego nie mógł nasz ojciec.
Tylko w domu byłem sobą, przy rodzinie, przy Diable, choć z tym ostatnim trochę
się zapomniałem. Nigdy nie byłem taki w stosunku do Zabiniego, nigdy się nie
kłóciliśmy, takiego mógł mnie widzieć tylko w Hogwarcie wśród innych uczniów.
Wtedy udawałem i tak miało pozostać nadal. Tylko ta dziewczyna, ona... Nie wiem
czemu, ale czułem, że ona coś zmieni, że zmieni coś w moim gównianym życiu.
Znowu to głupie przeczucie. Otumaniony ruszyłem do księgarni "Magic
Word". Wszedłem do środka i już od progu powitał mnie zapach starych
ksiąg.
- Witaj Draco. Dawno cię nie widziałam. - usłyszałem głos
swojej babci i za nim się obejrzałem już spoczywałem w jej ramionach.
- Taa witaj babciu.
- Opowiadaj co u was słychać ? Jak Lucas i Narcyza ?
- Ehh wszystko dobrze, a co do młodego to wrócił do nas
wczoraj wieczorem.
- No tak, ale może byście mnie odwiedzili co ?
- Wiesz babciu jak to jest.
- Wiem, wiem, ale przyjedziecie ?
- Przekażę mamie.
- Ohh co ty taki miły ? Zawsze jak przychodziłeś słychać
było twoje narzekania w całym domu.
- Nie prawda.
- Ależ prawda.
- Babciu.
- Draco wiem co mówię. Więc ?
- Nie ważne.
- Oj mów mi tutaj natychmiast. Jesteś taki rozmarzony.
- Ehh... Ja, no ten...
- No co ?
- Nie, nie to naprawdę nic.
- Ohh mój wnusio się zakochał. Kim jest ta szczęściara ? -
zapytała, a mnie kompletnie zatkało.
- Że co ? Nie, to nie tak. To jakieś nieporozumienie, bo ja
się nie zakochuję.
- Tak tylko się mówi. Zobaczysz, że to szybko się zmieni.
- Mary ja naprawdę... - zacząłem, ale kobieta mi przerwała.
- Ohh ktoś tu się zdenerwował. - powiedziała i się
uśmiechnęła. Miała racje, bo wiem po imieniu mówiłem do niej kiedy naprawdę coś
mnie frustrowało i byłem zły.
- Jak ty mnie dobrze znasz. Mam sie zacząć bać ? - zapytałem, robiąc wystraszoną minę.
- Hahah już nie przesadzajmy. Usiądziesz czy będziesz tak
stał ? - zapytała przez śmiech.
- Ja w sumie tylko na chwile. Postoję.
- No dobrze. pewnie chcesz wiedzieć o co chodzi. Otóż
dziewczyna, która u mnie pracowała musiała wyjechać. Potrzebuję kogoś kto ją
zastąpi.
- Eeee no i co w związku z tym ?
- Że widzę cię jutro o 9:00 u siebie.
- Co ? Ale chyba nie myślisz, że na to się zgodzę ? Ja mam
pracować tutaj ? - powiedziałem, wskazując ręką na miejsce.
- Tak, właśnie tego od ciebie oczekuję.
- Babciu chyba jesteś nie poważna.
- Draco nie masz nic do gadania. Wiesz do naszej księgarni
przychodzi wiele młodych dziewczyn. - powiedziała, na co się zaśmiałem.
Westchnąłem z dezaprobatą i stwierdziłem, że to nie jest zły pomysł. przecież
właśnie przed księgarnią Mary widziałem tą dziewczynę. Kto wie, a może tu
przychodzi ?
- No dobra, zgadzam się, ale niech babcia nie myśli sobie
nie wiadomo co.
- Ohh Draco. Cieszę się, że nie zostawiasz mnie z tym
wszystkim samą.
- Janse. Przepraszam , ale muszę już lecieć.
- To do jutra i przyprowadź z sobą Lucasa.
- Zobaczę co da się zrobić. Dowidzenia. - powiedziałem,
uśmiechając się do babci i
teleportowałem się do domu. Musiałem porozmawiać z Blasiem. Ruszyłem do jego
pokoju i zastałem go siedzącego przy biurku i zaciekle coś piszącego.
- Co tam tak skrobiesz ? - zapytałem, dając mu znak, że nie
jest sam.
- Ehh takie tam bazgroły. - odpowiedział , ale nie umyło
mojej uwadze, że Diabeł chowa zapisaną kartę do szafki.
- No tak. Słuchaj stary głupio wyszło.
- Ooo zrozumiałeś ?
- Tak jakby.
- Phyyy.
- Wiem przegiąłem , ale ohh znasz mnie. Naprawdę żałuję.
- To prawda znam cię i to dość długo. Dlatego ci nie wierzę.
- powiedział, co totalnie mnie zaskoczyło. Musiałem wyglądać jak kompletny
idiota z rozdziawioną buzią i oczami jak galeony.
- Jak to ? - zapytałem, bo tylko tyle zdołałem z siebie
wydusić.
- Jesteś nie poprawnym i nie wychowanym młodzieńcem, którego
czeka kara. Oj nie ładnie. - powiedział, a ja z każdym jego słowem śmiałem się
co raz głośniej.
- No nie. Za grosz nie umiesz udawać McGonagall.
- Żartujesz to nie była ona. Trelawney.
- Ahhhh no tak. Ta stara wiedźma mówi inaczej.
- Co ? Przez twoje skandaliczne zachowanie Slytherin traci
20 punktów. Panie Malfoy proszę usiąść prosto. Co cię tak bawi ?
- Haha oj Diable. Brakowało mi tego twojego przedrzeźniania.
- No jeszcze tylko miesiąc.
- Ehh prawda. Nauka... - westchnąłem z rezygnacją.
- Lekcje.
-Obowiązki.
-Szlabanyyy. - powiedziałem na co oboje się zaśmialiśmy.
- Hymmm imprezy.
- Dziewczyny.
- Alkohol.
- Hahaha Zab, może nie będzie tak źle.
- Co ? Będzie zajebiście.
- To będzie rok. - dodałem tylko i przybiliśmy sobie piątkę.
Na Blaise zawsze można było liczyć.
***
Mijał
dzień za dniem, a ja nawet o krok nie przybliżyłam się do znalezienia rodziców.
Chodziłam po miastach ze zdjęciami, pytałam ludzi, ale nikt nic nie wiedział.
Co raz częściej dopadały mnie myśli, co jeśli ich już nie ma, co jeśli oni nie
żyją. Na szczęście miałam Ginny i Diabła. Pisali do mnie jak najczęściej,
wspierali, mówili, że wszystko będzie dobrze. Potrzebowałam ich, a oni
doskonale o tym wiedzieli. W nich miałam całe oparcie. Co dziwne napisał też do
mnie Harry z Ronem. Nie spodziewałam się tego, ponieważ nasze relacje od wojny
uległy drastycznej zmianie. Oczywiście rozmawialiśmy ze sobą, ale nie tak często
jak wcześniej. Nie czułam się tak komfortowo w ich towarzystwie i nie
wiedziałam czy to kiedykolwiek się zmieni.
Przechodząc do mnie i moich poszukiwań, minęły trzy tygodnie od mojej
teleportacji do Australii, a ja stałam w
martwym punkcie. Wiedziałam, że tu już niczego nie znajdę. Postanowiłam
wyjechać i zacząć poszukiwania gdzieś indziej. Pożegnałam się z ciotkę Tess,
która obiecała do mnie dzwonić, jeśli tylko rodzice by się pojawili i
aportowałam się do słonecznej Hiszpanii. Słońce, plaża, morze - uśmiech sam mi
zawitał na twarzy. Miałam już ruszyć, bu znaleźć sobie jakiś nocleg, bo wiem
nie miałam jeszcze pojęcia, gdzie mogę się zatrzymać, ale poczułam silne
uderzenie i upadłam na ziemie. Na mojej
twarzy zawitał grymas bólu. Wstałam szybko i otrzepałam brudne spodenki.
- Ohh czemu ja ? - warknęłam wściekła.
- Umiesz angielski ? - usłyszałam i odwróciłam się w stronę,
z której dochodził głos.
- Tak. A bo co ? -
zapytałam i dopiero teraz spojrzałam na chłopaka. Przede mną stał dobrze
zbudowany brunet, o czarnych jak noc oczach.
- Czyli tutaj nie mieszkasz ? - zapytał, uważnie na mnie
spoglądając. Chyba nie zraził go mój surowy ton.
- Nie. Mieszkam w Londynie. - odpowiedziałam i nagle zdałam
sobie sprawę, że przecież nie znam tego chłopaka. - Zresztą co cię to obchodzi
? Zajmij się sobą i daj
mi spokój. - dodałam i odwróciłam się z zamiarem odejścia. Jednak
chłopak nie odpuszczał i już po kilku krokach zrównał się ze mną i szedł tuż
obok.
- Ohh czy do ciebie nic nie dociera ? - zapytałam wściekła.
- Rozumiem, ale nie zdążyłem cię jeszcze przeprosić. -
odpowiedział ze skruchą i się do mnie uśmiechnął. Zatrzymałam się i spojrzałam
na niego.
- Cholerni mugole... - mruknęłam pod nosem i dałam znak,
żeby kontynuował. Chłopak spojrzał na mnie zdziwiony, ale nie skomentował moich
słów.
- No tak, więc przepraszam. Naprawdę nie chciałem na ciebie
wpaść i może w zamian za to zechciałabyś się ze mną wybrać do kawiarenki albo
na jakiegoś drinka ?
- Co za tupet. Przepraszam, ale nie mam ochoty na żadnego
drinka w twoim towarzystwie. - odpowiedziałam, ale wszystko co wypłynęło z
moich ust było kłamstwem. Musiałam to
przyznać, ten chłopak był mega przystojny i najdziwniejsze w tym wszystkim było
to, że miałam jakieś głupie przeczucie, że już go kiedyś widziałam.
- No nie daj się prosić. Jeden drink, a w zamian pomogę ci
znaleźć jakieś lokum. - powiedział szczerzę się uśmiechając. Nie mogłam tego
nie odwzajemnić , ale moja odpowiedź zaskoczyła zarówno jego jak i mnie.
- Przepraszam, ale nie mogę . Jesteśmy z dwóch różnych
światów. To nie wyjdzie. Przepraszam. - powiedziałam i ruszyłam przed siebie w
poszukiwaniu miejsca na nocleg. Przez całą drogę w duchu przeklinałam siebie za
swoją głupotę. Ten chłopak był taki tajemniczy, taki ohhh... Chciałabym go poznać,
ale kiedy znalazłam się w małym pokoiku stwierdziłam, że jednak dobrze
postąpiłam i tak właśnie będzie najlepiej. Jeśli coś bym do niego poczuła,
jeśli między nami zaczęło by się coś dziać, czułabym się głupio z myślą, że
muszę go okłamywać. Miałam nadziej, że
już go tutaj nie spotkam, bo wiem nie chciałam się przed nim znowu tłumaczyć.
***
Minęły już trzy tygodnie odkąd pracowałem u Mary.
Trzy tygodnie temu ujrzałem dziewczynę, o której w za nic w
świecie nie mogłem zapomnieć.
Trzy tygodnie - tyle czasu jest z nami Lucas.
Trzy tygodnie i jak do tej pory nie trafiłem do łóżka z
żadną pustą panienką.
Trzy tygodnie odkąd coś się zmieniło.
Trzy tygodnie - tyle czasu jeszcze pracowałem na odbudową
Hogwartu.
Nie było czasu na rozmyślania, nie było czasu na leniuchowanie
i obijanie się z kąta w kąt. Mój cały dzień był już zaplanowany. Wstawałem, by
pobiegać z Diabłem, potem śniadanie, praca w księgarni, obiad, odbudowa
Hogartu, Lucas, kolacja, no i do spania. Mniej więcej tak to wszystko
wyglądało. Czasem zabierałem młodego do babci, a nieraz razem z Diabłem
braliśmy go do szkoły, bo ten tak bardzo chciał ją zobaczyć wcześniej. No cóż
był nie cierpliwy tak jak ja, ale jak do tej pory mi zawsze wychodziło to na
dobre. Teraz miałem dla siebie więcej czasu wolnego, bo wiem w szkole wszystko
zostało już zrobione i mogliśmy spokojnie wrócić do starych zajęć . Pewnie się
zastanawiacie po co w ogóle to robiłem ? Po co pomagałem ? Otóż chciałem się
jakoś odwdzięczyć Dumbledorowi za to co dla mnie zrobił i, że wierzył we mnie
do samego końca. To dzięki niemu zobaczyłem, że mam inne wyjście niż bycie
Śmierciożercą. To on jako pierwszy mi zaufał, dlatego gdzieś wewnątrz czułem,
że muszę pomóc w odbudowie Hogwartu. Chciałem tu stworzyć coś swojego, chciałem
zrealizować pomysł na to miejsce. Błonia to one znalazły się w moich planach.
Podczas bitwy zostały doszczętnie zniszczone, a ja chciałem sprawić, by na nowo
to miejsce zachwycało ludzi swoim urokiem i pięknem. Zadbałem o każdy
najmniejszy szczegół, każdą drobnostkę, ścieżki, drzewa, kwiaty, jezioro,
pomost, fontanny, ławki... To wszystko znajdowało się właśnie na błoniach.
Trzy tygodnie ciężkiej pracy zdecydowanie się opłaciło, bo
wiem powstało coś naprawdę cudownego i jedynego w swoim rodzaju. Taki magiczny
ogród...
***
Miałam wszystkiego dość.
Dość tego miejsca,
tych ludzi...
Nikt mnie nie rozumiał. Nie wiedzieli co tutaj robię i o co
mi chodzi.
Nie obchodziło ich to kim jestem, kogo szukam i, że
potrzebuję pomocy.
Każdy tylko spoglądał na mnie ze zdziwieniem,
kazali się wyluzować,
zapomnieć,
pójść się zabawić.
Nie rozumieli i nie chcieli rozumieć.
Poddałam się...
Poddałam, choć obiecałam sobie, że będę walczyć , że na
pewno odnajdę rodziców.
Nic z tego, byłam już tym wszystkim wyczerpana.
Nie dość tego dwa dni temu zaczęła się szkoła, a ja nadal
siedziałam tutaj. Tylko przyjaciele wiedzieli gdzie jestem i już pierwszego
dnia dostałam od nich listy. Pytali o poszukiwania, o to kiedy wrócę i dlaczego
mnie jeszcze z nimi nie ma. Opowiadali o szkole, o uczniach i nauczycielach, o
wspaniałych błoniach, i odbudowanym budynku. Twierdzili, że wszyscy się o mnie
pytają, że każdy martwi się moją nieobecnością, ale jakoś nie chciało mi się w
to wszystko wierzyć. Nie odpisałam im, zresztą nie wiedziałam co miałabym
napisać. Że co ? Że nie wracam do Hogartu ? Że bardzo żałuję ? Że muszę szukać rodziców
? Czy to, że się poddałam ? Że boję się reakcji innych na wieść, że mi się nie
udało ? Że nie chcę słów pocieszenia tylko z powrotem moją małą Rose i rodziców
?
Nie chciałam tego.
Nie mogłam wrócić.